Obudziło mnie... W zasadzie, to nie wiem, ale czułam, jak ktoś okręcał sobie moje włosy wokół palców i nucił... ''Golden''. Tak, to była ta piosenka. A ja byłam w stu procentach pewna, że tym kimś był Nathan. Leniwie uniosłam powieki do góry. Mogłabym leżeć tak jeszcze bardzo długo, ale przecież musiałam się przygotować. Podniosłam się i wsparta na łokciu spojrzałam na niego. Przerwał nucenie oraz zabawę moimi włosami i zaczął mi się przyglądać.
- Wyspałaś się? - zapytał lekko zachrypniętym tonem. Może jednak płakał?
- Tak, było dość... wygodnie. - lekko się uśmiechnęłam, spoglądając na jego unoszącą się pod wpływem oddechu klatkę piersiową, na której to dzisiejszej nocy spoczywała moja głowa. Nathan również się uśmiechnął. To dodało mi odwagi. Było z nim lepiej niż wczoraj. Zdecydowanie.
- Chłopcy już wrócili? - podniosłam się. Wyjrzałam przez okno, odsuwając zasłonę. Podeszłam do drzwi i obróciłam się na pięcie, czekając na jego odpowiedź.
- Nie... Nie wiem... Musisz już iść?
- Nathan, przecież mam dzisiaj samolot. Z chęcią bym została, ale muszę się jeszcze przygotować.
- To dzisiaj? - zdziwiony, podniósł się do pozycji siedzącej. - Ten miesiąc, tak szybko zleciał... - podrapał się po karku.
- Nie przeczę, również tak uważam. - mój wzrok utkwił na zegarze ściennym. Wydawało mi się, że wskazówka stanęła w miejscu. Za późno... Ten czas spędzony tutaj, zleciał mi zbyt szybko. Chciałabym móc go cofnąć i przeżyć to wszystko jeszcze raz. Wzięłam udział w tylu śmiesznych, czasem nawet zwariowanych, ale mimo to pięknych chwilach, tworzących historię mojego życia i tak bardzo chciałabym je powtórzyć. Ten miesiąc był moim najlepszym, jak do tej pory. Spędzony ze znakomitymi, nowymi ludźmi. Żałuję, że muszę to wszystko opuszczać... Głośno westchnęłam i nacisnęłam klamkę.
- Jakbyś czegoś potrzebował, to będę na dole. - uśmiechnęłam się i zamknęłam za sobą drzwi. Słyszałam, jak Nathan coś jeszcze za mną mówił, ale było to tak ciche, że nie zdołałam tego usłyszeć. W sumie to nawet nie wiem czy chciałam. Nie byłam w stanie... Czułam się jak wyzuta z wszelkich emocji. Miałam opuszczać coś, co przez tak krótki miesiąc stało się dla mnie drugim domem. Nie byłam pewna czy mogę tak myśleć, ale tak było. Było, jest i będzie. Już na zawsze... Dłonie oparłam na balustradzie i tępo wpatrywałam się w drzwi. Dzisiaj przekroczę je po raz ostatni i na zawsze zakończę rozdział swojego życia z chłopakami w roli głównej. Czy tego chcę? Oczywiście, że nie! Stawiam sobie zbyt głupie pytania! Ale odpowiedź jest inna. Ja nie chcę, ja muszę. Muszę wrócić do mojej szarej rzeczywistości. Do mamy i taty, Luizy, szkoły... Od jutra, a nawet już od dzisiejszego dnia, będę wiodła to samo, nudne życie, którym żyłam dotychczas. Zacznę chodzić do szkoły, za każdym razem będę spóźniać się na autobus, w szkole będą mnie witać te same sprzątaczki, co każdego innego dnia. Będą mi kazały zmieniać buty, aby nie miały więcej obowiązków. Posłusznie będę wykonywać ich polecenia. Potem krótkie rozmowy z Luizą, lekcje, przerwy, lekcje i tak w kółko, a potem będę wracać do domu. Odrobię lekcje, zjem coś, może znajdzie się czas na opisanie jakiejś notki w pamiętniku? I każda kolejna będzie wyglądała tak samo. Wrócą z pracy rodzice, zamienię z nimi kilka słów, pójdę się umyć dodając do kąpieli ulubiony płyn o zapachu miodu. A na samym końcu zatonę w miękkiej pościeli ze słuchawkami w uszach, wspominając, że już nigdy nie przeżyję tak wspaniałej przygody. Spuściłam głowę, wzdychając. Irytująca monotonia. Zaskakujące, aczkolwiek prawdziwe. Nie wyobrażam sobie, aby moje życie w ułamku sekundy, tak diametralnie się zmieniło. Nie wyobrażam sobie, że ich zostawię...
- Monika, dobrze się czujesz? - momentalnie obróciłam twarz w stronę z której dochodził ten dźwięk. Zobaczyłam Tom'a, który właśnie wychodził ze swojego pokoju.
- Tak, tak wszystko w porządku. Przestraszyłeś mnie... - uśmiechnęłam się. Nadal jednak czułam, jak w piersi łomotało mi serce.
- Przepraszam, myślałem, że jest ci słabo, tak dziwnie wyglądałaś... Co się stało? Pokłóciłaś się z Nathan'em? Wiedziałem, że powie to w zły sposób!
- To ty wiedziałeś o tym? - byłam tak zdziwiona, że z pewnością moje oczy wyglądały, jak monety pięciozłotowe. Skąd on wiedział, że ciocia Nathan'a nie żyje?
- No pewnie! Od początku widziałem, co się święci. Było to widać i po nim i po tobie. - ujął to triumfalnym tonem. O kurcze! Jakim cudem poznał to po mnie? Przecież starałam się ukryć wszystkie emocje! Oj Nathan będzie zły... Chociaż w sumie on nie jest lepszy. Jego Tom również rozgryzł. - A teraz powiedz... O co konkretnie się pokłóciliście? O to, że musisz już wylatywać? I czemu się nie zgodziłaś?! - wydał z siebie okrzyk niezadowolenia.
- Nie pokłóciliśmy się! Wszystko jest... Na co niby miałam się zgodzić? - odparłam podejrzliwie. Czy my rzeczywiście mówiliśmy o tym samym? A jeśli nie, to o czym mówił Tom?
- No jak to na co? Przecież... - zaciął się i lustrował mnie wzrokiem – O czym rozmawialiście?
- Nooo... - jąkałam się – Nathan opowiadał mi o sobie, nic poza tym, przysięgam.
- Nic? Jesteś pewna, że nie poruszaliście żadnego innego tematu? - był zdziwiony dokładnie tak mocno jak ja chwilę temu. Bynajmniej tak mi się wydaje, bo siebie nie widziałam...
- Tak, jestem pewna... W ogóle Tom, o co ci chodzi? Na co miałam się nie zgodzić?
- No na... Śniadanie! Tak, tak śniadanie! O ty niedobra! - poczochrał moją głowę – Chodź szybko do kuchni, musisz coś zjeść przed wyjazdem! - z miną a'la 'nic nie widziałem, nic nie słyszałem' zbiegł na dół, jak mniema do kuchni.
- Ktoś mówił coś o śniadaniu? - usłyszałam za sobą zaspany głos Max'a. Stał w drzwiach swojego pokoju, leniwie przecierając oczy. Pewnie dopiero co wstał.
- Tak... Tom robi śniadanie. - uśmiechnęłam się. - Myślę, że...
- Trzeba mu pomóc! - nie dał mi skończyć i zbiegł na dół. Chciałam powiedzieć, że może warto by było zawołać resztę, ale rozkładając na części : ''Tom ROBI śniadanie.'' widać, że to zdanie samo w sobie jest straszne, ponieważ nazywany podmiot to Tom i zawiera ono orzeczenie, co mówi nam, że nasz Podmiot musi coś zrobić. Dlatego myślę, że Max mówiąc: ''Trzeba mu pomóc'', miał ogromną rację. Uśmiechnęłam się na myśl o tym do czego mój kochany braciszek jest zdolny. Przypominając sobie jednak, że już dzisiaj będę musiała ich opuścić, posmutniałam. To właśnie te piękne chwile stracę i nie wezmę w nich nigdy udziału. Będzie mi tego brakowało. Starłam z policzka jedną łzę i postanowiłam jednak zawołać resztę, oprócz Nathana. Wolałam na razie zostawić go samego. W końcu nawet nie wiedziałam, kiedy i jak zamierza powiedzieć chłopakom o śmierci jego cioci. Na ten temat było zbyt wiele pytań na które nie byłam pewna odpowiedzi. Jak chłopaki zareagują na to, że jego ciocia nie żyje? Czy nie będą źli za to, że wczoraj nic im nie wspominając o tej tragedii wyszliśmy? Może też chcieliby wiedzieć, w końcu są zespołem i pewnie dotąd o wszystkim sobie mówili. Kurcze... Jeszcze wyjdzie na to, że ich poróżnię. Nie, tak nie może być, nie dopuszczę do tego. Rozwiałam wszelkie negatywne myśli i zeszłam na dół. W kuchni czekali na mnie Jay, Siva, Max no i Tom. Razem robili śniadanie. Skrzyżowałam dłonie na piersi, oparłam się o ściankę i z uwagą się im przyglądałam. Byli tacy weseli, szczęśliwi. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Serce się radowało, kiedy ich takich widziałam. To było coś pięknego. Smutny był jednak fakt, że nie byli tu wszyscy. Brakowało jednego. Jednego, który być może przeżywał teraz najgorsze chwile w swoim życiu. Reszta nie wiedziała o tym, no, bo skąd? Nie powiedział im, ja tym bardziej. Przecież mu obiecałam, więc nie mogę o teraz tak zostawić. Obróciłam się na pięcie i wyszłam, idąc prosto do Nathana. Jednak zatrzymałam się tuż przed drzwiami. Spojrzałam na zegarek - 10:00. Za trzy godziny mam samolot, a jestem w totalnym bałaganie. Kurcze, niedobrze... Wzięłam z pokoju jakieś dżinsowe rurki oraz białą koszulkę i poszłam wziąć szybki prysznic. Nie miałam dużo czasu, za to miałam wiele do zrobienia. Wciągnęłam na siebie suche rzeczy. Włosy związałam w luźnego koka, kilka pasm wypuszczając tuż przy twarzy. Złożyłam rzeczy z wczoraj i zaniosłam je do pokoju, wkładając prosto do walizki. Tak, teraz byłam prawie gotowa. Niepewnie zapukałam do drzwi. Usłyszałam z wnętrza głos Nathana i weszłam do środka. Siedział przy biurku i oglądał coś na swoim laptopie. Odsunął go na bok i zawiesił wzrok na mnie.
- Coś się stało? - w jego oczach nie widziałam nic. Były puste. Bez cienia malujących się w nich emocji.
- Nie, raczej nie... - dłonie wsunęłam do tylnych kieszeni spodni. Lekko się denerwowałam.
- O której masz samolot? - zadał to pytanie tak nagle, wywierając ogromny nacisk na każdą sylabę.
- O 13:00, ale to nie jest teraz ważne. - odważyłam się przerwać, kucnęłam przed nim, oparłam dłonie o jego kolana. - Wiesz, że będziesz musiał powiedzieć o tym chłopakom. Nie możesz tego przed nimi ukrywać, muszą się dowiedzieć. Jeśli chcesz, pomogę ci w tym, tylko powiedz jak. - nie zdążyłam jednak dokończyć, bo przerwał mi, składając na moich wargach swój palec.
- Spokojnie, powiem im, sam. Zrobię to po twoim wylocie, aby nie robić teraz zamieszania. Doskonale wiem, że muszą wiedzieć. Uwierz we mnie. - lekko się uśmiechnął. W sumie, miał rację. Robie z niego ofiarę, którą przecież nie jest. Zganiłam się w myślach. Podniosłam się i dłonią przetarłam czoło. Jednak moja głupota nie zna granic.
- Przepraszam... Ja po prostu chciałam, żebyście wszystko w zgodzie załatwili. Zresztą zostawmy to już, nie moja sprawa. Lepiej chodźmy już na śniadanie, chłopaki zrobili. - nie zastanawiając się długo, wyszłam i poszłam do kuchni. Usiadłam przy stole i dostałam na talerzu naleśnika z serem i owocami. Przynajmniej jedna miła rzecz w ciągu dnia. Wszyscy zasiedli do stołu. Nathan przyszedł chwilę później. Każdy z nas w spokoju spożywał posiłek. W głowie mam kompletną pustkę. Nie wiem, co ja mam im powiedzieć. Podziękować? To pewne! Za wszystko, nie starczyłoby mi czasu na wymienianie każdej rzeczy oddzielnie. Czuję się dziwnie. Chyba po raz pierwszy nie jestem w stanie zebrać myśli. Odłożyłam talerz do zlewu i wymsknęłam się do pokoju. Założyłam granatową koszulę, którą zawiązałam pod biustem i zasunęłam walizkę. Przeszłam się po pokoju wspominając wszystkie wspaniałe momenty, które razem ze mną wrócą dzisiaj do domu. Robiłam coś w stylu małego podsumowania. Podsumowania mojego spędzonego tutaj życia. Czy tak to się musiało zakończyć? Czy w jakimś stopniu można byłoby to zmienić? Oczywiście, że można! Zawsze są dwa wyjścia, czasami nawet kilka, tylko, że ja podjęłam decyzję. Mogłabym zostać. Za zgodą rodziców byłoby to dozwolone, ale co by mi było z tego? Codziennie budziłabym się i zasypiała z myślą, że jestem zakochana w Nathanie, którego prawie, że mam na wyciągnięcie ręki, ale jednak nadal nie mogę mieć. Patrzyłabym na to, jak poznaje dziewczyny i byłabym strasznie zazdrosna, w imię przyjaźni tłumiąc w sobie własne emocje. On by się zakochał i w końcu przedstawił swoją wybrankę chłopakom. Mi jako swojej przyjaciółce również. I na pozór cieszyłabym się jego szczęściem do którego miał pełne prawo, ale za każdym razem, gdybym go widziała w moim sercu narastał by ból i tęsknota. Czy naprawdę tego bym chciała? Nie. Łatwiej by mi było pogodzić się z tym na odległość, a nie, mając go tuż u boku. To zbyt trudne i skomplikowane. Lepiej do tego nie wracać. Już postanowione... Szarpnęłam za rączkę od walizki i ruszyłam w stronę drzwi. Najwyższy czas i pora to zakończyć. Zeszłam na dół i wsunęłam na stopy czarne baleriny.
- Wybierasz się gdzieś? Zaraz... Gdzie ty ciągniesz tę walizkę?! - krzyknął Siva. Mulat właśnie wychodził z salonu i na mój widok stanął narobił ogromnego hałasu, jakby nie wiadomo, co się działo. Chłopaki słysząc krzyk, przybiegli na miejsce i mieli zdziwione miny... oraz jedną wściekłą. Chyba nie muszę mówić, że to Tom był wściekły? Więc sobie tego oszczędzę...
- Monika, gdzie ty się wybierasz? - spytał spokojnie Max.
- Chłopcy... - zaczęłam, wsuwając na nos czarne Ray Ban'y, może uchronią mnie przed niechcianymi łzami? - mówiłam wam, że o 13:00 mam samolot. A jest – wskazałam na zegarek – 11:50. Zanim dotrę na lotnisko, trochę mi się zejdzie. Dlatego wypadałoby się już pożegnać... Także wiedzcie, że...
- Nigdzie nie idziesz sama! My cię odwieziemy! - krzyknął Jay.
- I nawet nie próbuj protestować! - pogroził mi palcem Tom.
- Czemu nie pozwolicie mi jechać samej? No czemu? Serio jest ze mnie aż tak wielka ofiara, że nie wolno mnie samej wypuszczać z domu i stosować nadzór 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu?
- Tak. - oświadczył najnormalniej w świecie... eh.. mój braciszek.
- Tom uspokój się. – zgromił go Max i zwrócił się do mnie – Oczywiście, że tak nie uważamy. Po prostu chcemy cię odwieźć i pożegnać. Spędzić te ostatnie chwile.
- Kiedy ja właśnie temu chcę zapobiec! Max, rozstania są bardzo trudne i nie chciałam dopuścić do tego, abyście odwieźli mnie na lotnisko. Zbyt wiele dla mnie znaczycie, dlatego ciężki by mi było rozstać się z wami... - poczułam, że za moment się rozpłaczę. Głos mi się łamał, a to co mówiłam było najszczerszą prawdą, więc bolało jeszcze bardziej.
- Jakoś damy radę. - przytulił mnie do siebie – Tylko mi się nie rozpłacz. - zaśmiał się – Chodź usiądziemy jeszcze razem. Pojedziesz z nami.
- Dziękuję ci Max. - uśmiechnęłam się do niego. Usiedliśmy na kanapie i tak po prostu zaczęliśmy rozmawiać. Jakbyśmy się dopiero, co poznali. Myślałam, że za chwilę się rozpłaczę. Max cały czas mnie do siebie tulił po mojej drugiej stronie siedział Tom, który tulił się do mnie. Było wspaniale, powiem to po raz kolejny – jak w rodzinie. Niestety czas płynie nie ubłaganie. I również w tym wypadku skończył się dość szybko. Za szybko. Równo o 12:45 dotarliśmy na lotnisko. Zdałam bagaż i pozostało mi tylko czekać na wejście do samolotu. Chłopcy czekali razem ze mną. Najmilszym jednak zaskoczeniem było, kiedy zobaczyłam biegnące w nasz stronę dziewczyny.
- Przepraszamy, że tak późno, ale...
- Mich, uspokój się, nie musicie się tłumaczyć. Dziękuję, że w ogóle jesteście. - z uśmiechem wszystkie cztery mocno przytuliłam. Usłyszałam komunikat, że powinnam zbierać swój tyłek do samolotu. Odzywa się we mnie chamskość samej do siebie? Nie dziwię się. Mam tak zawsze kiedy jestem zła.
- Masz naszego maila, pisz kiedy tylko będziesz chciała. Zresztą numery telefonów do nas również masz. I ten nooo... - jąkał się Tom.
- Szczęśliwego lotu kochanie. - wyręczyła go Kels, tuląc mnie.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się - Dziękuję wam, za ten cudowny miesiąc spędzony z wami. To było coś wspaniałego.
- Pamiętaj, tak jak mówił Tom, dzwoń i pisz. - powiedział Max – Zresztą... podaj mi swojego maila, ja napiszę. - posłusznie mu podyktowałam i ostatni raz spojrzałam na ich twarze. Usta wykrzywiały się w uśmiechu, za to, w oczach widziałam smutek. Myślałam, że się rozpłaczę.
- Muszę iść... Żegnajcie. - każdego po kolei mocno wyściskałam i machając ręką ruszyłam w stronę wyjścia na pokład. Cały czas powtarzałam sobie w duchu, że mam się nie oglądać i udałoby mi się to gdyby nie fakt, że ktoś zaczął krzyczeć moje imię.
- Monika!!! - usłyszałam i mimowolnie odwróciłam się. Zobaczyłam biegnącego w moja stronę Nathan'a.
- Coś się stało? Nathan, wszystko dobrze?
- Ja... - odgarnął z mojej twarzy kosmyk brązowych włosów – Ja chciałem ci powiedzieć, że... Bo ja...
- Nathan, błagam wyduś to z siebie, muszę lecieć. - spojrzałam w jego magiczne tęczówki po raz ostatni.
- Ja... Ja chciałem ci życzyć udanego lotu. - spuścił głowę - I dać to. - wręczył mi do ręki małe chabrowe pudełeczko. - Otwórz dopiero w samolocie i obiecaj, że nigdy się z tym nie rozstaniesz. - lekko się uśmiechnął i mocno mnie przytulił. - Będę za tobą tęsknił...
- Ja za tobą też. - wyszeptałam tuż przy jego uchu – Dziękuję za prezent i obiecuję... - uśmiechnęłam się.
- Nie ma za co. - zwolnił uścisk. - To ten... Nie spóźnij się na samolot. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia Nathan, żegnaj. - złożyłam na jego policzku maleńki pocałunek i bezpowrotnie udałam się na pokład samolotu, zostawiając z tyłu samego chłopaka. Zajęłam miejsce i w spokoju czekałam na start. Obiecałam sobie, że prezent od Nathan'a otworzę dopiero po starcie. Usłyszałam jak załączają się silniki i wiedziałam, że to już koniec tego wszystkiego. Po twarzy spłynęło mi kilka łez, które szybko wytarłam. Zdecydowałam się otworzyć pudełeczko. Pełna obaw uchyliłam wieczko. W środku znajdowała się złoty łańcuszek, na którym znajdowała się tego samego koloru zawieszka w kształcie... Uszu myszki Miki? Chyba tak to określę. Uśmiechnęłam się sama do siebie i wyjęłam biżuterię. W oczy rzucił mi się wyryty na niej napis: ''In my memory forever You...''. Tym razem nie byłam w stanie wstrzymać łez, które puściły się z moich oczu strumieniami. Dopiero tu, dopiero teraz, zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo będzie mi ich brakowało i jak mocno ich kocham... Jak mocno kocham Nathan'a...
_______________________________________________________________
No i jest, rozdział 66 na powitanie pierwszego dnia grudnia. :)
Mam nadzieję, ze się cieszycie. :)
Chciałam bardzo serdecznie powitać na blogu nowych czytelników Megi ;*, K., Weronika -Shay- i Mira - bardzo mi miło, że dołączyłyście do grona moich czytelników i że spodobało Wam sie to opowiadanie. To dla mnie bardzo miłe. :***
A wszystkich moich ukochanych czytelników z całego serca przepraszam, ze dopiero teraz dodaję rozdział i że nie skomentowałam waszych blogów - okropnie mi przykro, ale ten tydzień miałam całkowicie zawalony nauką, w dodatku w czwartek i piątek nawet nie widziano mnie przy komputerze. Liczę, że mi wybaczycie. Postaram się to jak najszybciej nadrobić, ale nie obiecuje, ze stanie sie to dziś lub jutro, ponieważ, mam bardzo dużo nauki (zbyt wiele dla mnie) dzisiaj sprzątałam w domu i miałam pełne ręce roboty, a jutro wybieram się do dziadka na imieniny. :( Z całego serca za to przepraszam. :(
Rozdział dedykuję wszystkim! <3
Kocham was! ♥
Monika :)
- Wyspałaś się? - zapytał lekko zachrypniętym tonem. Może jednak płakał?
- Tak, było dość... wygodnie. - lekko się uśmiechnęłam, spoglądając na jego unoszącą się pod wpływem oddechu klatkę piersiową, na której to dzisiejszej nocy spoczywała moja głowa. Nathan również się uśmiechnął. To dodało mi odwagi. Było z nim lepiej niż wczoraj. Zdecydowanie.
- Chłopcy już wrócili? - podniosłam się. Wyjrzałam przez okno, odsuwając zasłonę. Podeszłam do drzwi i obróciłam się na pięcie, czekając na jego odpowiedź.
- Nie... Nie wiem... Musisz już iść?
- Nathan, przecież mam dzisiaj samolot. Z chęcią bym została, ale muszę się jeszcze przygotować.
- To dzisiaj? - zdziwiony, podniósł się do pozycji siedzącej. - Ten miesiąc, tak szybko zleciał... - podrapał się po karku.
- Nie przeczę, również tak uważam. - mój wzrok utkwił na zegarze ściennym. Wydawało mi się, że wskazówka stanęła w miejscu. Za późno... Ten czas spędzony tutaj, zleciał mi zbyt szybko. Chciałabym móc go cofnąć i przeżyć to wszystko jeszcze raz. Wzięłam udział w tylu śmiesznych, czasem nawet zwariowanych, ale mimo to pięknych chwilach, tworzących historię mojego życia i tak bardzo chciałabym je powtórzyć. Ten miesiąc był moim najlepszym, jak do tej pory. Spędzony ze znakomitymi, nowymi ludźmi. Żałuję, że muszę to wszystko opuszczać... Głośno westchnęłam i nacisnęłam klamkę.
- Jakbyś czegoś potrzebował, to będę na dole. - uśmiechnęłam się i zamknęłam za sobą drzwi. Słyszałam, jak Nathan coś jeszcze za mną mówił, ale było to tak ciche, że nie zdołałam tego usłyszeć. W sumie to nawet nie wiem czy chciałam. Nie byłam w stanie... Czułam się jak wyzuta z wszelkich emocji. Miałam opuszczać coś, co przez tak krótki miesiąc stało się dla mnie drugim domem. Nie byłam pewna czy mogę tak myśleć, ale tak było. Było, jest i będzie. Już na zawsze... Dłonie oparłam na balustradzie i tępo wpatrywałam się w drzwi. Dzisiaj przekroczę je po raz ostatni i na zawsze zakończę rozdział swojego życia z chłopakami w roli głównej. Czy tego chcę? Oczywiście, że nie! Stawiam sobie zbyt głupie pytania! Ale odpowiedź jest inna. Ja nie chcę, ja muszę. Muszę wrócić do mojej szarej rzeczywistości. Do mamy i taty, Luizy, szkoły... Od jutra, a nawet już od dzisiejszego dnia, będę wiodła to samo, nudne życie, którym żyłam dotychczas. Zacznę chodzić do szkoły, za każdym razem będę spóźniać się na autobus, w szkole będą mnie witać te same sprzątaczki, co każdego innego dnia. Będą mi kazały zmieniać buty, aby nie miały więcej obowiązków. Posłusznie będę wykonywać ich polecenia. Potem krótkie rozmowy z Luizą, lekcje, przerwy, lekcje i tak w kółko, a potem będę wracać do domu. Odrobię lekcje, zjem coś, może znajdzie się czas na opisanie jakiejś notki w pamiętniku? I każda kolejna będzie wyglądała tak samo. Wrócą z pracy rodzice, zamienię z nimi kilka słów, pójdę się umyć dodając do kąpieli ulubiony płyn o zapachu miodu. A na samym końcu zatonę w miękkiej pościeli ze słuchawkami w uszach, wspominając, że już nigdy nie przeżyję tak wspaniałej przygody. Spuściłam głowę, wzdychając. Irytująca monotonia. Zaskakujące, aczkolwiek prawdziwe. Nie wyobrażam sobie, aby moje życie w ułamku sekundy, tak diametralnie się zmieniło. Nie wyobrażam sobie, że ich zostawię...
- Monika, dobrze się czujesz? - momentalnie obróciłam twarz w stronę z której dochodził ten dźwięk. Zobaczyłam Tom'a, który właśnie wychodził ze swojego pokoju.
- Tak, tak wszystko w porządku. Przestraszyłeś mnie... - uśmiechnęłam się. Nadal jednak czułam, jak w piersi łomotało mi serce.
- Przepraszam, myślałem, że jest ci słabo, tak dziwnie wyglądałaś... Co się stało? Pokłóciłaś się z Nathan'em? Wiedziałem, że powie to w zły sposób!
- To ty wiedziałeś o tym? - byłam tak zdziwiona, że z pewnością moje oczy wyglądały, jak monety pięciozłotowe. Skąd on wiedział, że ciocia Nathan'a nie żyje?
- No pewnie! Od początku widziałem, co się święci. Było to widać i po nim i po tobie. - ujął to triumfalnym tonem. O kurcze! Jakim cudem poznał to po mnie? Przecież starałam się ukryć wszystkie emocje! Oj Nathan będzie zły... Chociaż w sumie on nie jest lepszy. Jego Tom również rozgryzł. - A teraz powiedz... O co konkretnie się pokłóciliście? O to, że musisz już wylatywać? I czemu się nie zgodziłaś?! - wydał z siebie okrzyk niezadowolenia.
- Nie pokłóciliśmy się! Wszystko jest... Na co niby miałam się zgodzić? - odparłam podejrzliwie. Czy my rzeczywiście mówiliśmy o tym samym? A jeśli nie, to o czym mówił Tom?
- No jak to na co? Przecież... - zaciął się i lustrował mnie wzrokiem – O czym rozmawialiście?
- Nooo... - jąkałam się – Nathan opowiadał mi o sobie, nic poza tym, przysięgam.
- Nic? Jesteś pewna, że nie poruszaliście żadnego innego tematu? - był zdziwiony dokładnie tak mocno jak ja chwilę temu. Bynajmniej tak mi się wydaje, bo siebie nie widziałam...
- Tak, jestem pewna... W ogóle Tom, o co ci chodzi? Na co miałam się nie zgodzić?
- No na... Śniadanie! Tak, tak śniadanie! O ty niedobra! - poczochrał moją głowę – Chodź szybko do kuchni, musisz coś zjeść przed wyjazdem! - z miną a'la 'nic nie widziałem, nic nie słyszałem' zbiegł na dół, jak mniema do kuchni.
- Ktoś mówił coś o śniadaniu? - usłyszałam za sobą zaspany głos Max'a. Stał w drzwiach swojego pokoju, leniwie przecierając oczy. Pewnie dopiero co wstał.
- Tak... Tom robi śniadanie. - uśmiechnęłam się. - Myślę, że...
- Trzeba mu pomóc! - nie dał mi skończyć i zbiegł na dół. Chciałam powiedzieć, że może warto by było zawołać resztę, ale rozkładając na części : ''Tom ROBI śniadanie.'' widać, że to zdanie samo w sobie jest straszne, ponieważ nazywany podmiot to Tom i zawiera ono orzeczenie, co mówi nam, że nasz Podmiot musi coś zrobić. Dlatego myślę, że Max mówiąc: ''Trzeba mu pomóc'', miał ogromną rację. Uśmiechnęłam się na myśl o tym do czego mój kochany braciszek jest zdolny. Przypominając sobie jednak, że już dzisiaj będę musiała ich opuścić, posmutniałam. To właśnie te piękne chwile stracę i nie wezmę w nich nigdy udziału. Będzie mi tego brakowało. Starłam z policzka jedną łzę i postanowiłam jednak zawołać resztę, oprócz Nathana. Wolałam na razie zostawić go samego. W końcu nawet nie wiedziałam, kiedy i jak zamierza powiedzieć chłopakom o śmierci jego cioci. Na ten temat było zbyt wiele pytań na które nie byłam pewna odpowiedzi. Jak chłopaki zareagują na to, że jego ciocia nie żyje? Czy nie będą źli za to, że wczoraj nic im nie wspominając o tej tragedii wyszliśmy? Może też chcieliby wiedzieć, w końcu są zespołem i pewnie dotąd o wszystkim sobie mówili. Kurcze... Jeszcze wyjdzie na to, że ich poróżnię. Nie, tak nie może być, nie dopuszczę do tego. Rozwiałam wszelkie negatywne myśli i zeszłam na dół. W kuchni czekali na mnie Jay, Siva, Max no i Tom. Razem robili śniadanie. Skrzyżowałam dłonie na piersi, oparłam się o ściankę i z uwagą się im przyglądałam. Byli tacy weseli, szczęśliwi. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Serce się radowało, kiedy ich takich widziałam. To było coś pięknego. Smutny był jednak fakt, że nie byli tu wszyscy. Brakowało jednego. Jednego, który być może przeżywał teraz najgorsze chwile w swoim życiu. Reszta nie wiedziała o tym, no, bo skąd? Nie powiedział im, ja tym bardziej. Przecież mu obiecałam, więc nie mogę o teraz tak zostawić. Obróciłam się na pięcie i wyszłam, idąc prosto do Nathana. Jednak zatrzymałam się tuż przed drzwiami. Spojrzałam na zegarek - 10:00. Za trzy godziny mam samolot, a jestem w totalnym bałaganie. Kurcze, niedobrze... Wzięłam z pokoju jakieś dżinsowe rurki oraz białą koszulkę i poszłam wziąć szybki prysznic. Nie miałam dużo czasu, za to miałam wiele do zrobienia. Wciągnęłam na siebie suche rzeczy. Włosy związałam w luźnego koka, kilka pasm wypuszczając tuż przy twarzy. Złożyłam rzeczy z wczoraj i zaniosłam je do pokoju, wkładając prosto do walizki. Tak, teraz byłam prawie gotowa. Niepewnie zapukałam do drzwi. Usłyszałam z wnętrza głos Nathana i weszłam do środka. Siedział przy biurku i oglądał coś na swoim laptopie. Odsunął go na bok i zawiesił wzrok na mnie.
- Coś się stało? - w jego oczach nie widziałam nic. Były puste. Bez cienia malujących się w nich emocji.
- Nie, raczej nie... - dłonie wsunęłam do tylnych kieszeni spodni. Lekko się denerwowałam.
- O której masz samolot? - zadał to pytanie tak nagle, wywierając ogromny nacisk na każdą sylabę.
- O 13:00, ale to nie jest teraz ważne. - odważyłam się przerwać, kucnęłam przed nim, oparłam dłonie o jego kolana. - Wiesz, że będziesz musiał powiedzieć o tym chłopakom. Nie możesz tego przed nimi ukrywać, muszą się dowiedzieć. Jeśli chcesz, pomogę ci w tym, tylko powiedz jak. - nie zdążyłam jednak dokończyć, bo przerwał mi, składając na moich wargach swój palec.
- Spokojnie, powiem im, sam. Zrobię to po twoim wylocie, aby nie robić teraz zamieszania. Doskonale wiem, że muszą wiedzieć. Uwierz we mnie. - lekko się uśmiechnął. W sumie, miał rację. Robie z niego ofiarę, którą przecież nie jest. Zganiłam się w myślach. Podniosłam się i dłonią przetarłam czoło. Jednak moja głupota nie zna granic.
- Przepraszam... Ja po prostu chciałam, żebyście wszystko w zgodzie załatwili. Zresztą zostawmy to już, nie moja sprawa. Lepiej chodźmy już na śniadanie, chłopaki zrobili. - nie zastanawiając się długo, wyszłam i poszłam do kuchni. Usiadłam przy stole i dostałam na talerzu naleśnika z serem i owocami. Przynajmniej jedna miła rzecz w ciągu dnia. Wszyscy zasiedli do stołu. Nathan przyszedł chwilę później. Każdy z nas w spokoju spożywał posiłek. W głowie mam kompletną pustkę. Nie wiem, co ja mam im powiedzieć. Podziękować? To pewne! Za wszystko, nie starczyłoby mi czasu na wymienianie każdej rzeczy oddzielnie. Czuję się dziwnie. Chyba po raz pierwszy nie jestem w stanie zebrać myśli. Odłożyłam talerz do zlewu i wymsknęłam się do pokoju. Założyłam granatową koszulę, którą zawiązałam pod biustem i zasunęłam walizkę. Przeszłam się po pokoju wspominając wszystkie wspaniałe momenty, które razem ze mną wrócą dzisiaj do domu. Robiłam coś w stylu małego podsumowania. Podsumowania mojego spędzonego tutaj życia. Czy tak to się musiało zakończyć? Czy w jakimś stopniu można byłoby to zmienić? Oczywiście, że można! Zawsze są dwa wyjścia, czasami nawet kilka, tylko, że ja podjęłam decyzję. Mogłabym zostać. Za zgodą rodziców byłoby to dozwolone, ale co by mi było z tego? Codziennie budziłabym się i zasypiała z myślą, że jestem zakochana w Nathanie, którego prawie, że mam na wyciągnięcie ręki, ale jednak nadal nie mogę mieć. Patrzyłabym na to, jak poznaje dziewczyny i byłabym strasznie zazdrosna, w imię przyjaźni tłumiąc w sobie własne emocje. On by się zakochał i w końcu przedstawił swoją wybrankę chłopakom. Mi jako swojej przyjaciółce również. I na pozór cieszyłabym się jego szczęściem do którego miał pełne prawo, ale za każdym razem, gdybym go widziała w moim sercu narastał by ból i tęsknota. Czy naprawdę tego bym chciała? Nie. Łatwiej by mi było pogodzić się z tym na odległość, a nie, mając go tuż u boku. To zbyt trudne i skomplikowane. Lepiej do tego nie wracać. Już postanowione... Szarpnęłam za rączkę od walizki i ruszyłam w stronę drzwi. Najwyższy czas i pora to zakończyć. Zeszłam na dół i wsunęłam na stopy czarne baleriny.
- Wybierasz się gdzieś? Zaraz... Gdzie ty ciągniesz tę walizkę?! - krzyknął Siva. Mulat właśnie wychodził z salonu i na mój widok stanął narobił ogromnego hałasu, jakby nie wiadomo, co się działo. Chłopaki słysząc krzyk, przybiegli na miejsce i mieli zdziwione miny... oraz jedną wściekłą. Chyba nie muszę mówić, że to Tom był wściekły? Więc sobie tego oszczędzę...
- Monika, gdzie ty się wybierasz? - spytał spokojnie Max.
- Chłopcy... - zaczęłam, wsuwając na nos czarne Ray Ban'y, może uchronią mnie przed niechcianymi łzami? - mówiłam wam, że o 13:00 mam samolot. A jest – wskazałam na zegarek – 11:50. Zanim dotrę na lotnisko, trochę mi się zejdzie. Dlatego wypadałoby się już pożegnać... Także wiedzcie, że...
- Nigdzie nie idziesz sama! My cię odwieziemy! - krzyknął Jay.
- I nawet nie próbuj protestować! - pogroził mi palcem Tom.
- Czemu nie pozwolicie mi jechać samej? No czemu? Serio jest ze mnie aż tak wielka ofiara, że nie wolno mnie samej wypuszczać z domu i stosować nadzór 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu?
- Tak. - oświadczył najnormalniej w świecie... eh.. mój braciszek.
- Tom uspokój się. – zgromił go Max i zwrócił się do mnie – Oczywiście, że tak nie uważamy. Po prostu chcemy cię odwieźć i pożegnać. Spędzić te ostatnie chwile.
- Kiedy ja właśnie temu chcę zapobiec! Max, rozstania są bardzo trudne i nie chciałam dopuścić do tego, abyście odwieźli mnie na lotnisko. Zbyt wiele dla mnie znaczycie, dlatego ciężki by mi było rozstać się z wami... - poczułam, że za moment się rozpłaczę. Głos mi się łamał, a to co mówiłam było najszczerszą prawdą, więc bolało jeszcze bardziej.
- Jakoś damy radę. - przytulił mnie do siebie – Tylko mi się nie rozpłacz. - zaśmiał się – Chodź usiądziemy jeszcze razem. Pojedziesz z nami.
- Dziękuję ci Max. - uśmiechnęłam się do niego. Usiedliśmy na kanapie i tak po prostu zaczęliśmy rozmawiać. Jakbyśmy się dopiero, co poznali. Myślałam, że za chwilę się rozpłaczę. Max cały czas mnie do siebie tulił po mojej drugiej stronie siedział Tom, który tulił się do mnie. Było wspaniale, powiem to po raz kolejny – jak w rodzinie. Niestety czas płynie nie ubłaganie. I również w tym wypadku skończył się dość szybko. Za szybko. Równo o 12:45 dotarliśmy na lotnisko. Zdałam bagaż i pozostało mi tylko czekać na wejście do samolotu. Chłopcy czekali razem ze mną. Najmilszym jednak zaskoczeniem było, kiedy zobaczyłam biegnące w nasz stronę dziewczyny.
- Przepraszamy, że tak późno, ale...
- Mich, uspokój się, nie musicie się tłumaczyć. Dziękuję, że w ogóle jesteście. - z uśmiechem wszystkie cztery mocno przytuliłam. Usłyszałam komunikat, że powinnam zbierać swój tyłek do samolotu. Odzywa się we mnie chamskość samej do siebie? Nie dziwię się. Mam tak zawsze kiedy jestem zła.
- Masz naszego maila, pisz kiedy tylko będziesz chciała. Zresztą numery telefonów do nas również masz. I ten nooo... - jąkał się Tom.
- Szczęśliwego lotu kochanie. - wyręczyła go Kels, tuląc mnie.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się - Dziękuję wam, za ten cudowny miesiąc spędzony z wami. To było coś wspaniałego.
- Pamiętaj, tak jak mówił Tom, dzwoń i pisz. - powiedział Max – Zresztą... podaj mi swojego maila, ja napiszę. - posłusznie mu podyktowałam i ostatni raz spojrzałam na ich twarze. Usta wykrzywiały się w uśmiechu, za to, w oczach widziałam smutek. Myślałam, że się rozpłaczę.
- Muszę iść... Żegnajcie. - każdego po kolei mocno wyściskałam i machając ręką ruszyłam w stronę wyjścia na pokład. Cały czas powtarzałam sobie w duchu, że mam się nie oglądać i udałoby mi się to gdyby nie fakt, że ktoś zaczął krzyczeć moje imię.
- Monika!!! - usłyszałam i mimowolnie odwróciłam się. Zobaczyłam biegnącego w moja stronę Nathan'a.
- Coś się stało? Nathan, wszystko dobrze?
- Ja... - odgarnął z mojej twarzy kosmyk brązowych włosów – Ja chciałem ci powiedzieć, że... Bo ja...
- Nathan, błagam wyduś to z siebie, muszę lecieć. - spojrzałam w jego magiczne tęczówki po raz ostatni.
- Ja... Ja chciałem ci życzyć udanego lotu. - spuścił głowę - I dać to. - wręczył mi do ręki małe chabrowe pudełeczko. - Otwórz dopiero w samolocie i obiecaj, że nigdy się z tym nie rozstaniesz. - lekko się uśmiechnął i mocno mnie przytulił. - Będę za tobą tęsknił...
- Ja za tobą też. - wyszeptałam tuż przy jego uchu – Dziękuję za prezent i obiecuję... - uśmiechnęłam się.
- Nie ma za co. - zwolnił uścisk. - To ten... Nie spóźnij się na samolot. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia Nathan, żegnaj. - złożyłam na jego policzku maleńki pocałunek i bezpowrotnie udałam się na pokład samolotu, zostawiając z tyłu samego chłopaka. Zajęłam miejsce i w spokoju czekałam na start. Obiecałam sobie, że prezent od Nathan'a otworzę dopiero po starcie. Usłyszałam jak załączają się silniki i wiedziałam, że to już koniec tego wszystkiego. Po twarzy spłynęło mi kilka łez, które szybko wytarłam. Zdecydowałam się otworzyć pudełeczko. Pełna obaw uchyliłam wieczko. W środku znajdowała się złoty łańcuszek, na którym znajdowała się tego samego koloru zawieszka w kształcie... Uszu myszki Miki? Chyba tak to określę. Uśmiechnęłam się sama do siebie i wyjęłam biżuterię. W oczy rzucił mi się wyryty na niej napis: ''In my memory forever You...''. Tym razem nie byłam w stanie wstrzymać łez, które puściły się z moich oczu strumieniami. Dopiero tu, dopiero teraz, zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo będzie mi ich brakowało i jak mocno ich kocham... Jak mocno kocham Nathan'a...
_______________________________________________________________
No i jest, rozdział 66 na powitanie pierwszego dnia grudnia. :)
Mam nadzieję, ze się cieszycie. :)
Chciałam bardzo serdecznie powitać na blogu nowych czytelników Megi ;*, K., Weronika -Shay- i Mira - bardzo mi miło, że dołączyłyście do grona moich czytelników i że spodobało Wam sie to opowiadanie. To dla mnie bardzo miłe. :***
A wszystkich moich ukochanych czytelników z całego serca przepraszam, ze dopiero teraz dodaję rozdział i że nie skomentowałam waszych blogów - okropnie mi przykro, ale ten tydzień miałam całkowicie zawalony nauką, w dodatku w czwartek i piątek nawet nie widziano mnie przy komputerze. Liczę, że mi wybaczycie. Postaram się to jak najszybciej nadrobić, ale nie obiecuje, ze stanie sie to dziś lub jutro, ponieważ, mam bardzo dużo nauki (zbyt wiele dla mnie) dzisiaj sprzątałam w domu i miałam pełne ręce roboty, a jutro wybieram się do dziadka na imieniny. :( Z całego serca za to przepraszam. :(
Rozdział dedykuję wszystkim! <3
Kocham was! ♥
Monika :)
Po pierwsze; Wiesz, że w szkole i tak dostanie Ci się ochrzan, bo tak długo nie dodawałaś? No więc chyba nie muszę o tym przypominać.
OdpowiedzUsuńPo drugie: Niby długie, ale jednak za krótkie. I jeszcze teraz cholerne, kolejne lata czekania na następny rozdział... -.-
Po trzecie: Dlaczego, do jasnej cholery, on jej tego nie powiedział!? Dobra, dobra, ja rozumiem, Ty masz swój ułożony plan działania, czyli trzymać nas w niepewności, aż do ostatniego rozdziału, srutututu, ale wiedz, że jeśli to się nie zdarzy w najbliższym czasie to obetnę Ci włosy na chłopaka!
Po czwarte: Ogólnie rozdział jest - jak zwykle - cudowny! A ten fragment o robieniu przez Tom'a śniadania mnie rozwalił xd
Po piąte: Jestem zazdrosna, że piszesz tak cholernie dobrze. Normalnie zastanawiam się na skończeniem swojego bloga, bo kiedy patrzę, jak takie osoby, jak Ty piszą to normalnie... Krew mnie zalewa, że "tworzę" coś tak beznadziejnego, w porównaniu z Twoim i innych osób, których blogi czytam...
Po szóste: Rozpisałam się, za dużo tu słowa "cholera", pozdrawiam Cię ciemoku <3
kurwa mać.
OdpowiedzUsuńpopłakałam się ;<
To jest takie cudowne, nie do opisania. ALe czemu Nathan nie powiedział jej że czuje do niej coś co ona czuje również do niego ;< Wiem trudno było mu powiedzieć to ale przecież, by wtedy Monika nie musiała ukrywać się również. Ale trudno. ;((( A Tom, mógł się wygadać, ale wtedy ona by nie wiedziała co o tym myśleć. A ten naszyjnik. Tak w mojej pamięci na zawsze ty. Doskonały napis. Eh, to takie smutne. Ja to razem z nimi przeżywam, czemu tak się stało ? ;( Mogła zostać, wszystko było by prostsze ! Ale, założę się że chłopaki do Polski przyjadą, albo Monia jakoś znajdzie się znowu w Londynie. Nie wiem czemu tak twierdzę, ale tak po prostu wyczuwam, ze coś takiego się wydarzy.
No i ten nie pisz takich smuatsów, a szczególnie ja takich na noc czytać nie mogę bo potem, tak rozmyślam i w ogóle, robię dalsze części twojego opowiadania modląc się, abyś ty napisała kolejny rozdział wesoły, pełen humoru.
A Monika, wiem że będzie często wspominała ten miesiąc ze swoimi idolami. Każdy by wspominał, a ona była dla nich jak siostra. A oni dla niej jak bracia. A rodzina powinna trzymać się zawsze razem, twierdzę tak ja, chociaż nie wiem czemu.
Tak! Pisz następnego Słońce ♥
Ale musi być wesoły. ;*
Siedzę i ryczę...
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest piękny...
Błagam Cię, powiedz mi, że oni się jeszcze zobaczą albo ona tam wróci, błagam.
<3
Cudowny rozdział! Pisz dalej, dalej, kolejny! Czekam z niecierpliwością! ;* ♥
OdpowiedzUsuńZajebisty rozdział! Kocham to Twoje opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńno i popłakałam się
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały
ale oni będą razem ?
nie rozdzielaj ich !
czekam na następny
Aaa jeju nie mogę przestać płakać ;(((
OdpowiedzUsuńRozdział niesamowity ;*** Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczą ;*
Co a mówię oni muszą się zobaczyć !!
CZekam na next'a ;****
Mychaaa ;***
rozpłakałam się...
OdpowiedzUsuńmój iPod chciał, że kiedy Nathan zaczął wołać rozpoczęła się piosenka 'Say Goodbye' Chrisa Browna...
ja nie wiem co teraz będzie...
Matko... rozdział jak zwykle cudo!! <3
OdpowiedzUsuńNormalnie brak mi słów, żeby wyrazić to co czuję za każdym razem czytając twoje opo. :D
Masz ogromny talent!!
Z niecierpliwością czekam na next'a!!
Ryczę jak głupia. No nie mogę się pozbierać. Oni muszą się jeszcze zobaczyć. Muszą sobie nawzajem wyznać co do siebie czuję i... POCAŁUNEK!!! To jest rozkaz. Bo ja się załamię. Sorka bardzo. Jestem załamana. Bo... taki smutny ten rozdział. Błagam cię. Napisz jak najszybciej następny rozdzialik. Czekam i pozdrawiam i WENY!
OdpowiedzUsuńpo prostu... nie wiem co napisać, bo moja klawiatura właśnie przeżywa jedną z klęsk (tak to się odmienia? ;P) żywiołowych, jaką jest powódź
OdpowiedzUsuńno moja droga... brawo!
rozdział jest fenomenalny!
cudownie... zabrakło mi custeczek, teraz bym nie płakała poprosiłabym jak najszybciej kolejny rozdział ;)
Powtórka z rozrywki czyli ryczę,no kurde ryczę znowu;(
OdpowiedzUsuńZamiast być twarda,nie mogę powstrzymać łez i beczę przed tym monitorem no!
Boże jak Ty genialnie piszesz!<3
Awww z każdym napisanym przez Ciebie zdaniem się rozpływam;3
Normalnie kocham Cię za to opowiadanie<3
Możliwe,że już nie raz Ci to mówiono albo pisano i ja nie będę pierwsza ale muszę to napisać:JESTEŚ FENOMENALNA!!!
To co tutaj tworzysz jest ogromnym dziełem;)
Powinnaś być z siebie dumna!
Oczywiście czekam z niecierpliwością na następny lecz tym razem już uzbrojona w paczkę chusteczek;)
Po pierwsze przepraszam, że dopiero teraz :((( Okropna jestem wiem ;[ Ale nauka, to jak papier Regina... Nigdy się nie kończy!
OdpowiedzUsuńBłagam o wybaczenie :(
Rozdział...
Zabić to za mało!!!!
Mówiłaś że wszystko będzie dobrze!!!!
A ona poleciała do Polski!!!
A Nathan został!!!
I nic jej nie powiedział!!!
I Kill You!!! I Kill You!!!
Ja muszę przeczytać kolejny rozdział!!!
Żem się zbulwersowałam!
Ech...
NEXT!!!
o jaaaa... w zyciu nigdy nie wzruszylam sie czytajac opka tak jak przy tym rozdziale...raaaanyy jakie to piekne..
OdpowiedzUsuńprzesliczne! az slow mi brakuje! uwielbiam <3
nowa czytelniczka- San ;)
PS czekam na nexta
A MIAŁ BYĆ REAL KISS! -.-
OdpowiedzUsuńNo wiesz co ;d jak mogłaś ;d
Nie mam pojęcia jak to zrobisz, nie wiem ile będziesz musiała się namęczyć, ale ONI MAJĄ BYĆ RAZEM FOREVEER!
To tyle w tym temacie ;p
A rozdział .. no cóż ja mogę napisać, cudo ;)
Mam nadzieję, że dodasz szybko nexta bo już czekam :)
Weny ;******
A tak na marginesie to mam dla cb... może smutną, może wesołą wiadomość... w każdym razie na razie nie pojawi się na moim blogu żaden rdz ani nic takiego, bo .... jak na razie kończe z pisaniem... na razie na jakiś czas, a potem się zobaczy ;) Może jeszcze na święta cos dodam ale to nic pewnego :)
Także ten... no następnego ;*******
Ehh...popłakałam się.
OdpowiedzUsuńnie wiem jak ty to robisz ale ja porostu uzależniłam się od twojego bloga!
Piszesz świetnie i proszę cię nie kończ opowiadania nigdy, nigdy, przenigdy!
Cały czas czekam i myślę "pocałują się...teraz! nie TERAZ!"
och kobieto zrób mi to przyjemność i spełnij moje marzenie by Nathan w końcu ją pocałował!
Mam nałóg. Cały czas sprawdzam czy nie dodałaś czegoś nowego xD
Czekam na nexta ;****
Weny życzę
Julka
JPRDL. Ten rozdział jest aż tak zajebisty że zaczełam ryczeć. Czekam na kolejny rozdz. pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJak ty przecudownie piszesz. Aż gębę zbieram z podłogi. I jeszcze płaczę. Ale jak patrzę po komentarzach to nie jest nic strasznego. Mam ochotę na szczęśliwego nexta. No i by tak fajnie było jakby Nath i Moni byli parą, hę? Chyba każda czytająca osoba tego chce;) Czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńFantastyczny ♥
OdpowiedzUsuńI to jeszcze jaki wzruszający ..
Ja nie wiem jak można mieć taki talent do pisania ...
Po prostu cudo z tego twojego opowiadania jest ♥
Moniak musi być z Nathanem !
Musi !
Nie wiem jak to zrobisz, ale tak właśnie ma być ! :)
Liczę na cb ; *
Czekam na nn ; p
Nominowałam Cię do Liebster Award :))
OdpowiedzUsuńWiem, że miałaś już dużo nominacji, ale jeszcze jedna nie zaszkodzi :))
http://too-young-for-love.blogspot.com/2012/12/liebster-award_7.html
jaaaa.
OdpowiedzUsuńPopłakałam się :(
Rozdział jest rewelacyjny <3
pisz szybciej następny :*
Pisz szybko nexta ->
OdpowiedzUsuńZajebiscie piszesz!
chciałam zaprosić cię na moje nowe opowiadanie ;)
OdpowiedzUsuńhttp://thewaythatyoublameme.blogspot.com/
i poprosić byś je jakoś zareklamowała jeśli możesz ;D
nie mam czytelników ;/
masz wspaniałego bloga! będzie mi miło jeśli spodoba Ci się mój i również go zaobserwujesz ;))
OdpowiedzUsuńpopłakałam się !!
OdpowiedzUsuńRozumiesz to?!
A ja nie mam tego często *____*
Cudowny blog kochana <3
pozdrawiam,
@madam_sykes
poryczalam sie....
OdpowiedzUsuń