11 lis 2012

Rozdział 64.

...i kładąc głowę na moim ramieniu, zasnęła. Cholera! Było tak blisko! Tak blisko, bym w końcu to zrobił, bym się odważył... ale nie mogłem. Nawet jeśli bardzo tego pragnąłem, to nie mogłem tego zrobić... Dlaczego? Ona była pijana, nie mogłem tego tak wykorzystać, nie był bym pewien czy ten pocałunek jest prawdziwy czy wymuszony. Przecież ona nawet nie wie, co się z nią teraz dzieje. Jutro nic by nie pamiętała. Nie mogłem tego wykorzystać. Poza tym ona na pewno nic do mnie nie czuje. Cały czas powtarza, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. Na początku myślałem, że coś jest na rzeczy. Widziałem to w jej oczach, w tych pięknych zielonych oczach... Myliłem się, trzeba żyć dalej. Wtuliłem twarz w jej miękkie włosy i z uwielbieniem wciągałem powietrze wypełnione ich rumiankowym zapachem. Jej oddech stał się miarowy, ciepły, słodko wypełniony alkoholem - zasnęła. Czułem to na swojej szyi na której po chwili pojawiła się gęsia skórka. Nie miałem serca jej budzić, dlatego oboje zasnęliśmy na trawniku... Obudziłem się o świcie. Tak mi się wydawało, bo zaczęło się robić już widno. Zdrętwiałą dłoń nakierowałem na kieszeń i wyciągnąłem z niej telefon. Zegarek wskazywał 4:30, a na około nas było zimno... No właśnie, nas... Monika nadal niewzruszona, słodko spała na moim ramieniu. Teraz jednak postanowiłem już zabrać ją do domu, nie mogłem dopuścić do tego, aby się przeziębiła.
- Hej, Moniś, obudź się na chwilkę. - próbowałem ją lekko ocucić, powoli się unosząc. Delikatnie się poruszyła, a moje ciało pod wpływem impulsu zadrżało. Jej powieki lekko choć niepewnie uchyliły się. Uniosła głowę i zaczęła się rozglądać, a kiedy jej wzrok utkwił na mnie, uśmiechnęła się i ponownie ułożyła swoją głowę na moje klatce.
- Moniś, musimy wstać, iść do domu. - podjąłem kolejną próbę, chociaż w głębi serca nie chciałem tego. Zsunęła się ze mnie i sama ułożyła na ziemi.
- Zimno mi...  - mruknęła, ciągnąc za róg mojej bluzy. Bez słowa wstałem i wziąłem ją na ręce. Czując bijące ode mnie ciepło, przylgnęła do mnie, obejmując moją szyję. - Nathan... Ja... - westchnęła tuz przy mojej szyi, a lekki wiatr omiótł nasze twarze swym porannym chłodem, przez co wstrząsnął mną dreszcz.
- Tak, wiem, zimno Ci. Już idziemy do domu, obiecuję, że zaraz zrobi się cieplej. - odpowiedziałem. Jakoś uporałem się z zamkiem i po chwili oboje znajdowaliśmy się w domu. Poczułem, że rozluźniła mięśnie.
- Chcesz się wykąpać? - spytałem. Pomyślałem, że ciepła kąpiel dobrze by jej zrobiła.
- Nie... Tak... Nie... To znaczy tak, ale nie mam siły, ... - otworzyła oczy i patrzyła na mnie z miną zbitego psiaka. Tyle, że ja jej nic nie zrobiłem. Zaśmiałem się i zaniosłem ją do salonu, gdzie zgrabnie ułożyłem ją na kanapie. Wtuliła się w poduszkę i przymknęła oczy. Poszedłem do łazienki, napuściłem do wanny gorącej wody i udałem się na górę do jej pokoju. W jej rzeczach odszukałem bieliznę oraz pidżamę. Wszystko zaniosłem do łazienki, gdzie można było odczuć aromat waniliowego płynu do kąpieli. Następnie wróciłem do salonu, subtelnie wziąłem ją na ręce, zaniosłem do łazienki i posadziłem na rogu wanny.
- Moniś - uniosła twarz i spojrzała na mnie - rozbierz się i wykąp. Tam - wskazałem ręką na pralkę - leżą twoje rzeczy, przebierz się w nie po umyciu. Dasz sobie radę?
- Tak... - odpowiedziała cicho, zgaduję lekko senna.
- To ja już zostawiam Cię samą. - mówiąc to podniosłem się i skierowałem do drzwi - A no i jeśli chcesz, to nie musisz zamykać drzwi, obiecuję, że nie wejdę.
- Dobrze... - kiwnęła głową. Wyszedłem, zamknąłem za sobą drzwi i udałem się do salonu, aby poczekać na nią aż skończy. Po około 30 minutach usłyszałem, jak drzwi od łazienki otwierają się. Szybko pokonałem dzielącą nas odległość i zobaczyłem, że wychodziła stamtąd, tak jakby była ledwo żywa. Mając na wpół przymknięte oczy, podtrzymywała się framugi. Bez namysłu wziąłem ją na ręce i poszedłem do jej pokoju. Nic nie mówiąc, ułożyłem ją na łóżku i okryłem kołdrą, po czym skierowałem się do wyjścia.
- Nathan... - wyszeptała.
- Tak? - zapytałem troskliwie
- Dziękuję... - posłała mi słaby uśmiech i w oka mgnieniu jej powieki zamknęły się. Zasnęła. Z uśmiechem na twarzy opuściłem jej pokój i sam poszedłem wziąć odświeżającą kąpiel. Po niecałych 10 minutach moje ciało napawało się wygodą łóżka. I kiedy byłem już pewien, że za chwilę zasnę, do głowy wpadła mi jedna myśl, która coś mi uświadomiła. ''Dla tej dziewczyny byłem gotów skoczyć nawet w ogień, nawet jeśli była ona tylko moją przyjaciółką'' - i odpłynąłem do krainy snu...

*perspektywa Moniki*

Obudziłam się z ... wow! O ja pierniczę! Jeszcze nigdy tak bardzo nie bolała mnie głowa! Nawet patrzenie sprawiało mi ból. Z trudem wstałam z łóżka i przewróciłam się o własne nogi. Ofiara ze mnie... To wiem! Musiałam szybko wziąć coś na głowę. Tylko do jasnej cholery czemu ona mnie tak boli? Czyżby ktoś odwiedził mnie w nocy i niby przypadkiem naparzał młotkiem w głowę? No nie wydaje mi się... Nadal byłam lekko senna, ale po omacku wymacałam schody i zeszłam na dół. W salonie, prawie roznegliżowani siedzieli wszyscy oprócz Jaya i ucinali sobie poranną pogawędkę.
- Tom... - pisnęłam - Boli mnie głowa. -  usiadłam mu na kolanach, ramionami oplatając jego szyję. Ten przytulił mnie i opiekuńczo cmoknął w czoło.
- Noo, nie dziwie Ci się, zaraz coś na to poradzimy...
- O Monika! - krzyknął Jay, który właśnie wyszedł w samym ręczniku (!) z łazienki. - Co tam?
- Jay! Błagam! Pół tonu ciszej... - syknęłam.
- Oj źle z Tobą... - usłyszałam głos Nathana. No Amerykę odkryłeś. Brawo! - Tom, co mam jej dać?
- Myślę, że kąpiel załatwi wszystko... - wszyscy oprócz Nathana lekko parsknęli śmiechem.
- Ale, że TA kąpiel? - upewniał się zdziwiony Nathan.
- Tak, ta kąpiel - odpowiedział wesoły Tom, Nathan otwierał już usta by coś powiedzieć, ale ten skrzętnie go wyprzedził - I kolejny raz tak! Ty też masz wziąć w tym udział. - okej, kąpiel to wiem, co to jest i nie mam nic przeciwko... Ale żeby Tom kazał mi kąpać się w jednej wannie z Nathanem? No bez przesady! Po chwili poczułam, że ktoś bierze mnie na ręce. Nawet nie miałam ochoty otwierać oczu.
- Nathan? - podjęłam, próbę rozpoznania osobnika zagrażającego mojemu życiu poprzez głos.
- We własnej osobie. - odpowiedział niezbyt zadowolony. Nagle dostałam gęsiej skórki.
- Nie żeby coś, ale moglibyście czasem zamykać okno w łazience. - powiedziałam, lekko drżąc. Nathan jedynie parsknął. Nie wiem, co go tak cieszy, ale... Jezuuuuuuuuuuuuuuuu! Zimno! Zimno! Cholernie zimno!
- Nathan Ty sku... Co ty odpierniczasz?! - krzyknęłam wściekła, zaraz po wynurzeniu - Do jasnej cholery co ci odbiło, żeby wskakiwać ze mną do basenu?! - podpłynęłam do niego i zaczęłam podtapiać. Jeden... Nie! Dwa plusy całej tej sytuacji... Mogłam do woli mścić sie na Nathanie w tak przyjemny i nieograniczony sposób, oraz drugi - przynajmniej miałam naturalnie szeroko otwarte oczy. Twarz Nathana wynurzyła się, bo puściłam nieszczęśnika wolno - nie miałam zamiaru go ratować, dlatego pozwoliłam mu wypłynąć. Uśmiechnięty wycierał twarz, a w szczególności oczy.
- To powiesz mi czemu to zrobiłeś? - spytałam, bardziej spokojna, siadając na krawędzi basenu. Nathan podpłynął do moich kolan, a uśmiech nie schodził z jego twarzy.
- Możesz mnie bić, rób co chcesz, ale Tom mi kazał. Kiedyś zrobiliśmy tak Jayowi i pomogło. No przyznaj... Boli cię jeszcze głowa? - no faktycznie. Było o wiele lepiej, nic nie czułam.
- Nie... nie boli. - odparłam, przecierając dłonią czoło - Ale to nie znaczy, że mu się za to nie oberwie. - złość na nowo we mnie zagościła, pojawiając się z prędkością światła. Chociaż... Determinacji też było we mnie cholernie dużo. Wstałam, lekko otrzepałam nadmiar wody i pobiegłam do domu.
- Thomasie Parker!!! - wydarłam się na cały budynek. - Jak cie znajdę to będziesz wąchał kwiatki od dołu!
- Jest lepiej. - mruknął mój wesolutki braciszek, który zaraz miał być martwym braciszkiem.
- Zabiję cię! Zatłukę jak nie wiem co! A potem poćwiartuje, zakopię, odkopię, jeszcze raz poćwiartuję i rzucę psu na pożarcie, a to co zostanie spalę, a prochy spuszczę do kanałów! - zaczęłam ganiać go po całym domu, aż w końcu złapałam go w salonie przy kanapie. Upadł na podłogę, a ja caluteńka mokra rzuciłam się na niego i zaczęłam go łaskotać. No dobra... Słaba kara. Co by tu mu zrobić... Nie mam pomysłu! No kurde! Tom zwijał się ze śmiechu i błagał o litość, więc darowałam. Idiotyzm jest nieuleczalny, jakoś przeżyję. Zeszłam z niego i pobiegłam do pokoju. Zdążyłam jeszcze w między czasie zabrać mu telefon, czego był nieświadom. Wygrzebałam jakieś suche ciuchy, przebrałam się, włosy zawinęłam w ręcznik i z turbanem na głowie poszłam do kuchni na śniadanie. Wszyscy już tam byli. Zasiedliśmy do stołu i zaczęliśmy w spokoju jeść płatki. Hm... Dzisiaj jakoś nikomu nie chciało się smażyć jajecznicy, a miałam na nią straszną ochotę. Nagle olśniło mnie co dzisiaj za dzień. Czwartek!
- Chłopaki, która godzina? - spytałam, ładując sobie do buzi kolejną łyżkę płatków. Siva spojrzał na zegarek.
- 11:00 - rzucił od niechcenia, powracając do konsumowania, a ja o mało nie wyplułam zawartości swojej buzi. No dobra... kilka płatków w połączeniu z mlekiem wylądowało na twarzy Nathana przez co chłopaki zaczęli się śmiać, ale teraz nie to było najważniejsze.
- Już 11:00?! O kurde! Tak późno?! - resztę swojej porcji wepchnęłam w siebie na jednym tchu i nie mając ochoty na grę z Tomem, którą wcześniej zaplanowałam, rzuciłam mu jego telefon i pobiegłam na górę. W pośpiechu wyszperałam z walizki wszystkie potrzebne mi rzeczy. Szybko coś ubrałam, włosy związałam w niedbałego koka i  wybiegłam na dół. W szybkim tempie znalazłam się przy Maxie.
- Dziewczyny wiedzą, że mają zająć się chłopakami, ale tobie jeszcze powtórzę, bądź gotowy na 15:00. Dzisiaj twój wielki dzień. - cmoknęłam go policzek i krzycząc: ''Pa'', wyszłam na zewnątrz. Przed domem stała taksówka, którą wcześniej zdążyłam zamówić i zawiozła mnie prosto pod Coliseum Theatre. Podziękowałam, zapłaciłam i spojrzałam na zegarek - 12:00. Zdążyłam! Na większym luzie weszłam do środka i po raz kolejny przywitała mnie ta sama, wesoła blondyneczka. Zaprowadziła mnie do wynajętej przeze mnie sali na dzisiejszy dzień i mogliśmy zacząć przygotowania... Efekt był oszołamiający! Po niespełna trzech godzinach pracy sala była gotowa, a ja - co tu dużo mówić - byłam zadowolona i szczęśliwa. Jest pięknie, jest tak jak to sobie zaplanowałam. Podziękowałam wszystkim za pomoc i zamawiając taksówkę wróciłam do domu. Była 15:10, dlatego wpadłam do domu jak strzała. W salonie siedzieli chłopcy - każdy odstrojony w garnitur. Uśmiechnęłam się na ich widok.
- Możesz nam wyjaśnić o co chodzi z tymi garniturami? - zapytał Tom - Max powiedział, że ty nam kazałaś.
- No jasne, ze wam powiem. - uśmiechnęłam się, na co chłopcy odetchnęli z ulgą - Ale nie teraz! - pokazałam im język i rzuciłam się schodami na górę. Przekręciłam kluczyk w drzwiach i zaczęłam wygrzebywać z walizki jakieś ciuchy dla siebie. W końcu ja też muszę wyglądać jak człowiek! Założyłam malinową sukienkę do kolan, która od bioder miała falbanki. Na stopy wsunęłam czarne szpilki, do torebki w tym samym kolorze zgarnęłam telefon i zabrałam się za fryzurę. Postanowiła, że dzisiaj podepnę jedynie grzywkę spinką, na prawą stronę, a reszta zostaje normalnie. Zadowolona z efektu, psiuknęłam na siebie moimi ulubionymi perfumami i zeszłam na dół.
- Ładnie wyglądasz.  -skomentowali mój ubiór, ale nie w głowie mi były ich komplementy. Spojrzałam na zegarek - 15:30, już czas. Przed domem czekała na nas Elisabeth, razem ze swoim samochodem. Nareesha i Kelsey pojechały do Michelle. Jay, Siva i Nathan zapakowali się z Elisabeth do jej czerwonej Hondy, a Max, ja i Tom pojechaliśmy samochodem chłopaków. Po 10 minutach byliśmy już na miejscu. Rodzice zarówno Maxa jak i Michelle czekali przed wejściem. Wysiedliśmy z samochodów i poszliśmy się przywitać. Pozostało nam tylko jedno - czekać na Michelle. Po kwadransie, przed wejściem, zjawiła się czarna limuzyna z której wysiadły Kelsey, Nareesha i Michelle. Te pierwsze były wesołe, ale Mich wyglądała na przestraszoną. Zwłaszcza zdziwił ją fakt, że byli tam jej i Maxa rodzice.
- No to wchodzimy. - zaprosiłam do środka, wszystkich zebranych, którzy nie mieli zielonego pojęcia o tym, co się święci. Wszyscy podążaliśmy czerwonym dywanem, a na około na poustawiane były wielkie wazony z kwiatami. Weszliśmy do sali.i poprosiłam, aby cała towarzysząca mi grupa zajęła miejsca pośród pełnej widowni, która zebrała się tutaj, aby obejrzeć spektakl. Kiedy w sali zrobiło się cicho weszłam na scenę i stanęłam na środku.
- Witam wszystkich zebranych. Przepraszam, ze wam przeszkadzam, ale jest to bardzo ważna sytuacja. Zanim obejrzą państwo umówiony spektakl: ''Romeo i Julia'' chciałabym, aby byli państwo wyrozumiali i jeszcze chwilę poczekali. Max, mógłbyś tu przyjść? - ja byłam zestresowana, ale wyobrażam sobie, co teraz działo się z Maxem. Kiedy przyszedł na scenę, życzyłam mu powodzenia, a sama udałam się na schody, aby w spokoju przyjrzeć się całemu widowisku. Widziałam, ze był spięty, ale po chwili przemówił.
- Michelle? Mogę Cię tutaj poprosić? - zapytał czule, uśmiechając się, a światło z lampy skierowane zostało wprost na zdezorientowaną Mich. Ta, chwiejnym krokiem podniosła się z miejsca i ruszyła na dół, dołączając do Maxa.
- Jesteśmy już ze sobą długo... - zaczął Max - Znaczysz dla mnie bardzo wiele. Nigdy nie czułem, czegoś takiego do innej osoby. I teraz wiem, że to przy tobie pragnę budzić się każdego dnia i to ciebie chcę uszczęśliwiać, ponieważ cię kocham. Dlatego droga Michelle Keegan - uklęknął wyjmując z kieszeni czerwone pudełeczko - wyjdziesz za mnie?- wokół nastała cisza, a ja trzymałam kciuki, aby odpowiedziała...
- Tak, Max. Wyjdę za Ciebie! - krzyknęła szczęśliwa, a z góry zaczęto sypać płatki róż w chwili kiedy Max wsuwał Michelle na palec pierścionek. Następnie para połączyła się w namiętnym pocałunku, a cała sala zaczęła bić im brawo. To było coś pięknego! Oboje obejmując się, zeszli ze sceny udając się na swoje miejsca, a obiecany spektakl właśnie się zaczął. Zobaczyłam, że Nathan opuszcza swoje miejsce, a kiedy napotkał na sobie moje spojrzenie, gestem oznajmił, że ktoś do niego dzwoni, dlatego wyszedł na zewnątrz. Spokojna, odkręciłam się w stronę sceny i zobaczyłam przed sobą szczęśliwych Maxa oraz Michelle.
- Nawet nie wiemy jak bardzo Ci dziękować. - odparła Michelle.
- To była przyjemność. - uśmiechnęłam się - A teraz wracajcie na miejsca i cieszcie sie sobą oglądając przedstawienie.
- Dziękujemy Ci. - oboje mocno mnie przytulili i wykonując moje polecenie ruszyli na swoje miejsca. Byłam taka szczęśliwa... Z oczu poleciało mi kilka słonych łez. Przeżyłam jedną z najpiękniejszych chwil w moim życiu, cieszyłam się ich szczęściem.
- Przepraszam, wracam do domu... - usłyszałam za sobą głos Nathan, który bez słowa wyszedł. Zdziwiona dogoniłam go i złapałam za rękę.
- Ale Nathan? Coś się stało?
- Tak... Nie mam teraz ochoty na świętowanie. Wiem, że jest co i naprawdę cieszę się razem z nimi, ale w zaistniałej sytuacji nie mogę... Wybacz... - wdziałam, że jest mu strasznie ciężko, a z oczu za chwilę pociekną mu łzy.
- Możesz mi chociaż powiedzieć co się stało? - zapytałam spokojnie, patrząc ze zrozumieniem w jego magiczne tęczówki w których malował się ból. Westchnął głęboko i spuścił głowę...
- Moja ciocia nie żyje...
__________________________________________________________________
Przepraszam, ze taki nudny i ma dużo błędów, ale pisałam go na szybko i nie jestem z niego zadowolona ;/
Resztę pozostawiam do waszej oceny :)
Chciałabym, żeby te osoby, których nie odwiedziłam i nie zostawiłam u nich komentarza, napisały mi w komentarzu u mnie swój adres do bloga - z chęcią wejdę. :)
Wiem, ze jesteście nienormalni, bo wszyscy mi piszecie, że mam talent... ale mam nadzieję, ze po tym rozdziale wszystko sie zmieni. :D
A jeśli nie to.... Błagam! Zmieńcie dilera! :D
Dobrej nocy wam życzę i przyjemnego tygodnia! :*
Kocham was! ♥

P.S. O ludzie dziękuję! Dziękuję za te miłe 22 komentarze pod poprzednim rozdziałem i ponad 26 tysięcy wejść!! Jesteście moja siłą!!! Dziękuję wam za to z całego serca i kocham was!!! To wy motywujecie mnie do dalszego pisania, jesteście jak wisienka na torcie!~Normalnie się wzruszyłam! Jeszcze raz serdecznie wam za wszystko dziękuję, że jesteście ze mną i nie opuściliście mnie w chwilach zwątpienia! Kocham was moje skarby! ♥♥♥

14 komentarzy:

  1. A myślałam... ah... jego ciotka nie żyje!? Współczuję! Kocham cię za ten rozdział. Poprawilas mi nim humor. Dziękuje takze że komeentujesz te moje bazgroły. Jestes cudowna.

    P.S.
    Muszę zmienic dilera bo ja wciąż uważam że wspaniale i niepowtarzalnie piszesz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie gadaj, że nie masz talentu, bo masz i się nie kłóć!!!!
    Kocham czytać Twojego bloga i podoba mi się każdy rozdział.
    Pisz szybko następny ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział cudowny
    i jeszcze raz napiszesz , że nie masz talentu to ... coś wymyślę
    kocham to opowiadanie
    pisz następny

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział ;***
    I mam takie dyskretne pytanie: CZY ONI W KOŃCU BĘDĄ RAZEM ???!!!
    No czekam na next'a i odpowiedź na pytanie ;***

    Mychaaa ;***

    OdpowiedzUsuń
  5. Normalnie DOŚĆ!!!!!
    Mam dość tego jak o sobie mówisz!
    To że Ty tak myślisz (co jest absurdalne) to nie znaczy że inni mają takie zdanie! I możesz zachować to dla siebie, bo i tak nikt tego nie potwierdzi! Więc przestań!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się! :)
      Kurdę, mówię jej to cały czas, a ta wraz swoje -,-
      Ty, Monika zmień dilera, bo chyba psychotropy z wódką zmieszałaś! xd

      Usuń
  6. Pff, nie masz talentu.
    Ty masz dar od Boga, kobieto no !!
    I weź zmień ty dilera na optymistę ^^
    A rozdział piękny, ale nie było *cmok cmok*. Ale będzie w piątek < 3
    Oświadczyny, wzruszyłam się to było MAGICZNE ! ; 3
    Ale ta końcówka, wrr, ciarki ma :(
    Nathan, trzymam za ciebie kciuki dasz radę...
    A ty kochana, następnego pisz ;*
    A ten to wiesz cud, mailnka i dziewczynka ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham twoje opowiadanie! jest świetne!!
    wejdź do mnie:
    www.believefeelandlove.blogspot.com

    masz ogromny talent i pisz, pisz, pisz dużoo ;**
    pa pa ;**
    Julka

    OdpowiedzUsuń
  8. Taaa nie masz talentu, jaasne xd Uważaj bo ktoś Ci kiedyś uwierzy ;p
    Za dobrze piszesz, żeby można było powiedzieć cokolwiek złego na twój temat;)
    Jesteś po prostu niesamowita :D
    Ale miał być kiss! Czemu go nie ma?! -.-
    Yhhh cos ci kiedyś za to zrobie ale najpierw chcę następny rdz ;P
    I maja sie pocałować!
    A teraz do roboty i weny ;****

    OdpowiedzUsuń
  9. O Boże,to pierwsze co pomyślałam po przeczytaniu tego cuda a następnie był zaciesz,tak zaciesz,ze mam takie szczęście bo znalazłam tego bloga*.*
    Jestem zakochana w tym jak piszesz i muszę to powiedzieć z reką na sercu MASZ OGROMNY TALENT!!!
    Przeczytałam to opowiadanie prawie nie pijąc i nie jedząc a z każdym rozdziałem miałam motylki w brzuchu;3
    To jak opisujesz uczucie między Nathem a Moniką powoduje u mnie szybsze bicie serca;3
    Nie wiem jak Ty to robisz ale jesteś po prostu fenomenalna! Wielkie brawa dla Ciebie;)
    Kończąc mój komentarz może się powtórzę ale masz naprawdę ogromny talent wiec nie zmarnuj tego i pisz dalej;)
    To tyle ode mnie,pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Że no znaczy w sensie.. Co Ty pierdzielisz?
    Rozdział cudowny!
    Tak?- TAK!
    i weź mi tu takich głupot nie gadaj. Bo się wezmę i zdenerwuję.
    Rozdział jest cudowny!
    I Ty o tym doskonale wiesz. Tylko się przyznać nie chcesz. ;)
    Czekam na następny! ; *

    OdpowiedzUsuń
  11. otagowałam cię ;D

    http://believefeelandlove.blogspot.com/2012/11/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie, no rozdział po prostu boski ♥
    Oj, coś mi się wydaję, że przez tą śmierć jego cioci coś się wydarzy ..
    Tylko jeszcze nie wiem co ..
    Dlatego oświeć mniej jak najszybciej dodając rozdział ! ; )
    A, no i jeszcze spraw żeby oni w końcu byli razem, bo nie wytrzymam . ; pp

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Layout by Yassmine