Założyłam na szyję prezent od Nathan'a i ostatni raz przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam... nienagannie. Tak, myślę że to dość dobre słowo, jak na mnie. Postanowiłam – jak zresztą obiecałam Nathan'owi - nigdy nie rozstawać się z tym wisiorkiem. Był on dla mnie czymś w rodzaju talizmanu. Czymś, co będzie mi o nich przypominało. Westchnęłam. Poprawiłam na nosie okulary przeciwsłoneczne i ruszyłam w stronę wyjścia z lotniska. Nikt nie wiedział o tym, że już wróciłam. W sumie, to sama nie wiedziałam, czemu nikomu o tym nie powiedziałam. Jedno wiem na pewno - nie była to rzecz z góry założona. Tak po prostu wyszło. Być może wynikało to z tego, iż byłam strasznie zakręcona i kompletnie o tym zapomniałam. Zdarza się, a w moim przypadku nie należy to raczej do rzeczy nadzwyczajnych. Często o czymś zapominam. Ale jednego nie zapomnę nigdy, tego jestem pewna. Nigdy nie zdołam zapomnieć wszystkich wspólnie przeżytych chwil z chłopakami. Było mi strasznie przykro. Bałam się, że zaraz zacznę płakać na środku lotniska robiąc z siebie totalne pośmiewisko. I nie zdziwiłabym się, gdyby tak naprawdę się stało - do tego też byłam zdolna. Szarpnęłam mocniej rączkę od walizki i rozwiałam wszystkie myśli o nich daleko w głąb swojego umysłu. Jedna rzecz mnie zastanawia... Dlaczego jestem tak beznadziejna, że wiecznie wracam do rozmyślania o nich? Przecież to była jedna jedyna, zwykła przygoda i właśnie się skończyła. Tak miało być i koniec. W międzyczasie zamówiłam taksówkę, która po niebywale krótkim czasie zjawiła się. Szybko do niej wsiadłam, podałam kierowcy adres i wróciłam do swoich osobistych przemyśleń. Dlaczego tak właśnie się działo? Moim zdaniem nie było to zamierzone, ani tym bardziej zależne ode mnie. To brzmi jak wyznanie osoby chorej lub co gorsza uzależnionej. A może ja byłam uzależniona? Uzależniona od chłopaków? Ich wiecznych kłótni, zabaw, po prostu towarzystwa... Ale czy to możliwe? Nonsens! Szczytem głupoty byłoby tak myśleć. Moja chora głowa kombinuje w którą stronę może, byleby nie odkryć prawdy. A jaka ona tak naprawdę jest? Prawda jest taka, że... Właściwie sama do końca tego nie wiem. Może prawda jest taka, że ja po prostu za nimi tęsknie? Za nimi i za tym wspaniałym, lekko leniwym, czasem nawet zwariowanym, ale wesołym życiem z chłopakami? Być może... Wszystko, może prawie wszystko, ale na pewno większość na to wskazywała. Zapłaciłam taksówkarzowi i udałam się w stronę drzwi, wyciągając z kieszeni jeansów pęk dzwoniących kluczy. Przez ten krótki czas zdążyłam się z nimi tak mocno zżyć? To w ogóle możliwe? Głupie pytanie, oczywiście że możliwe. Aby kogoś polubić lub pokochać nie potrzebujemy wielkiej ilości czasu, przeznaczonej do wykorzystania go na przebywanie z tą osobą. To nie jest ważne. Liczy się fakt czy z tym kimś dobrze się dogadujemy, mamy wspólne tematy lub po prostu dobrze czujemy się w towarzystwie tej osoby. Ja w towarzystwie chłopaków czułam się doskonale. Pokochałam ich jak braci, znaczyli dla mnie bardzo wiele. I cały czas znaczą tyle samo, nawet jeśli już nigdy nie będzie okazji się spotkać... Spojrzałam na jeden jedyny plakat, wiszący na korkowej tablicy w moim pokoju.. Pięć roześmianych twarzy, których już nigdy nie zobaczę... Zaraz! Ale czy to jest powód, aby się wiecznie smucić? Oczywiście, że nie. Nie mogę ciągle żyć tym faktem, ani wiecznie do niego wracać. Muszę zacząć nowe życie. Zostały mi jeszcze dwa lata liceum, potem studia. Nie mogę ich zaprzepaścić tęsknotą. Zdjęłam plakat z tablicy i przyjrzałam się mu. Nadal was kocham chłopcy i waszą wspaniałą muzykę, ale najpierw muszę się pozbyć tego plakatu, wybaczcie tak będzie mi prościej zacząć wszystko na nowo. Złożyłam go na pół i schowałam do jednej z teczek w moim biurku. Nie będę już taka jak kiedyś. Zmienię się. Na lepsze czy na gorsze, czas pokaże. Będę bezwzględna. Podeszłam do balkonu i to, co zobaczyłam wprawiło mnie we wściekłość.
- I jeszcze jedno... - mruknęłam pod nosem, widząc Michała obściskującego się z jakąś dziewczyną, której kompletnie nie znałam - Nie pozwolę na to, aby jakiś chłopak mnie omotał, a potem skrzywdził. Po prostu się nie zakocham! - zasunęłam zasłonkę i runęłam, jak długa na podłogę, potykając się o własną walizkę. Podnosząc się, uśmiechnęłam się do siebie. - Ale najpierw sprzątnę walizkę.
Leżałam na łóżku tępo wpatrując się w kolejne strony nowego czasopisma, w międzyczasie sącząc ulubiony napar - herbatę z dzikiej róży. Groszek cały czas plątał mi się wokół twarzy. Mam nadzieję, że cieszył się na mój widok równie mocno, jak ja na jego widok. No chyba, że miał pchły i musiał się koniecznie podrapać, więc ocierał się o moją twarz. Nie, jednak się cieszył. Innej opcji nie ma! Zaśmiałam się i przewróciłam na plecy. Sufit... Taki zwykły, biały... Przewróciłam się na bok. I te ściany... Takie zwykłe, kolory, które już dawno mi się znudziły... Usiadłam po turecku i rozejrzałam się po pokoju. Wszystko od dawna takie samo. Jakby to skrzętnie ująć... Już wiem! ''Wieczna monotonia.'' Pasuje! Powieszę sobie taką tabliczkę na drzwiach. I będzie wiadomo, że to mój pokój. Nikt się nie pomyli. A tak na serio to przydałyby mi się zmiany...
- Prawda Groszku? - podrapałam mojego pupila po brzuszku. Ten zamruczał wesoło i próbował podjąć ze mną jakąkolwiek próbę zabawy. Zignorowałam go i położyłam się na plecach, ponownie wpatrując się w sufit. Kot, widząc moje lenistwo, wdrapał się na moją klatkę piersiową. Właśnie układał się do snu, kiedy ściągnęłam go z siebie na łóżko i raptownie wstałam. Przecież nie będę cały dzień bezczynnie leżeć na łóżku! Spojrzałam na zegarek – okej, może tego dnia już dużo nie zostało, zważywszy na to, że do powrotu rodziców z pracy zostało mi jakieś... pięć godzin? No, ale ten czas da się jakoś wykorzystać, prawda? Oczywiście, że się da! I ja nawet wiem jak. Odwróciłam się na pięcie w stronę, jak mniemam mojego wściekłego kota. Nie myliłam się. Groszek potrafił świetnie okazywać emocje. Wzięłam go na ręce i przytuliłam. Nie czułam wyciąganych pazurów, lecz przyjemne mruczenie. Ha! Kiciuś udobruchany. Oderwałam go od siebie, tak mocno i niespodziewanie, że Groszek na wpół przymknięte oczy miał teraz szeroko otwarte.
- A teraz mój drogi, troszeczkę mi pomożesz! - podrapałam go po główce i zaniosłam do łazienki. Posadziłam na pralce i zabrałam się za sprzątanie domu. Nie należało to do moich szczególnych upodobań i wręcz modliłam się, aby mojego przyszłego męża pasjonowało sprzątanie, ale miałam dużo wolnego czasu i bardzo lubię przywoływać uśmiechy na zmęczone twarze rodziców. Po dwóch, może trzech godzinach dom lśnił, mój ulubieniec kończył pić mleko, a ja odpoczywałam wsłuchując się w takty Girl On Fire, płynące z kuchennego radia, kiedy zaczęła się moja ulubiona i żywiołowa Addicted. Dodała mi ona wiele energii. I dała nowy pomysł. W ułamku sekundy, nucąc dobrze znane mi dźwięki melodii, zabrałam się za pichcenie kolacji dla rodziców. Gotowanie to chyba moje powołanie. Bardzo lubiłam spędzać na tym czas w kuchni, a w szczególności na pieczeniu ciast, ale zwykle tego nie robiłam sama z siebie, ponieważ to wiązało się ze zmywaniem, czego wręcz nienawidziłam. I koło się zamyka. Uśmiechnęłam się do Groszka, który leniwie przeciągał się na podłodze. Nie doczekanie jego! Ja tu ciężko pracuję, a on mi się wyleguje na podłodze? No chyba nie! Tak, wiem, okrutna jestem. Złapałam pierwszą lepszą rzecz znajdującą się pod moja ręką, którą okazało się jabłko i rzuciłam na podłogę. To była zła i nieprzemyślana decyzja. Owszem, jabłko poturlało się i Groszek pofatygowała się za nim – zdziwiłabym się, gdyby tego nie zrobił, biorąc pod uwagę jego zamiłowanie do kłębków - , ale w dalszym efekcie jabłko rozbryznęło się na ścianie, ponieważ mój rzut był zbyt mocny. Kiciuś polizał łapkę, spojrzał na mnie i powtórnie wtulił się w miękki, puchaty, kremowy dywan. Wygrał. Znowu. Zawsze wygrywa. Mam dość tego kota. Muzyce wypływającej z głośników towarzyszył mój donośny śmiech i pomrukiwania Groszka.
Pozostało mi już tylko odliczanie minut do powrotu rodziców. Wszystko było przygotowane, ja wykąpana, a mój kompan już dawno smacznie spał w moim łóżku. Podwójny brzęk kluczy i szarpnięcie klamki – wrócili. Zerwałam się ze schodów i podbiegłam do drzwi.
- Mama! - wykrzyknęłam chyba najgłośniej jak się dało. Rzuciłam jej się na szyję i mocno ściskałam. Czułam, że zaraz się rozpłaczę. Tak długo jej nie widziałam...
- Monika! Słońce! - dopiero do niej dotarło, że tuli się do niej jej własna córka – Czemu nie powiedziałaś, że wracasz? Kochanie, wzięłabym dzień wolny! - przytuliła mnie do siebie i ucałowała w czoło. Przez chwilę nie wypuszczała mnie ze swoich objęć. Ja również. Tak strasznie za nią tęskniłam. W końcu to moja mama. Ale kiedy na horyzoncie pojawił się tata, wręcz musiałam ją wypuścić. Stałyśmy w przejściu tarasując drogę, a tak w ogóle, to czekałam na wielkiego przytulasa od taty.
- Tato! - wykrzyknęłam. Jednak potrafiłam jeszcze głośniej... - Tak się cieszę, że cię widzę!
- Gwiazdeczko! - byłam pewna, że do końca życia nie pozbędę się tego przezwiska, a wszystko przez zamiłowanie do gwiazd. Mimo to uwielbiałam kiedy tata mnie tak nazywał. Kojarzyło mi się to z dzieciństwem. Przytulił mnie do siebie. - Czemu nie zadzwoniłaś? - opiekuńczo objął mnie ramieniem i wprowadził do domu.
- Oj tato, nie złość się... - zaśmiałam się – Chciałam zrobić wam niespodziankę.
- No ja myślę, bo innych wymówek nie przyjmuję! - zagroziła mama, śmiejąc się i poprawiając przed lustrem swoją jak zwykle uroczą fryzurę. Zastanawiam się dlaczego to robiła. Przecież zawsze wyglądała świetnie.
- Na szczęście ja zawsze jestem przygotowany... Ale to jutro! - stanowczość taty. Lubię ją, a zwłaszcza w żartach. Czyli wychodzi na to, ze zawsze...
- Co jutro? Tato? O co chodzi?
- Powiedziałem jutro! - cmoknął mnie w czoło i nalał soku do trzech szklanek. Udałam naburmuszoną, ale byłam tak podekscytowana i przejęta faktem, że ich widzę, że szybko zaprzestałam swoich skutkujących trików.
- Och, no dobra... - opornie (jak zwykle!), ale uległam – Siadajcie, zrobiłam wam kolację. - gestem zaprosiłam do nakrytego stołu, na środku stawiając półmisek z daniem.
- Ach ten mój lizus! - jak widać tata miał nadzwyczaj dobry humor. Oboje zajęli miejsca i zabrali się za jedzenie.
- Mmmm, jakie pyszności... O co chcesz nas poprosić? - skomentowała mama. Te dobre humory, to mam nadzieję, że dlatego iż wróciłam.
- Kolację zrobiłam nieumyślnie i mogłabym powiedzieć, że o nic... Ale jak tak myślę o dzisiejszym dniu, to przychodzi mi do głowy jedna rzecz z której byłabym zadowolona...
- A cóż to mój skarbeczek wymyślił? - tata poczęstował mamę winem i sam rozkoszował się smakiem czerwonego wytrawnego trunku.
- Czy zgodzilibyście się na remont mojego pokoju? Takie pierdółki, jak kolor ścian czy przestawianie mebli... - rzuciłam od niechcenia, jakby to byłą rzecz najnormalniejsza w świecie. Z mojego punktu widzenia była, ale nie roztrząsajmy tego.
- Porozmawiamy o tym jutro. - stwierdził krótko. Mimo to, dało mi to nadzieję, a jeśli sam się nie zgodzi, to wtedy użyję uroku osobistego. – A teraz siadaj i opowiadaj, jak było w Wielkiej Brytanii? Jak sobie dałaś radę?
- Porozmawiamy jutro. - skwitowałam szyderczo się uśmiechając – Życzę wszystkim dobrej nocy. - puściłam im oczko i pobiegłam prosto do swojego łóżka, słysząc jedynie ostatnie zdanie mamy: ''Twoja krew'' i ich głośny śmiech. Tak się cieszę, że znowu ich widzę...
____________________________________________
Troszkę krótki, ale zaplanowałam, ze w tym miejscu skończę, wybaczcie. ;c
Uwielbiam dla Was pisać!
Ostatnie komentarze podniosły mnie na duchu i doprowadził do łez. I kiedy wszystko sie wali, to wiem, że mam Was. Za wszystko serdecznie dziękuj! : *
Ten rozdział dedykuję Sierr, Naile, Julka Julia, Wiktoria, Emely., ♥ Sexi Nath ♥, Pamela i jeszcze jednemu anonimowemu czytelnikowi - z całego serca Wam dziękuję. Dałyście mi duże, a raczej ogromne oparcie w sobie za co serdecznie dziękuję i ten rozdział dedykuję właśnie Wam! : *
Wszystkim życzę dobrej nocki i pięknych snów! : *
- I jeszcze jedno... - mruknęłam pod nosem, widząc Michała obściskującego się z jakąś dziewczyną, której kompletnie nie znałam - Nie pozwolę na to, aby jakiś chłopak mnie omotał, a potem skrzywdził. Po prostu się nie zakocham! - zasunęłam zasłonkę i runęłam, jak długa na podłogę, potykając się o własną walizkę. Podnosząc się, uśmiechnęłam się do siebie. - Ale najpierw sprzątnę walizkę.
Leżałam na łóżku tępo wpatrując się w kolejne strony nowego czasopisma, w międzyczasie sącząc ulubiony napar - herbatę z dzikiej róży. Groszek cały czas plątał mi się wokół twarzy. Mam nadzieję, że cieszył się na mój widok równie mocno, jak ja na jego widok. No chyba, że miał pchły i musiał się koniecznie podrapać, więc ocierał się o moją twarz. Nie, jednak się cieszył. Innej opcji nie ma! Zaśmiałam się i przewróciłam na plecy. Sufit... Taki zwykły, biały... Przewróciłam się na bok. I te ściany... Takie zwykłe, kolory, które już dawno mi się znudziły... Usiadłam po turecku i rozejrzałam się po pokoju. Wszystko od dawna takie samo. Jakby to skrzętnie ująć... Już wiem! ''Wieczna monotonia.'' Pasuje! Powieszę sobie taką tabliczkę na drzwiach. I będzie wiadomo, że to mój pokój. Nikt się nie pomyli. A tak na serio to przydałyby mi się zmiany...
- Prawda Groszku? - podrapałam mojego pupila po brzuszku. Ten zamruczał wesoło i próbował podjąć ze mną jakąkolwiek próbę zabawy. Zignorowałam go i położyłam się na plecach, ponownie wpatrując się w sufit. Kot, widząc moje lenistwo, wdrapał się na moją klatkę piersiową. Właśnie układał się do snu, kiedy ściągnęłam go z siebie na łóżko i raptownie wstałam. Przecież nie będę cały dzień bezczynnie leżeć na łóżku! Spojrzałam na zegarek – okej, może tego dnia już dużo nie zostało, zważywszy na to, że do powrotu rodziców z pracy zostało mi jakieś... pięć godzin? No, ale ten czas da się jakoś wykorzystać, prawda? Oczywiście, że się da! I ja nawet wiem jak. Odwróciłam się na pięcie w stronę, jak mniemam mojego wściekłego kota. Nie myliłam się. Groszek potrafił świetnie okazywać emocje. Wzięłam go na ręce i przytuliłam. Nie czułam wyciąganych pazurów, lecz przyjemne mruczenie. Ha! Kiciuś udobruchany. Oderwałam go od siebie, tak mocno i niespodziewanie, że Groszek na wpół przymknięte oczy miał teraz szeroko otwarte.
- A teraz mój drogi, troszeczkę mi pomożesz! - podrapałam go po główce i zaniosłam do łazienki. Posadziłam na pralce i zabrałam się za sprzątanie domu. Nie należało to do moich szczególnych upodobań i wręcz modliłam się, aby mojego przyszłego męża pasjonowało sprzątanie, ale miałam dużo wolnego czasu i bardzo lubię przywoływać uśmiechy na zmęczone twarze rodziców. Po dwóch, może trzech godzinach dom lśnił, mój ulubieniec kończył pić mleko, a ja odpoczywałam wsłuchując się w takty Girl On Fire, płynące z kuchennego radia, kiedy zaczęła się moja ulubiona i żywiołowa Addicted. Dodała mi ona wiele energii. I dała nowy pomysł. W ułamku sekundy, nucąc dobrze znane mi dźwięki melodii, zabrałam się za pichcenie kolacji dla rodziców. Gotowanie to chyba moje powołanie. Bardzo lubiłam spędzać na tym czas w kuchni, a w szczególności na pieczeniu ciast, ale zwykle tego nie robiłam sama z siebie, ponieważ to wiązało się ze zmywaniem, czego wręcz nienawidziłam. I koło się zamyka. Uśmiechnęłam się do Groszka, który leniwie przeciągał się na podłodze. Nie doczekanie jego! Ja tu ciężko pracuję, a on mi się wyleguje na podłodze? No chyba nie! Tak, wiem, okrutna jestem. Złapałam pierwszą lepszą rzecz znajdującą się pod moja ręką, którą okazało się jabłko i rzuciłam na podłogę. To była zła i nieprzemyślana decyzja. Owszem, jabłko poturlało się i Groszek pofatygowała się za nim – zdziwiłabym się, gdyby tego nie zrobił, biorąc pod uwagę jego zamiłowanie do kłębków - , ale w dalszym efekcie jabłko rozbryznęło się na ścianie, ponieważ mój rzut był zbyt mocny. Kiciuś polizał łapkę, spojrzał na mnie i powtórnie wtulił się w miękki, puchaty, kremowy dywan. Wygrał. Znowu. Zawsze wygrywa. Mam dość tego kota. Muzyce wypływającej z głośników towarzyszył mój donośny śmiech i pomrukiwania Groszka.
Pozostało mi już tylko odliczanie minut do powrotu rodziców. Wszystko było przygotowane, ja wykąpana, a mój kompan już dawno smacznie spał w moim łóżku. Podwójny brzęk kluczy i szarpnięcie klamki – wrócili. Zerwałam się ze schodów i podbiegłam do drzwi.
- Mama! - wykrzyknęłam chyba najgłośniej jak się dało. Rzuciłam jej się na szyję i mocno ściskałam. Czułam, że zaraz się rozpłaczę. Tak długo jej nie widziałam...
- Monika! Słońce! - dopiero do niej dotarło, że tuli się do niej jej własna córka – Czemu nie powiedziałaś, że wracasz? Kochanie, wzięłabym dzień wolny! - przytuliła mnie do siebie i ucałowała w czoło. Przez chwilę nie wypuszczała mnie ze swoich objęć. Ja również. Tak strasznie za nią tęskniłam. W końcu to moja mama. Ale kiedy na horyzoncie pojawił się tata, wręcz musiałam ją wypuścić. Stałyśmy w przejściu tarasując drogę, a tak w ogóle, to czekałam na wielkiego przytulasa od taty.
- Tato! - wykrzyknęłam. Jednak potrafiłam jeszcze głośniej... - Tak się cieszę, że cię widzę!
- Gwiazdeczko! - byłam pewna, że do końca życia nie pozbędę się tego przezwiska, a wszystko przez zamiłowanie do gwiazd. Mimo to uwielbiałam kiedy tata mnie tak nazywał. Kojarzyło mi się to z dzieciństwem. Przytulił mnie do siebie. - Czemu nie zadzwoniłaś? - opiekuńczo objął mnie ramieniem i wprowadził do domu.
- Oj tato, nie złość się... - zaśmiałam się – Chciałam zrobić wam niespodziankę.
- No ja myślę, bo innych wymówek nie przyjmuję! - zagroziła mama, śmiejąc się i poprawiając przed lustrem swoją jak zwykle uroczą fryzurę. Zastanawiam się dlaczego to robiła. Przecież zawsze wyglądała świetnie.
- Na szczęście ja zawsze jestem przygotowany... Ale to jutro! - stanowczość taty. Lubię ją, a zwłaszcza w żartach. Czyli wychodzi na to, ze zawsze...
- Co jutro? Tato? O co chodzi?
- Powiedziałem jutro! - cmoknął mnie w czoło i nalał soku do trzech szklanek. Udałam naburmuszoną, ale byłam tak podekscytowana i przejęta faktem, że ich widzę, że szybko zaprzestałam swoich skutkujących trików.
- Och, no dobra... - opornie (jak zwykle!), ale uległam – Siadajcie, zrobiłam wam kolację. - gestem zaprosiłam do nakrytego stołu, na środku stawiając półmisek z daniem.
- Ach ten mój lizus! - jak widać tata miał nadzwyczaj dobry humor. Oboje zajęli miejsca i zabrali się za jedzenie.
- Mmmm, jakie pyszności... O co chcesz nas poprosić? - skomentowała mama. Te dobre humory, to mam nadzieję, że dlatego iż wróciłam.
- Kolację zrobiłam nieumyślnie i mogłabym powiedzieć, że o nic... Ale jak tak myślę o dzisiejszym dniu, to przychodzi mi do głowy jedna rzecz z której byłabym zadowolona...
- A cóż to mój skarbeczek wymyślił? - tata poczęstował mamę winem i sam rozkoszował się smakiem czerwonego wytrawnego trunku.
- Czy zgodzilibyście się na remont mojego pokoju? Takie pierdółki, jak kolor ścian czy przestawianie mebli... - rzuciłam od niechcenia, jakby to byłą rzecz najnormalniejsza w świecie. Z mojego punktu widzenia była, ale nie roztrząsajmy tego.
- Porozmawiamy o tym jutro. - stwierdził krótko. Mimo to, dało mi to nadzieję, a jeśli sam się nie zgodzi, to wtedy użyję uroku osobistego. – A teraz siadaj i opowiadaj, jak było w Wielkiej Brytanii? Jak sobie dałaś radę?
- Porozmawiamy jutro. - skwitowałam szyderczo się uśmiechając – Życzę wszystkim dobrej nocy. - puściłam im oczko i pobiegłam prosto do swojego łóżka, słysząc jedynie ostatnie zdanie mamy: ''Twoja krew'' i ich głośny śmiech. Tak się cieszę, że znowu ich widzę...
____________________________________________
Troszkę krótki, ale zaplanowałam, ze w tym miejscu skończę, wybaczcie. ;c
Uwielbiam dla Was pisać!
Ostatnie komentarze podniosły mnie na duchu i doprowadził do łez. I kiedy wszystko sie wali, to wiem, że mam Was. Za wszystko serdecznie dziękuj! : *
Ten rozdział dedykuję Sierr, Naile, Julka Julia, Wiktoria, Emely., ♥ Sexi Nath ♥, Pamela i jeszcze jednemu anonimowemu czytelnikowi - z całego serca Wam dziękuję. Dałyście mi duże, a raczej ogromne oparcie w sobie za co serdecznie dziękuję i ten rozdział dedykuję właśnie Wam! : *
Wszystkim życzę dobrej nocki i pięknych snów! : *
Uhuhu... Mam dedyka :D
OdpowiedzUsuńNo rozdział świetny :)
Taki jak lubię :D
Nie mogę się doczekać kolejnego ;)
Weny
[http://story-with-the-wanted.blogspot.com/]
uuu nareszcie ;D nie moglam sie doczekac rozdzialu . wspaniały z resztą jest ;)
OdpowiedzUsuńPisz szybko nastepnyy a i weny zycze !
:)
Popłakałam się. Tak bardzo współczuję Monice rozstania z chłopakami. Ale z drugiej strony się cieszę bo w końcu zobaczyła się z rodzicami. Tylko błagam nie kończ. A jak już to z happpy endem. Kocham cię i twojego bloga. Czekam niecierpliwie na następny rozdział. :-)
OdpowiedzUsuńNie no spoko, cholera, ja to się chyba nigdy nie doczekam żadnej dedykacji... :c
OdpowiedzUsuńA teraz na serio, remont, chłopaki, Groszek, chłopaki, Michał, chłopaki, rodzice, chłopaki... A i znowu chłopaki! :D
A LUIZA TO GDZIE, CIEMOKU!?
Niee, ja wcale się nie obrażam...
"Wygrał. Znowu. Zawsze wygrywa. Mam dość tego kota." Pozdrów go ode mnie :D
WCZORAJ SIEDZIALAM DO 3 NOCY I NIE MOGLAM SIE ODERWAC ! BLAGAM POWIEDZ ZE JEJ RODZICE PLANUJA WSPNY WYJAZD DO ANGLII !!!!!!
OdpowiedzUsuńświetny rozdział
OdpowiedzUsuńtylko nie kończ tego opowiadania , albo przynajmniej na koniec połącz Nathana i Monikę w parę .
"Wygrał. Znowu. Zawsze wygrywa. Mam dość tego kota." Jakbym widziała mojego kota , zawsze potrafi postawić na swoim
pisz szybko następny
No ja już myślałam, że coś się stało :<
OdpowiedzUsuńNo ale jesteś ♥
Wiesz czytając cały rozdział jakaś taka byłam przygnebiona. Bo przecież, chłopaki tego tak nie zostawią, prawda? Przyjadą do niej. MUSZĄ! Bo ja wykituje! No a Nathan? Przecież on ją KOCHA! Tak?! Powiedz!!
No dobra... Stawiam, że pokój będzie, no ten podobny do tego w jakim mieszkała u chłopaków ;))
Ten Groszek to musi byyć taki fajny ^^
Pewnie lubię kotki, szczególnie takie co atakują moją siostrę xD
No, ale dobra. Mam nadzieję, iż w następnym rozdziale będzie coś ciekawego... Sorry, te wszystkie 67 rozdziałów to było jedno wielkie 'O JA PIERDOLE!" No taak . ; ))
Do następnego kocie ♥
Awww... dziękuję za dedyk ;3 Rozdział świetny. Taki codzienny. Chciałbym mieć takich fajnych rodziców jak Monika, którzy daliby mi bilet do Londynu ;D Marzenie...
OdpowiedzUsuńA Groszek musi być na serio uroczy. Kocham kotki ^^
Ciekawi mnie co za niespodziankę szykują jej rodzice...
Mam nadzieję, że szykują jakiś wyjazd lub coś w tym stylu.
A co tam u Luizy?
Proszę nie kończ swojego opowiadania bo za bardzo mnie wciągnęło. Echh mam nadzieję, że zakończy się miłym happy endem. Czekam na następny ;3
<3
Super !
OdpowiedzUsuńZAPRASZAM do mnie ----> http://ifoundyoumyonlytruth.blogspot.com/2012/12/rozdzia-19.html
To zaszczyt mieć deda do tak wspaniałego rdz ^^
OdpowiedzUsuńDziękuję ;******
Poza tym, nawet nie zdajesz sb sprawy z tego jak bardzo cieszę sie mogąc znów czytać twoje opo! :D
Jestem tak happy, że chyba niedługo stanę się miła xd
O szit O.o co ty ze mną robisz xpp
Tylko mam nadzieje, że nie każesz już tak długo na siebie czekać :)
Szybko dodawaj kolejnego wspaniałego nexta ;*
Wenyy ;****
krótki ? hmmm ... jak tak to moje rozdziały są jakimiś niedorobionymi krasnalami ...
OdpowiedzUsuńale nic. szkoda, że wróciła ... mam nadzieję, że niedługo zacznie się coś dziać ;3
Cudny jak zawsze ;-D
OdpowiedzUsuńP.S Masz twittera??? Podasz nazwę?? ;D
Ojej, dziękuję <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, nie mogę się doczekać następnego.
Chcę wiedzieć co będzie dalej, czy będzie z Nathanem itd.
Nie trzymaj mnie tylko za długo w niepewności ;)
Dziękuję za dedyk ;*** <333
OdpowiedzUsuńSzkoda mi jej, bo musiała sie rozstać z chłopakami "na zawsze". Z góry nie bierz sobie moich słów na poważnie! Oni mają się jeszcze spotkać :* I Nath i Monika mają być razem :***
A no i ciekawe co to zaplanował jej tata ;***
Świetny rozdział już nie mogę się doczekać następnego ;***
PS: Dodaj jak najszybciej, bo inaczej umrę ;* Kochaaam :*** <333
Mychaaa ;***
Oj tam, oj tam oni na pewno się jeszcze jakoś spotkają :)
OdpowiedzUsuńTak musi być !
A rozdział wspaniały ; pp
Czekam na nn ; d
jestem nowa, ale już się wkręciłam ;)
OdpowiedzUsuńdobrze piszesz, a historia jest wciągająca :)
weny życzę i zapraszam do mnie http://mylifeisadreamwithyou.blogspot.com/
Przeciez to jest idealne..
OdpowiedzUsuńJak mozna tak zajebiscie pisac.!
Kocham to opowiadanie xd
Jest boskie :*
Pisz szybko kolejny tak wspanialy rozdzial <3
Cudowne! :*
OdpowiedzUsuńNo uwielbiam to!
Rozdział, świetny, cudowny.
Pisz szybko następny. :)
Ps:. I może byś tak ruszyła tyłeczek i do mnie zajrzała? ^^
http://stoleemyhearttt.blogspot.com/
Powiem tak na początku bardzo się zdenerwowałam że nie są razem , nadal się denerwuje ponieważ nadal nie są razem myślę że ich połączysz bo to naprawdę jest genialny blog i przy tych ostatnich rozdziałach strasznie płakałam i nadal płacze więc czekam na następne rozdziały i życzę ci dużo weny . Może się powtarzam ale jeszcze raz genialny blog i nie rezygnuj z pisania bo masz dziewczyno talent.
OdpowiedzUsuńMagda =)
Przesyłam pozdrowienia =**
Kurde, świetne!
OdpowiedzUsuńNapisz szybko kolejnego bo nie wytrzymam!
Życzę duuużo weny i jak masz czas zajrzyj:
magicznaulica.blogspot.com
Cudowne! Pisz, pisz szybko następny! Jesteśmy z Tobą! ;*
OdpowiedzUsuńej no niech ona do nich wróci no!
OdpowiedzUsuńi niech nejfuś sie dowie że ona go kocha...
i niech historia na tym blogu sie nigdy nie konczy :)
jak ja dobrze znam to uczucie, powrot z raju do normalnosci...
czekamy wszystkie na nastepny :*
Uwielbiam twoje opowiadanie! Fantastycznie piszesz ;)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;P
Pozdrawiam i zapraszam na moje opowiadanie :
http://przygoda-z-thewanted.blogspot.com/