Kończyliśmy właśnie drugi raz
śpiewać refren, kiedy na scenę dumny jak paw wkroczył Tom
z...odkurzaczem! Ten widok był nie do opisania! Tom wyginając się
za nami, dumnie prezentował swój nowy nabytek. Skręcaliśmy się
ze śmiechu. Wszyscy! A ten nic sobie nie robiąc z tego, że wszyscy
śmieją się z niego, tańczył dalej. Ledwo zakończyliśmy tę
piosenkę, widok Toma był tak śmieszny, że sam Ron był czerwony
jak burak. Występ zakończyliśmy w wielkim stylu. Ja z Nathanem
udawaliśmy gangsterów, a na środku stał w bojowej pozycji Tom ze
swoim odkurzaczem. Dostaliśmy ogromne brawa, które były największe
jakie dotąd usłyszeliśmy, a nasz występ dzięki Tomowi z
pewnością przeszedł do historii. Rozbawieni, czym prędzej
udaliśmy się do reszty, która zwijała się ze śmiechu.
- Tom byłeś gwiazdą wieczoru! -
nabijał się Max, a cała grupa zaczęła bić mu brawa.
- Ale skąd ty wytrzasnąłeś ten
odkurzacz? - spytałam ciekawa.
- Jak byliśmy na zakupach w galerii, to go kupiłem i schowałem do bagażnika, całkowicie o nim zapominając. No, ale jak widać się przydał. - zaśmiał się. W naprawdę doskonałych humorach, zajęliśmy miejsca przy barze i z ekscytacją oglądaliśmy występy kolejnych śmiałków, miło je komentując. Można powiedzieć, że tak minęła nam reszta tej całej imprezy. Ja z dziewczynami zajęłyśmy się typowo kobiecymi sprawami, jak wymiana poglądów na temat ,,Co sądzisz o...''. Byłyśmy tak pochłonięte rozmową ze sobą, że nie zauważyłyśmy jak chłopcy wypili sobie parę głębszych, które powoli wprowadzały ich w stan upojenia i pletli trzy po trzy. Jedynie Nathan siedział sam oparty plecami o bar i patrzył w niebo. Poznawałam ten stan. Sama często tak robię. Zastanawiał się, myślał, rozważał... Tylko ciekawe nad czym? Sądzę, że jestem zbyt ciekawską osobą. No, ale cóż, taka się już urodziłam i niestety nie mogę tego zmienić... Dochodziła już 21:00 i szczerze powiedziawszy to połowa zebranych zabrała swoje tyłki i dawno wróciła do domu. Razem z dziewczynami postanowiłyśmy już wracać. No i tu zaczynały się schody... Tom, Max, Jay i Siva kompletnie zalani w trupa marudzili, że oni nigdzie nie jadą, bo czekają na swoich kumpli z kosmosu, którzy przylecą do nich na spodku. Tak powiedział Tom. No i zaczęli się kłócić. Max mówił, że nie na spodku tylko na latającym talerzu, Jay, że przylecą na jednorożcach, a Siva, że nie na darmo wykupują bilety lotnicze. Stanęło na tym, że nigdzie nie jadą. Nawet nie śmią się stąd ruszać. Nie wiedziałyśmy co mamy robić. Naszym wybawcą stał się Nathan. Powiedział, że koło ich domu odbywają się właśnie wybory najpiękniejszego stroju bikini i że jeżeli zaraz nie wsiądą do samochodu to nie zdążymy. Podziałało to na nich jak płachta na byka. Przy wsiadaniu mało się nie pozabijali, ale na szczęście wszystko poszło jak należy. Jakież było ich rozczarowanie kiedy parkując przed domem nie zastali nikogo.
- Gdzie one są?! - zapytał z wyrzutem Tom, ewidentnie zawiedziony.
- No właśnie?! - przytaknęła mu całą reszta.
- No patrz! Jak one mogły skończyć bez was? No ja tego nie rozumiem. Przecież miały tu być! - zaśmiałam się - Chodźcie do domu, bo ochłodziło się. Ze smętnymi minami skierowali się do domu. Nie nazwałabym tego chodem, bo oni się zataczali. Największy dylemat sprawiło im wejście przez drzwi, bo nie mogli się zdecydować, który z nich ma wejść pierwszy. Ostatecznie Tom wepchał się pierwszy, a reszta runęła na podłogę jak długa.
- Yyy...poradzicie sobie z nimi? - zapytała się Michelle wychylając głowę z samochodu.
- Jasne, jedźcie już. Do zobaczenia.- pożegnałam się z dziewczynami, a one zostawiając mnie i Nathana na chodniku, odjechały. Śmiejąc się poszliśmy do domu. Chłopaki cudem trafili do swoich pokoi. Po informacji od Nathana, że jutro grają koncert, poszłam do siebie. Po myciu, wyszłam na balkon, odetchnąć jeszcze świeżym powietrzem. Po powrocie wtuliłam głowę w poduszkę i zasnęłam. Rankiem obudziłam się nieziemsko wypoczęta, co zwiastowało mu świetny humor przez caluteńki dzień. Założyłam granatowe rurki, białą bluzkę z napisem ,,You're beautiful!'' i zbiegłam na dół.
- Hej wszystkim! - krzyknęłam na całą kuchnie, spotykając moje ukochane 100% całego The Wanted, które właśnie leczyło po imprezowego kaca.
- Ciszej, proszę! Głowa mi pęka! - powiedział Tom łapiąc się za nią. Pozostała trójka go poparła. Jedynie Nathan wesoło się uśmiechnął na mój widok i powitał słowami; ,,Cześć''.
- Trzeba było tyle nie pić, a skoro nie masz umiaru braciszku to za błędy trzeba płacić. - poklepałam go po ramieniu - Jak tam wasze psiapsióły z kosmosu, były u was?
- Co? O czym ty mówisz? - zapytał zdziwiony Jay.
- Jeszcze wczoraj chcieliście się spotkać z waszymi kumplami na latających spodkach, talerzach, jednorożcach i samolotami, a dzisiaj ich wystawiacie? Oj chłopcy nie ładnie! - pogroziłam palcem, po czym zaczęłam się głośno śmiać.
- Ciszej! - wydarli się na mnie.
- No już dobrze, dobrze. Przepraszam. - powiedziałam cicho chichocząc i kończąc dopijanie jogurtu.
- Chodź do mnie, bo z nimi nie będziesz miała tutaj życia. - powiedział Nathan i pociągnął mnie za rękę. Poszliśmy do jego pokoju.
- Co robimy? - spytał, zamykając drzwi.
- Może trochę pogramy?
- Naprawdę chcesz?
- No przecież mi to obiecałeś! Chyba się nie rozmyśliłeś?
- Nie, oczywiście, że nie. Siadaj! - wskazał mi miejsce przy fortepianie. Zadowolona, posłusznie usiadłam i zaczęliśmy grać. Można powiedzieć, że Nathan zrobił mi mały sprawdzian wiadomości, bo na początek kazał mi zagrać ,,Golden''. Wstęp poszedł mi świetnie, a mylić zaczęłam się dopiero podczas refrenu. No, ale błagam! kto nauczył się grać piosenkę po dwóch lekcjach?! Ja na pewno nie! Zaśmiał się tylko i powróciliśmy do ćwiczenia tej melodii. Świetnie się bawiliśmy, a w międzyczasie prowadziliśmy przyjemną wymianę zdań. Bardzo dobrze czułam się w jego towarzystwie. Był dla mnie jak bratnia dusza. doskonale się z nim dogadywałam. Takim oto sposobem spędziliśmy miło całe popołudnie. Dochodziła 16:00, więc powoli zaczęliśmy szykować się do wyjazdu, bo na 18:00 zaplanowany był koncert chłopaków. Gotowi, wyjechaliśmy z domu. Na miejscu wybrali sobie ciuchy, to znaczy ja im wybrałam, bo nie mogli się zdecydować i określonej porze wyszli na scenę. Ja w tym czasie zajęłam się sobą...czyli inaczej mówiąc, czytałam. Na szczęście tym razem zaopatrzyłam się w jakąś ciekawą książkę. Po niespełna dwóch godzinach wesoła gromadka wróciła i przebrała się w ciuchy w których przyjechali. Wróciliśmy do domu, zjedliśmy szybko kolację i zmęczeni, od razu po myciu padliśmy na swoje łóżko, tym samym udając się do krainy snu. Niedziela. Powinnam dzisiaj iść do kościoła, ale po akcji jaka zdarzyła się nam tydzień temu to wolę jednak zostać w domu. Przeciągnęłam się i z uśmiechem na twarzy opuściłam swoje łóżko, aby powitać nowy piękny dzień. Założyłam czerwone rybaczki, białą bokserkę i jak każdego ranka, zeszłam na dół, przywitać się z pozostałymi mieszkańcami domku. Już na wejściu usłyszałam kłótnie, jakie między sobą przeprowadzali.
- Cześć! - przywitałam się niepewnie.
- O hej siostra! - Tom objął mnie ramieniem - Jak się spało? Może kawki?
- Wyśmienicie! Po moim suficie biega stado jednorożców, a na balkonie stoi we własnej osobie Brad Pitt. - zaśmiałam się ironicznie - No dobrze Tom, a teraz przejdźmy do sedna sprawy. Czego ode mnie chcesz?
- Ja? Chcieć? Od ciebie? Dlaczego wysuwasz takie wnioski nie popierając ich dowodami?
- A tobie co? Filozof się w tobie odezwał? - zaśmiałam się.
- Kochanie, tak się pytam, bo się o ciebie bardzo martwię. - przytulił mnie.
- Mhm. A ja jestem łysa.
- To jest do zrobienia!
- Przestań! Powiedz czego chcesz?
- Niczego. Chcę twojego dobra i wiem, że zawsze wybierzesz właściwą opcję...
- Czyli tę zaproponowaną przez ciebie?
- Exactly! - uśmiechnął się.
- Ale powiedz o co chodzi?
- Chodzi oto, że Tom chce jechać dzisiaj do wesołego miasteczka! - nie wytrzymał Jay.
- No i? Jak chce to niech jedzie! - wzruszyłam ramionami.
- Ty nic nie rozumiesz! On chce tam zabrać nas ze sobą! Tom i wesołe miasteczko, równa się wielka katastrofa! Czy ty wiesz, że poprzednim razem ujeżdżał wszystkie dostępne koniki na karuzeli, mówiąc, ze jest na rodeo! Wystraszył wszystkie dzieci! Facet nie chciał go wpuścić na kolejkę, bo powiedział, że chorych psychicznie nie wpuszczają! - dokończył zdesperowany Siva.
- Wiecie, nie zdziwiłabym się, bo to do niego podobne. Więc wy nie chcecie tam z nim jechać? - zapytałam.
- Nie! - krzyknęli chórem.
- A ty bardzo chcesz tam jechać/ - zwróciłam się z pytaniem do Toma.
- Tak! Proszę, proszę, proszę!
- No dobrze. To pojadę z nim tam sama. - wszyscy wywalili na mnie ze zdziwienia oczy - Ale pod jednym warunkiem!
- Jakim? - spytał ożywiony Tom i pozostała czwórka.
- Tom, obiecasz mi, że będziesz grzeczny.
- Obiecuję! - zasalutował, a ja się zaśmiałam.
- Czekajcie idziemy z wami! - krzyknęli za nami pozostali. Ubraliśmy się i poszliśmy do wesołego miasteczka. Muszę przyznać, że Tom jest bardzo słownym człowiekiem, bo jego zachowanie było nie naganne. W nagrodę kupiliśmy mu watę cukrową z której bardzo się ucieszył. Zaliczyliśmy wiele wspaniałych atrakcji. Przyznam, że wypad do wesołego miasteczka był strzałem w dziesiątkę. Bardzo miło spędziliśmy tę niedzielę, ciągle się śmiejąc. Po powrocie do domu, uśmiech nadal nie schodził mi z twarzy. Włączyliśmy sobie jakiś film i zajadając się zrobionym wcześniej spaghetti z uwagą zaczęliśmy go oglądać. Nie obejrzeliśmy go całego, bo za bardzo się na nim nudziliśmy, a ze dochodziła już 22:00, umyci poszliśmy spać. Poniedziałek. 9:00. Jedni siedzą w pracy, inni w pośpiechu się do niej wybierają, a ja wypoczęta dopiero wstaję. Założyłam kwiecistą sukienkę i w świetnym humorze poszłam przywitać resztę. Zastałam zabieganego Sivę, który wytłumaczył mi, że jadą do studia na próbę i nie mają zbytnio czasu. No tak. Próba. i co? będę siedziała sama w domu? Nawet nie ma takiej mowy! Wróciłam do pokoju i zadzwoniłam do Michelle, spytać czy jest teraz zajęta. Odpowiedziała, że nie, co bardzo mnie ucieszyło, więc oznajmiłam jej, ze zaraz do niej wpadam. Krzyknęła za szczęścia i powiedziała, że już na mnie czeka. Zabrałam tylko dżinsową kurtkę, do której włożyłam telefon oraz słuchawki i będąc na dole spytałam chłopaków czy podrzucą mnie do Michelle. Zgodzili się bez żadnych oporów i już po 30 minutach stałam w progu jej mieszkania. Przytuliła mnie, a potem zaprosiła do środka. Spędziłam z nią bardzo miły dzień. Plotkowałyśmy, śmiałyśmy się, oglądałyśmy jakiś film i takie tam różne duperele, ogólnie ,,babski dzień''. Wcale nie żałowałam, ze przyszłam, ale czas leciał niemiłosiernie. O 16:00 zdecydowałam się wracać do domu. Podziękowałam jej za miło spędzony czas po czym na piechotkę udałam się do domu. W drodze wysłałam Nathanowi sms-a, ze wracam sama i żeby się nie martwili. Włożyłam słuchawki do uszu i wystukując stopami rytm melodii wróciłam do domu. Droga na piechotę zajęła mi godzinę. Chłopcy nie kazali na siebie długo czekać. Stawiając na gazie czajnik, aby zrobić sobie herbatę usłyszałam rozmowę i otwierające się drzwi. Przywitałam się z nimi i razem zaczęliśmy przygotowywać kolację. Usłyszeliśmy wesołą melodyjkę. Dzwonił telefon Jaya.
- Kto to? - zapytał Tom.
- Martin. Pójdę odebrać. - powiedział niepewnie Jay, po czym opuścił kuchnie, udając się na dwór. Oderwani od wcześniejszego zajęcia ponownie do niego wróciliśmy. Ciekawe co tym razem? Byłam strasznie ciekawa o co chodziło. Nagle jak strzałą wpadł do domu Jay i szeroko się uśmiechał.
- Muszę wam coś powiedzieć! Na pewno się ucieszycie! - krzyknął rozradowany.
______________________________________________________________________
Dzisiaj troszkę dłuższy, ale miałam powód...
Doznałam szoku! LUDZIE! Pod moim poprzednim rozdziałem zauważyłam, że dostałam od was 11 komentarzy! To jest dotychczasowy rekord! Nawet nie wiem jak mam wam dziękować! Dziękuję Bogu, że mi was zesłał! Naprawdę nie wyobrażacie sobie ile to dal mnie znaczy! A jeszcze wczoraj zastanawiałam się nad zawieszeniem bloga... Wasze komentarze mnie zmotywowały! DZIĘKUJE WAM Z CAŁEGO SERCA! TAK WIELE TO DLA MNIE ZNACZY! :*****************************
- Cześć! - przywitałam się niepewnie.
- O hej siostra! - Tom objął mnie ramieniem - Jak się spało? Może kawki?
- Wyśmienicie! Po moim suficie biega stado jednorożców, a na balkonie stoi we własnej osobie Brad Pitt. - zaśmiałam się ironicznie - No dobrze Tom, a teraz przejdźmy do sedna sprawy. Czego ode mnie chcesz?
- Ja? Chcieć? Od ciebie? Dlaczego wysuwasz takie wnioski nie popierając ich dowodami?
- A tobie co? Filozof się w tobie odezwał? - zaśmiałam się.
- Kochanie, tak się pytam, bo się o ciebie bardzo martwię. - przytulił mnie.
- Mhm. A ja jestem łysa.
- To jest do zrobienia!
- Przestań! Powiedz czego chcesz?
- Niczego. Chcę twojego dobra i wiem, że zawsze wybierzesz właściwą opcję...
- Czyli tę zaproponowaną przez ciebie?
- Exactly! - uśmiechnął się.
- Ale powiedz o co chodzi?
- Chodzi oto, że Tom chce jechać dzisiaj do wesołego miasteczka! - nie wytrzymał Jay.
- No i? Jak chce to niech jedzie! - wzruszyłam ramionami.
- Ty nic nie rozumiesz! On chce tam zabrać nas ze sobą! Tom i wesołe miasteczko, równa się wielka katastrofa! Czy ty wiesz, że poprzednim razem ujeżdżał wszystkie dostępne koniki na karuzeli, mówiąc, ze jest na rodeo! Wystraszył wszystkie dzieci! Facet nie chciał go wpuścić na kolejkę, bo powiedział, że chorych psychicznie nie wpuszczają! - dokończył zdesperowany Siva.
- Wiecie, nie zdziwiłabym się, bo to do niego podobne. Więc wy nie chcecie tam z nim jechać? - zapytałam.
- Nie! - krzyknęli chórem.
- A ty bardzo chcesz tam jechać/ - zwróciłam się z pytaniem do Toma.
- Tak! Proszę, proszę, proszę!
- No dobrze. To pojadę z nim tam sama. - wszyscy wywalili na mnie ze zdziwienia oczy - Ale pod jednym warunkiem!
- Jakim? - spytał ożywiony Tom i pozostała czwórka.
- Tom, obiecasz mi, że będziesz grzeczny.
- Obiecuję! - zasalutował, a ja się zaśmiałam.
- Czekajcie idziemy z wami! - krzyknęli za nami pozostali. Ubraliśmy się i poszliśmy do wesołego miasteczka. Muszę przyznać, że Tom jest bardzo słownym człowiekiem, bo jego zachowanie było nie naganne. W nagrodę kupiliśmy mu watę cukrową z której bardzo się ucieszył. Zaliczyliśmy wiele wspaniałych atrakcji. Przyznam, że wypad do wesołego miasteczka był strzałem w dziesiątkę. Bardzo miło spędziliśmy tę niedzielę, ciągle się śmiejąc. Po powrocie do domu, uśmiech nadal nie schodził mi z twarzy. Włączyliśmy sobie jakiś film i zajadając się zrobionym wcześniej spaghetti z uwagą zaczęliśmy go oglądać. Nie obejrzeliśmy go całego, bo za bardzo się na nim nudziliśmy, a ze dochodziła już 22:00, umyci poszliśmy spać. Poniedziałek. 9:00. Jedni siedzą w pracy, inni w pośpiechu się do niej wybierają, a ja wypoczęta dopiero wstaję. Założyłam kwiecistą sukienkę i w świetnym humorze poszłam przywitać resztę. Zastałam zabieganego Sivę, który wytłumaczył mi, że jadą do studia na próbę i nie mają zbytnio czasu. No tak. Próba. i co? będę siedziała sama w domu? Nawet nie ma takiej mowy! Wróciłam do pokoju i zadzwoniłam do Michelle, spytać czy jest teraz zajęta. Odpowiedziała, że nie, co bardzo mnie ucieszyło, więc oznajmiłam jej, ze zaraz do niej wpadam. Krzyknęła za szczęścia i powiedziała, że już na mnie czeka. Zabrałam tylko dżinsową kurtkę, do której włożyłam telefon oraz słuchawki i będąc na dole spytałam chłopaków czy podrzucą mnie do Michelle. Zgodzili się bez żadnych oporów i już po 30 minutach stałam w progu jej mieszkania. Przytuliła mnie, a potem zaprosiła do środka. Spędziłam z nią bardzo miły dzień. Plotkowałyśmy, śmiałyśmy się, oglądałyśmy jakiś film i takie tam różne duperele, ogólnie ,,babski dzień''. Wcale nie żałowałam, ze przyszłam, ale czas leciał niemiłosiernie. O 16:00 zdecydowałam się wracać do domu. Podziękowałam jej za miło spędzony czas po czym na piechotkę udałam się do domu. W drodze wysłałam Nathanowi sms-a, ze wracam sama i żeby się nie martwili. Włożyłam słuchawki do uszu i wystukując stopami rytm melodii wróciłam do domu. Droga na piechotę zajęła mi godzinę. Chłopcy nie kazali na siebie długo czekać. Stawiając na gazie czajnik, aby zrobić sobie herbatę usłyszałam rozmowę i otwierające się drzwi. Przywitałam się z nimi i razem zaczęliśmy przygotowywać kolację. Usłyszeliśmy wesołą melodyjkę. Dzwonił telefon Jaya.
- Kto to? - zapytał Tom.
- Martin. Pójdę odebrać. - powiedział niepewnie Jay, po czym opuścił kuchnie, udając się na dwór. Oderwani od wcześniejszego zajęcia ponownie do niego wróciliśmy. Ciekawe co tym razem? Byłam strasznie ciekawa o co chodziło. Nagle jak strzałą wpadł do domu Jay i szeroko się uśmiechał.
- Muszę wam coś powiedzieć! Na pewno się ucieszycie! - krzyknął rozradowany.
______________________________________________________________________
Dzisiaj troszkę dłuższy, ale miałam powód...
Doznałam szoku! LUDZIE! Pod moim poprzednim rozdziałem zauważyłam, że dostałam od was 11 komentarzy! To jest dotychczasowy rekord! Nawet nie wiem jak mam wam dziękować! Dziękuję Bogu, że mi was zesłał! Naprawdę nie wyobrażacie sobie ile to dal mnie znaczy! A jeszcze wczoraj zastanawiałam się nad zawieszeniem bloga... Wasze komentarze mnie zmotywowały! DZIĘKUJE WAM Z CAŁEGO SERCA! TAK WIELE TO DLA MNIE ZNACZY! :*****************************
Dedykuję ten rozdział wspaniałym: Nemezis, paula41407, zintol14, Anku ;D,Andzia, Kasiaa_,LiNkA, Peace;*, Jane, Hela i Kinia***! To te cudowne osoby wywołały łzy na mojej twarzy! To te cudowne osoby zostawiły swoje wspaniałe komentarze! I to tym cudownym osobom serdecznie z całego serca dziękuję! Kocham was, jesteście wspaniałe, kochane, NAJLEPSZE i chyba nie zasługuję na was. Wiedzcie jedno - dziękuję wam za to, że ze mną jesteście! Ten rozdział, choć słaby to jednak dedykuję go wam! Jesteście cudowne! DZIĘKUJĘ I KOCHAM WAS! :************************************
Świetny ;****
OdpowiedzUsuńSzybko pisz następny
No ŻE CO????!!!!
OdpowiedzUsuńŻE CHCIAŁAŚ ZAWIESIĆ BLOGA???!!!!
Dlaczego??!!!
Co się stało???
Nie wiem dlaczego ale nie odpisujesz mi wcale ;(
Nie wiem, może masz mnie już dość....
Ale chcę żebyś wiedziała, że uwielbiam Twoje opowiadanie i Ciebie ;***
Jesteś dla mnie najukochańszą osobą pod słońcem!
A rozdziały, które wychodzą spod Twoich cudownych rączek powalają mnie na łopatki ;)
Piszesz tak niesamowicie, ze ciężko mi jest oderwać się od rozdziałów i czekam z utęsknieniem na kolejne ;D
Dzisiejszy rozdział wywołał na mojej twarzy i moim sercu wielki uśmiech ;)
Kocham Cię Słońce Ty moje ;****
Rozjaśniasz mi życie i sprawiasz że nabiera ono wspaniałych kolorów ;*****
Jakie zawieszenie bloga?Coś takiego wogóle nie wchodzi w rachuba,wybij to sobie z cudnej główki raz i na zawsze ;D Jak można chcieć zawiesić coś tak wspaniałego.?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję,że już nigdy tak nie pomyślisz!
Rozdział jest nieprzywoicie wspaniały xD
Piszesz genialnie,bosko
Już niecierpliwie nie mogę doczekać się nexta,a więc do roboty moja droga ;D
<33
No no, ciekawe co powiedzial mu Martin ;)
OdpowiedzUsuńweny zycze ;**
Rozdział cudowny. No i mam nadzieję, że codziennie będziesz doznawała tego SZOKU. ; )
OdpowiedzUsuńJak zwykle humor poprawiony. ;D
Dziękuj.!!! ; *
A byś tylko spróbowała zawiesić tego bloga, to ja bym sobie z Tobą porozmawiała. I nie chce o tym nawet słyszeć. Zrozumiano.!
Jutro też poproszę taki długi. ;)
< 33
Ten rozdział jest wykwintny
OdpowiedzUsuńuśmiałam się z Toma ;)
dzięki za dedyk
czekam na next
chciałaś zawiesić tego cudownego bloga?!?!?!?
OdpowiedzUsuńnawet nie waż się o tym myśleć!!!!!!!!!
świetny rozdział:))
a Tom w garniturze z odkurzaczem to musi być świetny widok;)))
pisz nexta bo musze się dowiedzieć czemu Jay się tak cieszy;))
Jane
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńnie zgadzam się na zawieszenie bloga !!! jasne ?
to jest wspaniałe opowiadanie
z czego Jay tak się cieszy ? szybko następny proszę !
MEGA, MEGA, MEGA<3
OdpowiedzUsuń