11 kwi 2012

Rozdział 13.

,,The sun goes down...'', oj dobra wiecie, co będzie dalej, grunt w tym, że zadzwonił mój budzik. Była 8:00. Wstałam z łóżka, pościeliłam je, bla, bla, bla...mówiąc krótko, wykonałam wszystkie poranne czynności, aby w pełni opuścić mój ukochany domek na calutkie dwa miesiące. Zeszłam na dół na śniadanie i przywitałam się z rodzicami. Dzisiaj widzę ich ostatni raz i jak już wspomniałam, zobaczę ich dopiero za dwa miesiące. Ciekawe jakie uczucie będzie mi towarzyszyć kiedy będę opuszczać Wielką Brytanię. Czy będę się cieszyć, że ją opuszczam, czy raczej będę smutna i przygnębiona, że już muszę wracać? Nie wiem! Zobaczymy, co los mi zgotuje. Po śniadaniu i ,,krótkiej'' pogawędce z rodzicami, udałam się do pokoju, aby spakować rzeczy, które są najcenniejsze dla mnie i bez których nie ruszam się na żadną wycieczkę (trochę przesadziłam xd). Wzięłam laptopa, moją cyfrówkę, kilka książek, zdjęcie rodziców, ładowarkę, słuchawki i oczywiście moje ukochane zdjęcie z Luizą. Muszę o niej pamiętać, a raczej będę zawsze. Kocham ją, jest dla mnie jak siostra. Spakowałam swój bagaż podręczny, wzięłam walizkę i byliśmy gotowi do odjazdu. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy prosto na lotnisko. Na lotnisku zdałam bagaż i pozostało mi tylko czekanie w kolejce z biletem.
- Będziemy tęsknić! - mama była bliska łez, kiedy musiałam już wsiadać.
- I to bardzo! - powiedział tata, który chyba też planował się rozkleić.
- Ja też będę za wami tęsknić! Kocham was! - przytuliłam ich mocno - Muszę już wsiadać. Pa mamo, pa tato! - krzyknęłam do nich.
-Żegnaj kochanie! - pożegnali mnie i wsiadłam do samolotu. Zajęłam miejsce w samolocie. Byłam trochę smutna, że muszę lecieć, a jednocześnie strasznie podekscytowana. Przywitała nas załoga samolotu i wystartowaliśmy. Byłam szczęśliwa, wyjęłam słuchawki, podłączyłam do telefonu i zatopiłam się w dźwiękach The Wanted.
- Dzień dobry! właśnie wylądowaliśmy na lotnisku w Wielkiej Brytanii. Życzymy miłego pobytu i częstszego korzystania z naszych linii lotniczych, dziękujemy! - usłyszałam przecierając oczy. Chyba się zdrzemnęłam. Wstałam z siedzenia i szłam w stronę wyjścia, aby przywitać się z tym jakże pięknym krajem. Zabrałam bagaże i udałam się na postój taksówek. Jeden z kierowców był bardzo miły i młody, co mi się spodobało. Miał chyba 22 lata, jak się nie mylę, więc wiedziałam, że z takim się dogadam. Mężczyzna szybko wysiadł, zabrał moje bagaże, włożył je do bagażnika i otworzył mi drzwi taksówki. ,, Jaki dżentelmen'' - pomyślałam. Podziękowałam i poprosiłam, aby zawiózł mnie na Chapel Street. Powiedział, że z chęcią to uczyni. Całą drogę rozmawialiśmy, od razu poznał, że jestem z Polski. Kiedy podwiózł mnie pod wskazany adres, bardzo mu podziękowałam, zapłaciłam i zaczęłam szukać budynku pod tym adresem, który wskazała mi starsza pani, u której miałam wynajmować. Znalazłam jakiś dom, bardzo odpowiadający opisowi, więc zapukałam. Otworzyła mi starsza pani.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc? - zapytała.
- Dzień dobry. Nazywam się Monika Jac...
- Ach, już wiem! Czy to ty chciałaś wynajmować u mnie pokój?
- Tak, to ja. - uśmiechnęłam się do niej serdecznie.
- Oj, no to kochana wchodź! - starsza pani zaprosiła mnie do środka. - Ja jestem Wanda Lange, chodź za mną pokażę ci twój pokój.
- Dobrze, pani Wandziu...yyy...mogę się tak do pani zwracać?
- Ależ oczywiście kochaniutka, zwracaj się do mnie jak chcesz!
- Dobrze. - pani Wanda wydawała się bardzo miła i... taka też była. Doszłyśmy do pokoju, który rzekomo miałam zajmować ja. Wnętrze było urządzone prosto i schludnie. Ściany były oliwkowe, podłoga z ciemnego drzewa, łóżko i biurko w kolorze podobnym do podłogi, ciemno-zielone firanki w oknach, komoda na ubrania i dywan w zebrę, który leżał przed łóżkiem.
- Jejku, jak tu ślicznie! Bardzo pani dziękuję! - krzyknęłam.
- Ależ proszę. Jak już się zadomowisz to przyjdź do mnie, porozmawiamy.
- Oczywiście, przyjdę! - uśmiechnęłam się do pani Wandy, która wyszła z pokoju. Zaczęłam rozkładać swoje rzeczy i w pokoju od razu zrobiło się przytulniej. Czułam się prawie jak u siebie w domu.  po skończeniu udałam się do pani Wandy na umówioną rozmowę. Kiedy zobaczyła mnie wchodzącą do kuchni po niespełna 30 minutach, była zdziwiona.
- Już się zdążyłaś rozpakować? - spytała.
- No...tak. - odpowiedziałam normalnie.
- Ty jesteś jakaś inna. - powiedziała do mnie - Moim poprzednim lokatorkom zajmowało to ponad 3 godziny. - zaśmiała się.przy tym.
- Nie potrzebuję do tego takiej ilości czasu. - uśmiechnęłam się do niej.
- Siadaj dziecko! - zwróciła się do mnie, a ja posłusznie usiadłam.
- Jeśli chodzi o zapłatę, za dach nad głową to czy mogłabym płacić pod koniec tygodnia?
- Myślę, że tak Raczej będzie mi to odpowiadać.
- Tak się cieszę, że tu mieszkam, jest pani taka miła, mogłam przecież trafić na jakiegoś gbura, na szczęście Bóg nade mną czuwa. - uśmiechnęłam się do niej.
- Miło mi. - ciągnęłyśmy tę pogawędkę jeszcze tak ze 2 godziny. Podczas tej rozmowy wiele dowiedziałam się o pani Wandzie. Na koniec poprosiłam ją o jakąś aktualną gazetę z ogłoszeniami. Pani Wanda z chęcią mi jedną oddała. Po powrocie do pokoju zaczęłam przeglądać oferty pracy. Nie znalazłam nic w stylu ,,Potrzebujemy kosmetyczki lub asystentki'', co mnie zmartwiło. Ale za to znalazłam jedno interesujące mnie ogłoszenie. Oferta dotyczyła pracy jako kelnerka w jednej z brytyjskich kafejek. Pod wpływem impulsu zadzwoniłam pod numer z ogłoszenia. Odebrał jakiś młody mężczyzna, chyba 23 lata. Po krótkiej rozmowie oświadczył, że jest skłonny mnie przyjąć, więc mogę już czuć się pracownikiem kafejki ,,Expressoss''. Kazał mi tylko przyjść następnego dnia i dla formalności podpisać dokumenty. Byłam szczęśliwa, że już od jutra mogę zacząć pracę.

* Miesiąc później *

Zdecydowałam! Muszę zrezygnować z pracy w ,,Expressoss''. Po pierwszym tygodniu zapłaciłam pani Wandzie za pokój. Po drugim tygodniu było troszkę gorzej, ledwo starczyło mi zarobionych pieniędzy, gdyż kafejka nie preferowała tak dobrze. Po trzecim tygodniu ruch tak bardzo się zmniejszył, że, aby uregulować ratę musiałam, wziąć trochę, ale niewiele pieniędzy z tych, które przywiozłam ze sobą na wszelki wypadek. Wiedziałam, że dłużej tak nie pociągnę. Wczoraj rozmawiałam o tym z panią Wandą. Podtrzymuje zdanie iż mogę wyprowadzić się kiedy chcę. Uświadomiłam jej też, że nie podjęłam tej decyzji, dlatego, że czynsz jest za drogi, ale dlatego, że praca mi na to nie pozwala. Wstając z łóżka, zobaczyłam, ze za oknem jest piękna pogoda. Postanowiłam, że na ten ostatni dzień w pracy, jakoś się ładniej ubiorę, żeby chociaż poprawić sobie humor. Założyłam, więc tę kremową sukienkę z falbankami, którą kupiłam z Luizą, przypominała mi o niej, strasznie mi jej brakowało. Do tego te kremowe buty, dokupione w zestawie i czarna torebeczka na ramię. Włosy ułożyłam w taką falę i poszłam do pani Wandzi do kuchni.
- Dzień dobry! - przywitałam się.
- Witaj Moniczko i jak w końcu zdecydowałaś?
- Tak jak już mówiłam, będę musiała się wyprowadzić. Po pracy tak około 18:00 pewnie przyjdę po swoje rzeczy, dobrze?
- Oczywiście, będę w domu, więc jak się spóźnisz to nic się nie stanie. - uśmiechnęła się do mnie. - Pięknie dziś wyglądasz!
- Dziękuję. Będę się zbierać, do widzenia.
- Do widzenia. - powiedziała pani Wanda, a ja opuściłam dom, aby udać się na ostatni dzień pracy. Szłam chodnikiem, przede mną rozciągały się widoki ludzi mknących do pracy, drzew kołyszących się w rytmie delikatnego podmuchu letniego wiatru i  bezpańskie psy, włóczące się poprzez ulice. Zobaczyłam też parę trzymającą się za ręce nastolatków. Przypomniało mi to o Michale. Wydało mi się to dziwne, że nie odpisywał już tydzień. Może coś mu się stało, ale nie chciał mnie martwić? Moje przemyślenia przerwał dźwięk klaksonu samochodu, na którego mało nie wpadłam. Odetchnęłam z ulgą, ale ci kierowcy mogliby choć trochę uważać! Doszłam do kafejki.
- Cześć Monika, jak ty pięknie wyglądasz! - krzyknęła Diana jak tylko mnie zauważyła.
- Dziewczyno, nie strasz ludzi! A przy okazji dzięki. - zaśmiałam się.
- No co ty! Nie ma za co! Ale czemu jesteś tak..hm...odświętnie ubrana? - zapytała.
- No cóż, podjęłam decyzję, dzisiaj odchodzę. - odparłam.
- Nie żartuj sobie! Ale będzie tak tu smutno bez ciebie...- do rozmowy podłączyła się Alissa.
- Hm... Mi też będzie smutno bez was, ale niestety nie mam wyjścia - mi też zrobiło się trochę przykro jak o tym pomyślałam.
- Ech, no więc... wykorzystajmy ten ostatni dzień! - Diana miała czasem dobre pomysły.
- No to do roboty dziewczynki, do roboty! - zaśmiałam się. Większość czasu w pracy nie była szczególnie interesująca. Żegnając się z koleżankami wymieniłyśmy się numerami telefonów i e-mailami. Obiecałam, że jak wrócę do Polski to od razu napiszę. Dostałam ostatnie pieniądze od szefa, w sumie to nie była jakaś super duża suma, ale zrobiło mi się miło, że nawet gdy jest w takich kłopotach ( z kafejką) to jednak o mnie pamiętał. Wyszłam z mojej byłej pracy. Szłam ulicą i skręciłam w drogę, która już prawie prowadziła do domu. Zobaczyłam samochód, kiedy akurat trafiłam na całą ścieżką kałuż ( w międzyczasie padało). Auto nadjechało i przejechało przez kałużę...nie wierzę! Kierowca był chyba jakimś idiotą! Ochlapał mnie od stóp do głów. Całe szczęście, że nie przebrałam się po pracy i nie założyłam sukienki, zostałam w fartuszku. Zobaczyłam, że samochód skręca w podjazd, zaraz obok mnie. Wysiadł. O MÓJ BOŻE! To był Siva! Siva z The Wanted!
_______________________________________________
A więc jak obiecałam 13 rozdział = pojawienie się The Wanted xd
Można powiedzieć, że troszkę was oszukałam, ale teraz rozdziały będą już w zupełności z udziałem The Wanted.
Pozdrawiam wszystkich, którzy odwiedzają te stronę i czytają moje nudne opowiadanie.
W szczególności pozdrawiam tych którzy poświęcili jeszcze trochę swojego cennego czasu i zostawili komentarze, są bardzo miłe i podtrzymują mnie na duchu - to właśnie wam dedykuję ten rozdział. Bardzo wam dziękuję! Wymieniłabym te osoby, ale nie pamiętam waszych nicków. Na szczęście, każdy wie o kogo chodzi i jeszcze raz bardzo dziękuję :*
Kocham was i pozdrawiam - Monika <3

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -  -
*Imagin z Jayem*

Jay: Możesz na chwilę odłożyć ten telefon?!
Ty: Zależy na jak długą chwilę.
Jay: Hm...cóż...dopóki nie doprowadzę cię do totalnej rozkoszy.(uśmiecha się tajemniczo).
Ty: Och, czyli jakieś 5 minut? (śmiejesz się)
Jay: Możesz do cholery sama rozpiąć ten stanik?! ( był już zniecierpliwiony)
Ty: Absolutnie nie! To przecież ty liczysz na coś więcej. ( uśmiechasz się zadziornie)
 - -  - - -- - -  - - - - - - - - - - - - - -

.
Jay ;D

5 komentarzy:

  1. Świetne!
    Już nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów z The Wanted ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie pojawili się The Wanted
    pisz szybko następny

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeraszam że nie skomentowałam poprzedniego ale dziś weszłam i zobaczyłam że dodałaś ^^
    KOCHAM TO!
    PISAJ KOLEJNY! <3
    A imaginyy... *.*
    KOCHAM ! <3
    JESTEŚ ŚWIETNA!
    I jestem dumna że mogę nazwać Cię siostrą ;*
    Prawie tak jakby Natha nazwać swoim chłopakiem na serio <3
    PISZ KOLEJNY I PAMIĘTAJ!
    YOU MUST REMEMBER!
    I LOVE YOU SOOO MUCH! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowne ;**
    imagin-też świetny haha
    czekam na nexty

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Layout by Yassmine