Ta noc była jedną z najgorszych. I pewnie nie ostatnią. Przekręcałam się chyba ze sto razy, wierciłam na wszystkie możliwe strony jakbym miała robaki w tyłku... I nic. Zdesperowana wstałam i ubrałam się w biały sweter w czarne kropki i wczorajsze rurki. Pościeliłam łóżko i z bólem musiałam stwierdzić, że była dopiero szósta trzydzieści. O losie... Smętnie podreptałam na dół do kuchni. Z tego, co się okazało, nie mieliśmy kompletnie nic. Jedzenia wiadomo, nie kupiliśmy, ale jakieś garnki, sztućce, szklanki, no cokolwiek z tych rzeczy – również nie posiadaliśmy. A ja miałam ochotę na kawę! Idąc po schodach, puściłam pod nosem wiązankę przekleństw i weszłam do pierwszego z kolei pokoju.
- Tom, ogarnij szybko tyłek, jedziemy na zakupy. - odezwał się tylko głośnym chrapnięciem – Thomas!
- Mama? - wymamrotał w poduszkę i przekręcił się na bok.
- Jak ci przyłożę, to niewątpliwe, że ją zobaczysz. - westchnęłam i zaczęłam go trząść za ramię – Tommy musimy jechać, nie ma nic do jedzenia, a tym bardziej do przyrządzenia tego jedzenia.
- Daj mi spać. - zakrył kołdrą głowę. - Sykes na pewno z tobą pojedzie. - Wywróciłam oczami. To nierealne, żeby go teraz dobudzić. Uśmiechnęłam się sama do siebie i opuściłam jego pokój, przechodząc do kolejnego.
- Maximilian? Max? Maxiu? Maxieńku? Maxiątko? - cedziłam nad jego głową – George, do jasnej anielki, obudź się! - chłopak drgnął i spojrzał na mnie. Dziękuję!
- Monia? Co się dzieje? - odparł zaspanym głosem, przecierając oczy.
- Nie ma nic do jedzenia, nie zrobię śniadania. - zrobiłam smutną minkę. Alberto przeniósł wzrok na zegarek.
- A możemy zrobić to troszkę później? Jest strasznie wcześnie. - stwierdził z zamkniętymi oczami. - Ale idź do młodego, on pewnie pojedzie. - zacisnęłam wargi, ale uśmiechnęłam się.
- No jasne. - i wyszłam. Nawet kochany Max mnie spławił. Może rzeczywiście jest za wcześnie? Ale ja chcę moją kawę! Przeszłam do kolejnych drzwi.
- Cześć Seev. - odparłam głośno. Kaneswaran obrócił się w moją stronę i ziewnął. - Pojedziesz ze mną na małe zakupy? - uśmiechnęłam się słodko.
- Słońce, przepraszam, ale do późna rozmawiałem z Naree i jestem zmęczony, ale Nathan z przyjemnością...
- Rozumiem, śpij sobie. W takiej sytuacji nawet nie mam serca cię o to prosić. Słodkich snów. - na twarzy Mulata malowała się wdzięczność, a ja pomachałam mu i uśmiechnięta wyszłam z pokoju. Do Luizy, to nawet nie idę... James ma pokój obok mnie, więc jemu też nie będę zawracała głowy. Nie pozostaje mi nikt inny jak mieszkający między nimi Nathan. I tam też się właśnie skierowałam.
- Sykes, ty mały, pieprzony dupku, wstawaj! - z rozmachem otworzyłam drzwi, po czym ściągnęłam z szatyna kołdrę, którą szybko odłożyłam na miejsce – Mógłbyś się ubrać!
- Miłe powitanie. - mruknął – Poza tym jestem ubrany, jakby nie było bielizna zalicza się do ubrań. - leżąc na plecach, okrył się szczelniej kołdrą. Usiadłam na nim okrakiem, ściągnęłam z jego twarzy materiał i mocno potrząsałam go za ramiona.
- No Nathan no, nie rób mi tego. Musimy jechać na zakupy, szafki świecą pustkami. - puściłam go – Wszyscy mi cię polecali, bo jesteś taki mądry, seksowny i jako mój przyjaciel nie masz prawa mnie wystawić, ponieważ skopie ci tyłek i się więcej do ciebie nie odezwę. - złapałam się pod boki i szeroko uśmiechnęłam. Chłopak zaśmiał się i otworzył oczy.
- A dopiero byłem małym, pieprzonym dupkiem... - uniosłam do góry lewą brew – Za dziesięć minut będę na dole.
- Dziękuję, jesteś fantastyczny! - szczęśliwa, cmoknęłam go w policzek i wróciłam na podłogę. Znowu się zaśmiał. - A i jeszcze jedno... - zatrzymałam się przy drzwiach - Jak się spóźnisz, to inaczej pogadamy, kochaniutki. - wystawiłam język i wesolutka ruszyłam do swojego pokoju. Uczesałam włosy, zrobiłam kreskę, trochę tuszu, błyszczyk i byłam gotowa. W podskokach zbiegłam na dół i wsunęłam na stopy trampki. Chwilę później po schodach zszedł Nathan. Na sam jego widok, rozmarzyłam się. Jak zawsze wyglądał wspaniale...
- Jedziemy terrorystko? - natychmiast wyrwał mnie z zamyślenia. Roześmiani wyszliśmy na zewnątrz i wsiedliśmy do samochodu. Sykes odpalił maszynę. I w zasadzie teraz powinnam myśleć o tym, gdzie jechać, że za lekko się ubrałam - jak zawsze! - a tak naprawdę myślałam o nim. Byłam obok niego. Tak blisko, a zarazem tak daleko... Miałam już tego po dziurki w nosie. I po co ja zawracam sobie nim głowę? Proszę, zastrzelcie mnie.
- Tak w zasadzie, to gdzie ja mam jechać? - spojrzał na mnie strasznie rozbawiony.
- Przed siebie. - wywróciłam oczami, ręką wskazując, że ma skręcić w lewo – W ogóle dlaczego się tak cieszysz, co?
- Bo cały czas się na mnie patrzysz. - roześmiał się jeszcze głośniej i szukał wolnego miejsca parkingowego. Zauważył to? W ogóle ja się na niego patrzyłam? Idiotka.
- Jak ja cię Sykes nienawidzę. - wycedziłam przez zęby, wysiadając. Chłopak zamknął auto i podszedł do mnie.
- Wiem, wiem. - objął mnie ramieniem, śmiejąc się - Chodź już, bo jest chłodno, a ty się jak zwykle nie umiesz ubrać.
- Twierdzisz, że mam zły styl? - odpięliśmy jeden z wózków i pchając go, weszliśmy na sklep. Duży, duży sklep z ogromną, ogromną ilością asortymentu. Carrefour. Tu kupimy chyba wszystko, no nie?
- Twierdzę, że jesteś nierozsądna i takim sposobem szybko się rozchorujesz, a ja będę musiał cię niańczyć. - wystawił język i wysunął się przede mnie. Tak, wiem. Wkurzający jest. Jak ja się mogłam w nim zakochać?
- Dobrze, panie najmądrzejszy. - zakreśliłam w powietrzu nawias. - Nie gadaj tyle, tylko bierz wszystko, co potrzebne. - burknęłam, rozglądając się w poszukiwaniu konkretnych rzeczy.
- Jeden zero dla mnie. - zatrzymał się, dorównując mi kroku – Jak ja kocham z tobą wygrywać...
- O tam są garnki! - kompletnie go ignorując, skręciłam w jedną z alejek. Nathan tylko się zaśmiał i powlókł swoje cztery litery za mną. Kupiliśmy z wyposażenia kuchni: trzy garnki, czajnik, dwie patelnie (jedną rąbnęłam Sykes'a w głowę... należało mu się!), siedem kubków i tyle samo szklanek oraz kieliszków (serio? Nathan musiałeś brać kieliszki?), czternaście talerzy i czternaście kompletów sztućców, cukiernicę, solniczkę, pieprzniczkę, cztery noże (ale będzie rzeźnia...) dwie deski do krojenia oraz dwie wazowe łyżki. Potem przeszliśmy do chemii, aby zakupić kostki do zmywarki (tak! Mamy zmywarkę! Skaczę ze szczęścia!), papier toaletowy, odświeżacz powietrza (po Tom'ie szczególnie się przyda!), mydełka, papierowe ręczniki, serwetki, kostki do WC, których nawet nie myślę się dotykać, bo to męska robota oraz szampony do włosów, odżywki i płyny do kąpieli. Po drodze kupiliśmy kilka ścierek do kuchni, kilka ręczników do łazienki oraz wybraliśmy ładny, zielony chlebak. Nathan dał się również namówić na turkusowy wazonik. I w końcu przeszliśmy do najmilszych rzeczy. Mianowicie jedzenia. Braliśmy wszystko, co najpotrzebniejsze. Dwa chleby, kilka bułek, parówki, płatki, kakao, ketchup, musztardę, masło, herbatę, kawę, szynkę, dwa opakowania jajek, kilka pomidorów, ogórków, banany, pomarańcze, cytryny, cukier, mąkę, sól, pieprz, dżem, jakieś jogurty, mleko...
- Co robimy na obiad? - Nathan z uśmiechem pomachał mi przed nosem słoikiem z sosem do spaghetti. Więc kupiliśmy jeszcze ten sos i makaron. Wybraliśmy jeszcze kilka przypraw oraz napoje i poszliśmy do kasy. Przeraziła mnie ilość rzeczy, które wzięliśmy. W dodatku Nathan płacił, a rachunek był koszmarny i zdawał się nie mieć końca. W pewnej chwili miałam ochotę odnieść wszystko z powrotem na półki. Zdziwiona patrzyłam jak z uśmiechem wręcz kasjerce pieniądze. Pchnęliśmy wózek i poszliśmy do samochodu.
- Losie, kiedy ja ci oddam tyle pieniędzy... - wymamrotałam. Nathan przerwał wpakowywanie rzeczy do bagażnika i spojrzał na mnie.
- Mówiłaś coś? Bo ja słyszałem tylko brzęczenie jakiejś muchy. - zamyślił się i po chwili głośno roześmiał. Zaczynał mnie irytować, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. O ile ono w ogóle istnieje... Zapakowani i uśmiechnięci, wyruszyliśmy w drogę powrotną. Po drodze wstąpiliśmy do kwiaciarni, gdzie zakupiliśmy bukiecik różnokolorowych tulipanów.
- A propos... - zaczął w samochodzie – Gdzie masz mój słodki wianek? - zaśmiał się.
- Kurde! - pacnęłam się w głowę, kompletnie o nim zapomniałam. - Chyba zostawiłam go w szkole. Jutro ci go przyniosę, dobrze? - spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.
- Przecież tylko żartowałem. - pokazał mi język, dodając gazu. Walnęłam go w ramię i zaczęłam się śmiać. Mimo to i tak chciałam mu go zwrócić. W końcu wyglądał w nim tak uroczo... Kiedy zaparkowaliśmy przed domem, dochodziła dziewiąta. Wzięliśmy tyle, ile mogliśmy i zanieśliśmy do środka. Wróciliśmy po resztę i na szczęście to było już wszystko. Szybko uwinęliśmy się z rozłożeniem zakupów po szafkach.
- Chłodno tu... - mruknął Nathan. Miał rację. Zostawiłam chłopaka w kuchni i poszłam rozejrzeć się po domu. Przy wieszakach, tuż obok drzwi, znajdowała się mała skrzyneczka. Z uśmiechem ją otworzyłam, odkręciłam kilka kurków i w podskokach wróciłam do kuchni.
- Za chwilę powinno być cieplej. - powiedziałam wesoło. Nakryłam stół, wstawiłam kwiaty do wazonu i usiadłam na blacie. - Na zewnątrz jest butla, a my jesteśmy debilami. - westchnęłam. Nathan oderwał wzrok od krojenia pomidorów i przeniósł swoje spojrzenie na mnie. Uśmiechał się, tak słodko się uśmiechał... Po dłuższej chwili speszona zagryzłam wargę i zeskoczyłam z szafki. - Pomóc ci w czymś? - nastawiłam wodę na herbatę i wyczekiwałam na jakiekolwiek polecenia.
- Nie, możesz sobie posiedzieć na blacie. - zaśmiał się. Posłusznie zajęłam wcześniejsze miejsce, przymknęłam oczy i z uśmiechem nuciłam sobie Something About The Sunshine. Nathan w tym czasie ustawił wszystko na stole.
- Co nucisz? - rozbawiony (za często się cieszy!), wziął się za robienie jajecznicy.
- There is something about the sunshine baby. - zaśpiewałam i nadal uśmiechnięta, wyłączyłam wodę. Wrzuciłam do każdej szklanki pachnącą torebeczkę. Zielona z pigwą. Mmmm... Chłopaki mnie chyba zabiją.
- I'm seein you in the whole new light. - wymruczał Sykes. Myślałam, że upuszczę czajnik. On to zna? On?!
- Nie wiedziałam, że to znasz. - zdziwiona, zaniosłam kubki z parującym napojem na stół. To cud, że się nie oparzyłam. Z moją głową...
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz. - rzucił mi przelotne spojrzenie, rozdzielając każdemu porcję żółtego... czegoś.
- Jaki tajemniczy się zrobiłeś, o Boże. Świadek koronny normalnie. Myślisz, że jestem bezpieczna, zadając się z tobą? - zaczęłam się śmiać. Nathan odstawił patelnię i chciał mnie gonić. Czemu? Bo się z niego nabijałam. Ojeeeeeej, ale mi przykro... Czujecie ten sarkazm, no nie? Cofając się, wpadłam na coś, raczej na kogoś. Ej, bo Tom to jest ktoś czy coś? Nie wiem jak inni, ale ja pewności nie mam...
- Ooo śniadanie! - przywitał się... Z jajecznicą, bynajmniej nie z nami.
- Ooo zrobiłeś. - stwierdziłam sarkastycznie, na co on rozczochrał moje włosy. Chyba zawieszę sobie na głowie tabliczkę ''NIE DOTYKAĆ, BO UGRYZĘ!!!''. Zapewne noszę tam teraz bocianie gniazdo. Wolę na to nie patrzeć... - Gdzie reszta? - już po chwili w progu pojawił się Max i Seev. Telepatia? Przywitałam się z nimi krótkim uśmiechem. - Gdzie Jay i Luiza? - nadstawiłam ucho. Z nimi nie było tak łatwo. Chyba jeszcze spali. - Budzić ich czy nie?
- Wczoraj byli bardzo sobą zajęci... - stwierdził Kaneswaran, pakując sobie do buzi porcję jajecznicy. On ma pokój zaraz obok Lu. Mam się bać? JAMES MOJA PRZYJACIÓŁKA NIE MA NAWET OSIEMNASTU LAT, POZA TYM KRÓTKO JĄ ZNASZ!
- Heeej! - do kuchni wpadł szeroko uśmiechnięty McGuiness. Chciałam coś powiedzieć, ale mnie wyprzedził. - Nie, nie będziemy jedli śniadania. Ja tylko po kluczyki. - zaraz... My? Wyszedł w podskokach, a przy drzwiach czekała na niego wcześniej przez nikogo niezauważona i uśmiechnięta MOJA Luiza. - Młody, gdzie są dokumenty? - szatyn wskazał ręką okno, za którym stał samochód - Dzięki. Niebawem wrócimy! - krzyknął. Pomachali nam... i wyszli. Zacisnęłam pięści.
- On mi kradnie przyjaciółkę... Nie daruję mu! - warknęłam. Chłopaki chichotali między sobą, a ja trochę niespokojna, usiadłam do śniadania.
- Ej no! - zaczął Tom. Chyba nie muszę przypominać, że z pełną buzią... Kelsey, czemu cię tu nie ma! - A jak bym teraz złamał nogę, to czym byście mnie zawieźli do szpitala? Przecież Jay zabrał samochód!
- Zacznijmy od tego, że nikt by cię do tego szpitala nie zawiózł, więc możesz spać spokojnie. - poklepałam go po ramieniu i wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Po posiłku posprzątali Max i Tom. Siva poszedł się wykąpać, a ja runęłam na sofę w salonie, podczas gdy Nathan był w swoim pokoju.
- Ej, chłopcy? - moi kochani bracia wydali z siebie pomruki ''O co chodzi?''. Wydaje mi się, że śmiało mogłabym wykładać język koci. Koci... Koty... Groszek. Już kilka miesięcy minęło od jego śmierci, a ja nadal to wspominam... Potrząsnęłam głową. - Rozpakowaliście się już? - pokręcili głowami. Mowę im odjęło czy co? Wywróciłam oczami. - To wam pomogę, nie mam co robić. - w odpowiedzi szeroko się uśmiechnęli. Poczekałam na nich i we trójkę poszliśmy do Tom'a. Na zmianę śmialiśmy się, rozkładaliśmy rzeczy i gadaliśmy. Po trzech godzinach przeszliśmy do Max'a. Uwinęliśmy się szybko i tak po prostu leżeliśmy sobie na podłodze. W końcu nam się to znudziło i równo o siedemnastej poszliśmy do Kaneswarana. Ten o dziwo wszystko miał porozkładane. Posmutnieliśmy, ale przecież w domu był jeszcze Nathan! Złapaliśmy poduszki Seev'a i z hukiem wpadliśmy do pokoju Sykes'a. Bidulek, bronił siebie i laptopa. Na szczęście jego, bo nie nasze, szybko skończyliśmy. W świetnych humorach pomogliśmy również jemu. Nawet nie robiliśmy obiadu. Nie odczuliśmy głodu. Max tylko skoczył do kuchni po owoce, którymi zapchaliśmy się przed snem. I tak zleciał nam czas do dziewiątej. Odczuwałam zmęczenie. A Luiza i Jay nadal nie wrócili... Podniosłam się z podłogi i strzepałam ubranie. Chciałam na nią poczekać, ale nie dałam rady. No i jutro szkoła. Zostawiłam płeć przeciwną w spokoju i poszłam się myć. Wracając w mojej ulubionej piżamie, czyli długich białych spodniach i białej koszulce na ramiączkach, pomachałam im na dobranoc i poszłam do siebie. Runęłam na łóżko i otuliłam się szczelnie kołdrą. Na myśl o Luizie i Jay'u, zaczęłam się śmiać, aż w końcu wydałam cichy pomruk zadowolenia. Miłość jest piękna... Prawda?
- Tom, ogarnij szybko tyłek, jedziemy na zakupy. - odezwał się tylko głośnym chrapnięciem – Thomas!
- Mama? - wymamrotał w poduszkę i przekręcił się na bok.
- Jak ci przyłożę, to niewątpliwe, że ją zobaczysz. - westchnęłam i zaczęłam go trząść za ramię – Tommy musimy jechać, nie ma nic do jedzenia, a tym bardziej do przyrządzenia tego jedzenia.
- Daj mi spać. - zakrył kołdrą głowę. - Sykes na pewno z tobą pojedzie. - Wywróciłam oczami. To nierealne, żeby go teraz dobudzić. Uśmiechnęłam się sama do siebie i opuściłam jego pokój, przechodząc do kolejnego.
- Maximilian? Max? Maxiu? Maxieńku? Maxiątko? - cedziłam nad jego głową – George, do jasnej anielki, obudź się! - chłopak drgnął i spojrzał na mnie. Dziękuję!
- Monia? Co się dzieje? - odparł zaspanym głosem, przecierając oczy.
- Nie ma nic do jedzenia, nie zrobię śniadania. - zrobiłam smutną minkę. Alberto przeniósł wzrok na zegarek.
- A możemy zrobić to troszkę później? Jest strasznie wcześnie. - stwierdził z zamkniętymi oczami. - Ale idź do młodego, on pewnie pojedzie. - zacisnęłam wargi, ale uśmiechnęłam się.
- No jasne. - i wyszłam. Nawet kochany Max mnie spławił. Może rzeczywiście jest za wcześnie? Ale ja chcę moją kawę! Przeszłam do kolejnych drzwi.
- Cześć Seev. - odparłam głośno. Kaneswaran obrócił się w moją stronę i ziewnął. - Pojedziesz ze mną na małe zakupy? - uśmiechnęłam się słodko.
- Słońce, przepraszam, ale do późna rozmawiałem z Naree i jestem zmęczony, ale Nathan z przyjemnością...
- Rozumiem, śpij sobie. W takiej sytuacji nawet nie mam serca cię o to prosić. Słodkich snów. - na twarzy Mulata malowała się wdzięczność, a ja pomachałam mu i uśmiechnięta wyszłam z pokoju. Do Luizy, to nawet nie idę... James ma pokój obok mnie, więc jemu też nie będę zawracała głowy. Nie pozostaje mi nikt inny jak mieszkający między nimi Nathan. I tam też się właśnie skierowałam.
- Sykes, ty mały, pieprzony dupku, wstawaj! - z rozmachem otworzyłam drzwi, po czym ściągnęłam z szatyna kołdrę, którą szybko odłożyłam na miejsce – Mógłbyś się ubrać!
- Miłe powitanie. - mruknął – Poza tym jestem ubrany, jakby nie było bielizna zalicza się do ubrań. - leżąc na plecach, okrył się szczelniej kołdrą. Usiadłam na nim okrakiem, ściągnęłam z jego twarzy materiał i mocno potrząsałam go za ramiona.
- No Nathan no, nie rób mi tego. Musimy jechać na zakupy, szafki świecą pustkami. - puściłam go – Wszyscy mi cię polecali, bo jesteś taki mądry, seksowny i jako mój przyjaciel nie masz prawa mnie wystawić, ponieważ skopie ci tyłek i się więcej do ciebie nie odezwę. - złapałam się pod boki i szeroko uśmiechnęłam. Chłopak zaśmiał się i otworzył oczy.
- A dopiero byłem małym, pieprzonym dupkiem... - uniosłam do góry lewą brew – Za dziesięć minut będę na dole.
- Dziękuję, jesteś fantastyczny! - szczęśliwa, cmoknęłam go w policzek i wróciłam na podłogę. Znowu się zaśmiał. - A i jeszcze jedno... - zatrzymałam się przy drzwiach - Jak się spóźnisz, to inaczej pogadamy, kochaniutki. - wystawiłam język i wesolutka ruszyłam do swojego pokoju. Uczesałam włosy, zrobiłam kreskę, trochę tuszu, błyszczyk i byłam gotowa. W podskokach zbiegłam na dół i wsunęłam na stopy trampki. Chwilę później po schodach zszedł Nathan. Na sam jego widok, rozmarzyłam się. Jak zawsze wyglądał wspaniale...
- Jedziemy terrorystko? - natychmiast wyrwał mnie z zamyślenia. Roześmiani wyszliśmy na zewnątrz i wsiedliśmy do samochodu. Sykes odpalił maszynę. I w zasadzie teraz powinnam myśleć o tym, gdzie jechać, że za lekko się ubrałam - jak zawsze! - a tak naprawdę myślałam o nim. Byłam obok niego. Tak blisko, a zarazem tak daleko... Miałam już tego po dziurki w nosie. I po co ja zawracam sobie nim głowę? Proszę, zastrzelcie mnie.
- Tak w zasadzie, to gdzie ja mam jechać? - spojrzał na mnie strasznie rozbawiony.
- Przed siebie. - wywróciłam oczami, ręką wskazując, że ma skręcić w lewo – W ogóle dlaczego się tak cieszysz, co?
- Bo cały czas się na mnie patrzysz. - roześmiał się jeszcze głośniej i szukał wolnego miejsca parkingowego. Zauważył to? W ogóle ja się na niego patrzyłam? Idiotka.
- Jak ja cię Sykes nienawidzę. - wycedziłam przez zęby, wysiadając. Chłopak zamknął auto i podszedł do mnie.
- Wiem, wiem. - objął mnie ramieniem, śmiejąc się - Chodź już, bo jest chłodno, a ty się jak zwykle nie umiesz ubrać.
- Twierdzisz, że mam zły styl? - odpięliśmy jeden z wózków i pchając go, weszliśmy na sklep. Duży, duży sklep z ogromną, ogromną ilością asortymentu. Carrefour. Tu kupimy chyba wszystko, no nie?
- Twierdzę, że jesteś nierozsądna i takim sposobem szybko się rozchorujesz, a ja będę musiał cię niańczyć. - wystawił język i wysunął się przede mnie. Tak, wiem. Wkurzający jest. Jak ja się mogłam w nim zakochać?
- Dobrze, panie najmądrzejszy. - zakreśliłam w powietrzu nawias. - Nie gadaj tyle, tylko bierz wszystko, co potrzebne. - burknęłam, rozglądając się w poszukiwaniu konkretnych rzeczy.
- Jeden zero dla mnie. - zatrzymał się, dorównując mi kroku – Jak ja kocham z tobą wygrywać...
- O tam są garnki! - kompletnie go ignorując, skręciłam w jedną z alejek. Nathan tylko się zaśmiał i powlókł swoje cztery litery za mną. Kupiliśmy z wyposażenia kuchni: trzy garnki, czajnik, dwie patelnie (jedną rąbnęłam Sykes'a w głowę... należało mu się!), siedem kubków i tyle samo szklanek oraz kieliszków (serio? Nathan musiałeś brać kieliszki?), czternaście talerzy i czternaście kompletów sztućców, cukiernicę, solniczkę, pieprzniczkę, cztery noże (ale będzie rzeźnia...) dwie deski do krojenia oraz dwie wazowe łyżki. Potem przeszliśmy do chemii, aby zakupić kostki do zmywarki (tak! Mamy zmywarkę! Skaczę ze szczęścia!), papier toaletowy, odświeżacz powietrza (po Tom'ie szczególnie się przyda!), mydełka, papierowe ręczniki, serwetki, kostki do WC, których nawet nie myślę się dotykać, bo to męska robota oraz szampony do włosów, odżywki i płyny do kąpieli. Po drodze kupiliśmy kilka ścierek do kuchni, kilka ręczników do łazienki oraz wybraliśmy ładny, zielony chlebak. Nathan dał się również namówić na turkusowy wazonik. I w końcu przeszliśmy do najmilszych rzeczy. Mianowicie jedzenia. Braliśmy wszystko, co najpotrzebniejsze. Dwa chleby, kilka bułek, parówki, płatki, kakao, ketchup, musztardę, masło, herbatę, kawę, szynkę, dwa opakowania jajek, kilka pomidorów, ogórków, banany, pomarańcze, cytryny, cukier, mąkę, sól, pieprz, dżem, jakieś jogurty, mleko...
- Co robimy na obiad? - Nathan z uśmiechem pomachał mi przed nosem słoikiem z sosem do spaghetti. Więc kupiliśmy jeszcze ten sos i makaron. Wybraliśmy jeszcze kilka przypraw oraz napoje i poszliśmy do kasy. Przeraziła mnie ilość rzeczy, które wzięliśmy. W dodatku Nathan płacił, a rachunek był koszmarny i zdawał się nie mieć końca. W pewnej chwili miałam ochotę odnieść wszystko z powrotem na półki. Zdziwiona patrzyłam jak z uśmiechem wręcz kasjerce pieniądze. Pchnęliśmy wózek i poszliśmy do samochodu.
- Losie, kiedy ja ci oddam tyle pieniędzy... - wymamrotałam. Nathan przerwał wpakowywanie rzeczy do bagażnika i spojrzał na mnie.
- Mówiłaś coś? Bo ja słyszałem tylko brzęczenie jakiejś muchy. - zamyślił się i po chwili głośno roześmiał. Zaczynał mnie irytować, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. O ile ono w ogóle istnieje... Zapakowani i uśmiechnięci, wyruszyliśmy w drogę powrotną. Po drodze wstąpiliśmy do kwiaciarni, gdzie zakupiliśmy bukiecik różnokolorowych tulipanów.
- A propos... - zaczął w samochodzie – Gdzie masz mój słodki wianek? - zaśmiał się.
- Kurde! - pacnęłam się w głowę, kompletnie o nim zapomniałam. - Chyba zostawiłam go w szkole. Jutro ci go przyniosę, dobrze? - spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.
- Przecież tylko żartowałem. - pokazał mi język, dodając gazu. Walnęłam go w ramię i zaczęłam się śmiać. Mimo to i tak chciałam mu go zwrócić. W końcu wyglądał w nim tak uroczo... Kiedy zaparkowaliśmy przed domem, dochodziła dziewiąta. Wzięliśmy tyle, ile mogliśmy i zanieśliśmy do środka. Wróciliśmy po resztę i na szczęście to było już wszystko. Szybko uwinęliśmy się z rozłożeniem zakupów po szafkach.
- Chłodno tu... - mruknął Nathan. Miał rację. Zostawiłam chłopaka w kuchni i poszłam rozejrzeć się po domu. Przy wieszakach, tuż obok drzwi, znajdowała się mała skrzyneczka. Z uśmiechem ją otworzyłam, odkręciłam kilka kurków i w podskokach wróciłam do kuchni.
- Za chwilę powinno być cieplej. - powiedziałam wesoło. Nakryłam stół, wstawiłam kwiaty do wazonu i usiadłam na blacie. - Na zewnątrz jest butla, a my jesteśmy debilami. - westchnęłam. Nathan oderwał wzrok od krojenia pomidorów i przeniósł swoje spojrzenie na mnie. Uśmiechał się, tak słodko się uśmiechał... Po dłuższej chwili speszona zagryzłam wargę i zeskoczyłam z szafki. - Pomóc ci w czymś? - nastawiłam wodę na herbatę i wyczekiwałam na jakiekolwiek polecenia.
- Nie, możesz sobie posiedzieć na blacie. - zaśmiał się. Posłusznie zajęłam wcześniejsze miejsce, przymknęłam oczy i z uśmiechem nuciłam sobie Something About The Sunshine. Nathan w tym czasie ustawił wszystko na stole.
- Co nucisz? - rozbawiony (za często się cieszy!), wziął się za robienie jajecznicy.
- There is something about the sunshine baby. - zaśpiewałam i nadal uśmiechnięta, wyłączyłam wodę. Wrzuciłam do każdej szklanki pachnącą torebeczkę. Zielona z pigwą. Mmmm... Chłopaki mnie chyba zabiją.
- I'm seein you in the whole new light. - wymruczał Sykes. Myślałam, że upuszczę czajnik. On to zna? On?!
- Nie wiedziałam, że to znasz. - zdziwiona, zaniosłam kubki z parującym napojem na stół. To cud, że się nie oparzyłam. Z moją głową...
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz. - rzucił mi przelotne spojrzenie, rozdzielając każdemu porcję żółtego... czegoś.
- Jaki tajemniczy się zrobiłeś, o Boże. Świadek koronny normalnie. Myślisz, że jestem bezpieczna, zadając się z tobą? - zaczęłam się śmiać. Nathan odstawił patelnię i chciał mnie gonić. Czemu? Bo się z niego nabijałam. Ojeeeeeej, ale mi przykro... Czujecie ten sarkazm, no nie? Cofając się, wpadłam na coś, raczej na kogoś. Ej, bo Tom to jest ktoś czy coś? Nie wiem jak inni, ale ja pewności nie mam...
- Ooo śniadanie! - przywitał się... Z jajecznicą, bynajmniej nie z nami.
- Ooo zrobiłeś. - stwierdziłam sarkastycznie, na co on rozczochrał moje włosy. Chyba zawieszę sobie na głowie tabliczkę ''NIE DOTYKAĆ, BO UGRYZĘ!!!''. Zapewne noszę tam teraz bocianie gniazdo. Wolę na to nie patrzeć... - Gdzie reszta? - już po chwili w progu pojawił się Max i Seev. Telepatia? Przywitałam się z nimi krótkim uśmiechem. - Gdzie Jay i Luiza? - nadstawiłam ucho. Z nimi nie było tak łatwo. Chyba jeszcze spali. - Budzić ich czy nie?
- Wczoraj byli bardzo sobą zajęci... - stwierdził Kaneswaran, pakując sobie do buzi porcję jajecznicy. On ma pokój zaraz obok Lu. Mam się bać? JAMES MOJA PRZYJACIÓŁKA NIE MA NAWET OSIEMNASTU LAT, POZA TYM KRÓTKO JĄ ZNASZ!
- Heeej! - do kuchni wpadł szeroko uśmiechnięty McGuiness. Chciałam coś powiedzieć, ale mnie wyprzedził. - Nie, nie będziemy jedli śniadania. Ja tylko po kluczyki. - zaraz... My? Wyszedł w podskokach, a przy drzwiach czekała na niego wcześniej przez nikogo niezauważona i uśmiechnięta MOJA Luiza. - Młody, gdzie są dokumenty? - szatyn wskazał ręką okno, za którym stał samochód - Dzięki. Niebawem wrócimy! - krzyknął. Pomachali nam... i wyszli. Zacisnęłam pięści.
- On mi kradnie przyjaciółkę... Nie daruję mu! - warknęłam. Chłopaki chichotali między sobą, a ja trochę niespokojna, usiadłam do śniadania.
- Ej no! - zaczął Tom. Chyba nie muszę przypominać, że z pełną buzią... Kelsey, czemu cię tu nie ma! - A jak bym teraz złamał nogę, to czym byście mnie zawieźli do szpitala? Przecież Jay zabrał samochód!
- Zacznijmy od tego, że nikt by cię do tego szpitala nie zawiózł, więc możesz spać spokojnie. - poklepałam go po ramieniu i wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Po posiłku posprzątali Max i Tom. Siva poszedł się wykąpać, a ja runęłam na sofę w salonie, podczas gdy Nathan był w swoim pokoju.
- Ej, chłopcy? - moi kochani bracia wydali z siebie pomruki ''O co chodzi?''. Wydaje mi się, że śmiało mogłabym wykładać język koci. Koci... Koty... Groszek. Już kilka miesięcy minęło od jego śmierci, a ja nadal to wspominam... Potrząsnęłam głową. - Rozpakowaliście się już? - pokręcili głowami. Mowę im odjęło czy co? Wywróciłam oczami. - To wam pomogę, nie mam co robić. - w odpowiedzi szeroko się uśmiechnęli. Poczekałam na nich i we trójkę poszliśmy do Tom'a. Na zmianę śmialiśmy się, rozkładaliśmy rzeczy i gadaliśmy. Po trzech godzinach przeszliśmy do Max'a. Uwinęliśmy się szybko i tak po prostu leżeliśmy sobie na podłodze. W końcu nam się to znudziło i równo o siedemnastej poszliśmy do Kaneswarana. Ten o dziwo wszystko miał porozkładane. Posmutnieliśmy, ale przecież w domu był jeszcze Nathan! Złapaliśmy poduszki Seev'a i z hukiem wpadliśmy do pokoju Sykes'a. Bidulek, bronił siebie i laptopa. Na szczęście jego, bo nie nasze, szybko skończyliśmy. W świetnych humorach pomogliśmy również jemu. Nawet nie robiliśmy obiadu. Nie odczuliśmy głodu. Max tylko skoczył do kuchni po owoce, którymi zapchaliśmy się przed snem. I tak zleciał nam czas do dziewiątej. Odczuwałam zmęczenie. A Luiza i Jay nadal nie wrócili... Podniosłam się z podłogi i strzepałam ubranie. Chciałam na nią poczekać, ale nie dałam rady. No i jutro szkoła. Zostawiłam płeć przeciwną w spokoju i poszłam się myć. Wracając w mojej ulubionej piżamie, czyli długich białych spodniach i białej koszulce na ramiączkach, pomachałam im na dobranoc i poszłam do siebie. Runęłam na łóżko i otuliłam się szczelnie kołdrą. Na myśl o Luizie i Jay'u, zaczęłam się śmiać, aż w końcu wydałam cichy pomruk zadowolenia. Miłość jest piękna... Prawda?
__________________________________
Tak wiem, beznadziejny rozdział. Ja również nie jestem z niego zadowolona. :<
Przepraszam, że tyle zwlekałam ze wszystkim i w ogóle, ale od dokładnie dodania ostatniego posta nie miałam dostępu do internetu, a ja już miałam to w nocy i korzystałam z telefonu, co dla mnie jest męczące i usypiające... Szykuję zamach na mojego dostawcę internetowego, a teraz idę wymiotować, bo mój dziadek zaprosił mnie i Gosię (moją starszą o trzy lata siostrę) do siebie, najpierw poczęstował nas kapustą, a potem kanapką z surowym mięsem i czosnkiem... Kiedyś mi to smakowało, ale nie jadłam już tego dobrych kilka lat i dzisiaj... Wymiotuję.. ;/
Przepraszam, dziękuję, kocham Was. Dobranoc.♥
Tak wiem, beznadziejny rozdział. Ja również nie jestem z niego zadowolona. :<
Przepraszam, że tyle zwlekałam ze wszystkim i w ogóle, ale od dokładnie dodania ostatniego posta nie miałam dostępu do internetu, a ja już miałam to w nocy i korzystałam z telefonu, co dla mnie jest męczące i usypiające... Szykuję zamach na mojego dostawcę internetowego, a teraz idę wymiotować, bo mój dziadek zaprosił mnie i Gosię (moją starszą o trzy lata siostrę) do siebie, najpierw poczęstował nas kapustą, a potem kanapką z surowym mięsem i czosnkiem... Kiedyś mi to smakowało, ale nie jadłam już tego dobrych kilka lat i dzisiaj... Wymiotuję.. ;/
Przepraszam, dziękuję, kocham Was. Dobranoc.♥
Wasza Dreamer.♥
Wcale nie jest beznadziejny tylko cudowny! *-*
OdpowiedzUsuńhahahahahaha Monika powinna teraz ukarać Max'a, Tom'a i Sive za to ze nie chcialo im sie jechac lol.
Kocham jak monia droczy sie z nathanem, to jest takie slodkie :')
Niech zgadne, Diana jutro bedzie miala na sobie ten wianek ?
Chcialabym cie przeprosic ze ostatnio nie skomentowalam kilku rozdzialow ale na smierc zapomnialam, wybaczysz mi ? :c
czekam na nexta i weny <3 #LoveYa
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie mów, że beznadziejny, bo to nie prawda, to jest cudo. Kocham jak Monika czule mówi do chłopaków a w szczególności do Nathana. Już nie mogę się doczekać, kiedy w końcu Nath i Monia będą razem (o ile w ogóle będą), bo widać, że oboje się kochają tylko boją sobie to wyznać. Nie wiem, co mam jeszcze napisać, więc życzę ci dużo weny.
OdpowiedzUsuńNie mów, że beznadziejny, bo to nie prawda, to jest cudo. Kocham jak Monika czule mówi do chłopaków a w szczególności do Nathana. Już nie mogę się doczekać, kiedy w końcu Nath i Monia będą razem (o ile w ogóle będą), bo widać, że oboje się kochają tylko boją sobie to wyznać. Nie wiem, co mam jeszcze napisać, więc życzę ci dużo weny. :)
OdpowiedzUsuńBiedactwo :(
OdpowiedzUsuńAle już ci chyba lepiej? Jak nie to napij się gorzkiej herbaty, to powinno przejść.
A co do rozdziału... bo boski. TE zakupy i TO budzenie chłopaków.
A właśnie długo oni tak jeszcze będą się ze sobą bawić, czy w końcu wezmą przykład z Jay'a i Luizy?
I jeszcze raz mi powiesz, że rozdział jest do bani, to cię znajdę i opierniczę porządnie :P
Pozdrawiam i życzę weny :*
time-is-slepping-away.blogspot.com
Rozumiem co czujesz.
OdpowiedzUsuńRaz też się najadłam pięknych rzczy u prawujka ( jak to brzmi)
Cały dzień latałam.
Miałam rajd toaleta>kuchnia>toaleta>pokój> toaleta>kuchnia>toaleta....
Jak ci tu Camile Lelek radzi.
Gorzka herbata!
Chociaż u mnie pomogły jakieś krople, też gorzkie.
Nie lubie gorzkich rzeczy wielbie słodkości.
Rozdział genialny.
Najfan Sajks łaskawość swą okazał i z nią pojechał.
Rzeczywiście powinna wymyślić jakąś akcje, plan zemsty na chłopcach.
cChociaż.... Zakupy z Sajksem to czysta radość i przyjemność
Jaki suchar pizłam.
Taki suchy, że młotkiem tego nie rozbijesz.
Dobra, ogar.
Mam nadzieje,że sszykujesz jakąś tam WSPÓLNĄ przyszłość dla Monthana
Bo on istnieje!
Wierze w niego!
Jestem szalona.
Tak wiem.
xD
No to weny życzę, powrotu do zdrowia i pomyślnego napadu na dostawce prądu.
( patelnią go!!!)
Pozdrawiam
Indica...
Pomyłka.
UsuńNie prądu, a imternetu.
Nie zmienia to faktu,'żeee..... PATELNIĄ GO
wróciłam kochani xDD
OdpowiedzUsuńnikt za mną nigdzie nie tęsknił, ale shhh.
Trzeba czasem uważać z kogo się kołdrę zdziera.
Chłopcy przecież uwielbiają świrować w sklepach i robić totalny obciach. Co im się stało?! Godzina im przeszkadzała ?! Jak dla mnie 6:30 to już południe.
Boże ja tu czekałam na Monthan moment w kuchni albo sklepie. ;<<
A ciekawe gdzie Jay, Luizę zabrał. Śmierdzi mi tu coś i to bardzo. Pewnie Tom w kiblu był i no lekko zajechało XD
Kieliszki ważna sprawa. Ale to 5 chyba powinno być ;D
JA NADAL CHCE MONTHAN MOMENTS. CAŁĄ ICH SERIĘ *.*
NO WEŹ NO MOŃCIAAA ♥
chyba muszę sobie pogadać z tym gościem od internetu. WSZYSTKIE 14 TALERZY NA JEGO GŁOWIE POTŁUKĘ.
kocham cię, Gaba ♥
Monthan moment w łóżku - z serii ja jarająca się i skacząca do sufitu
OdpowiedzUsuńAle psujesz mi frajdę, bo odnoszę wrażenie, że jej przestaje zależeć -.-
Jay i Luiza - nasze zakochańce. Ciekawe gdzie oni są... I co robią...
Ahahaha omfg... Ciekawie, ciekawie, moja wyobraźnia płata mi figle xdxd
Pierwszy dzień w domu TW przeżyty... Głupio że muszą chodzić do budy... Nie mogli ich na ten czas zwolnić ze szkoły czy coś. Takie dodatkowe półroczne wakacje, żeby MONTHAN mógł sobie powstać...
Ty i tak pokrzyżujesz plany ;_;
Na ale i tak weny na kolejny zajebisty jak zawsze działek życzę
Do następnego siora ♥♥♥
hej rozdział jest cudowny:)
OdpowiedzUsuńmoże naprawdę niech Nathan z Moniką wyznają sobie co czują bo tak już długo to ukrywają:)
a budzenie chłopaków było niezłe chyba się zmówili żeby Nathan z Moniką pojechał na te zakupy;d
weny dużo życzę i czekam na next;)
Czy Ty chcesz mnie kobieto wkurzyć?
OdpowiedzUsuńJaki beznadziejny rozdział? Zwariowałaś!? On jest genialny, z resztą jak zawsze ;)
Dlaczego mnie nie dziwi, że akurat Nathan pojechał z Moniką na zakupy ^^
Boże, niech oni ruszą tyłki i w końcu zostaną parą, bo ja tu nie wytrzymam.
A Ty się McGuiness tak nie rozpędzaj, hahaha.
Czekam na następny GENIALNY ROZDZIAŁ!!
Tom...Hymm... Chodzi, oddycha, je, śpi... to chyba jednak "kto". :D
OdpowiedzUsuńPatelnia! *O*
Wiesz, można powiedzieć, że to już przećwiczony patent. :D
Ja często walę patelnią moją koleżankę, niestety tylko mentalnie. :C
A co do budzenia, to kolega mojej siostry miał fajny pomysł. Dzwonił dzwonkiem i krzyczał "Wstawać Skur..." :D
I tak przez 2 tygodnie ferii. ;)
A rozdział jest cudowny. *,*
Śmiałam się i uśmiechałam, cieszyłam jak głupia. xD
Nie wiem co jeszcze dodać, więc powiem tylko, że czekam na następny rozdział. ;)
jesteś cudowna ♥
OdpowiedzUsuńkocham cię ♥
niecierpliwie czekam na kolejny rozdział ♥
Budyń ♥
Hahahaha Dreamer rzyga xDDD
OdpowiedzUsuńNie no przepraszam. Gdzie moje maniery...
Ale serio... jak ty mogłaś to zjeść? Ble.
Patelnia to mój przyjaciel... nie ważne czy uderzę Sykesa czy kogo tam ważne że w ogóle go walnę xD
Taka Monia, taka ja. xD Podobne... jesteśmy... lol
Luiza i jej romans. Huhuhu.... Niech Monia bierze przykład z przyjaciółki. Ale serio... przecież widać po Nathanie że się w niej zakochał. -,- I weź już skończ z tym odkładaniem na później bo to denerwuje.
Oni mają się już zejść. Lol oni mają się już zjeść xDDDDD JAKA SCHIZA. JA PIERNICZĘ.
Och, kochana Dreamer nie tylko ty masz taki internet.
Mnie dobija Orange....
Nara i do następnego.
Jesus ;-; Świety *_* Nathan + Monika = Jedna wielka niewiadoma. Kobieto, oni mają byc razem! KONIEC. KROPKA. TEN MOMENT '' - Tom, ogarnij szybko tyłek, jedziemy na zakupy. - odezwał się tylko głośnym chrapnięciem – Thomas!
OdpowiedzUsuń- Mama? - wymamrotał w poduszkę i przekręcił się na bok. '' HAHAHAHAHHAHAHA XD NAJLEPSZE OPOWIADANIE NA SWIECIE....zaraz po moim....SKROMNA JA XD świrowałam twoje jest najlepsze :* CZEKAM NA NASTĘPNY I WENY <33 ;**
Hahahahahahahahahahahhahahahahahaha xd ROZDZIAŁ THE BEST KOCHANIE!
OdpowiedzUsuńNormalnie hahahahahaha xd Padłam ze śmiechu xd
Szczególnie przy zakupach xd
Heheszki xd Jay miłość miłością, ale to NIELETNIA chłopie xd
BĘDZIE RZEŹNIA MUAHAHAHAHAHAHAHA
NO ALE NAAAAAAAAATHAN. TAK straaaaaasznie bym chciała, żeby oni Byli razem. No czy to tak wiele? CHYBA NIE.
Dawaj szybko nexta
Wenyyy Kochana :*
http://girlletmeloveyou.blogspot.com/2013/08/rozdzia-dwudziesty.html Zapraszam na rozdział ;)
Świetny rozdział :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że Monika i Nathan będą razem :D
Życzę duuużo weny
cudowny *.*
OdpowiedzUsuńNIE JEST BEZNADZIEJNY TYLKO CUDOWNY *.*
OdpowiedzUsuńohh mam nadzieje, ze nic im się nie stalo :)
bo z tobą to wszystko jest możliwe XD
awhh ja chce już miłość Nathan and Monia <33333
migusiem ;p
i ja tu w ogóle nie chce słyszeć innej wersji :D
czekam na następny :33
A i mam nadzieje że szybko powrócisz do zdrowia kochana <33 :***
UsuńCudowny *_*
OdpowiedzUsuńBoże, uwielbiam cie <3
Oni mogą się w końcu chociaż pocałować? Please .____.
Wiesz co mi się podoba w tym jak piszesz? Że piszesz fajnie i tak, że można się pośmiać. Twój blog jest na pewno jednym z lepszych jaki czytałam i na prawdę uwielbiam go czytać :)
Weny i czekam na kolejny :***
O mój Boże. Nathan robi jajecznicę *.* Jestem w szoku...
OdpowiedzUsuńRozdział jest taki dobry, jak ta jajecznica ;D Zrobiłaś mi smaka :c
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :]
Pozdrawiam,
behind bars :)
Jaki beznadziejny, o czym Ty do Nas mówisz?! Jest wspaniały, taki długi i pełno w nim Sykesa z Moniką, a to coś co lubię:)) No i chwała mu za to, że jest takim dobrym człowiekiem i pojechał z nią na zakupy, bo gdyby nie on to wszyscy nie tylko byliby głodni, ale i kuchnia nie miałaby żadnego wyposażenia... Pamiętaj, jednak, iż ja nadal czekam na jakiś pocałunek Moni i Nathana albo jakieś wyznania... Dobra, mniejsza o to. Bardzo interesuję mnie również Jay i Luiza... Gdzie też oni mogli wyjść z samego rana? Ciekawe, ciekawe... Oh, za dużo wielokropków użyłam! Przepraszam:)
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta ;***
Kolejny fajny rozdział :D ale moment... ja się chyba pogubiłam; Groszek nie żyje?! OH WHY? i... jak TW będą mieli koncerty, spotkania z fanami itp, to to wszystko by było w POLSCE?!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na nexta Xxx
Nie wyszedł Ci? Przepraszam, w którym miejscu :*?
OdpowiedzUsuńBo ja tu widzę świetny rozdział ;***.
Haha Tom i jego Mamusiaaa :*. xd.
Ani jednego nie może dobudzić, ja tam bym nawet nie próbowała :d.
Haha, wszyscy polecają Nath'a coś się dzieje :d.
Ale Oni tak cholernie do siebie pasują :*!
Haha dziwić się, że patrzy na Niego ^^.
Patelką zdzielić Biednego Nath'a ;***.
Nath robiący jajecznicę, mmm ;3.
Haha, ale że On tajemniczy xd. :*.
I ten nieogar Tomcia :*.
I Jay wychodzący gdzieś z Luizą, podejrzane bardzo :d.
I na koniec, przepraszam, że tak późno komentuje :(.
weny!
Mychaaa ;***.
Droga Dreamer TEN ROZDZIAŁ JEST NIESAMOWICIE ŚWIETNY I NIE PRZYJMUJĘ INNEJ WERSJI DO ŚWIADOMOŚCI :)
OdpowiedzUsuńChłopcy chyba się zgadali na to, że Nath ma pójść z Moniką. Taka sytuacja jak w "Przyjaciołach" Mickiewicza (chyba czas do szkoły wracać. O czym ja myślę? O.o).
Budzenie Nathan'a - ja śmiech na całe gardło. Rodzice: Co ci? Ja: Nic.
Tom to coś czy ktoś? - to samo co wyżej Rodzice: Znowu? Ja: Nic.
Tom ciebie by nikt nie zawiózł na pogotowie - to samo Rodzice: Jesteś normalna? xD A więc tak wyglądało czytanie tego działu ^^
Nathan: płaci za zakupy (o.O) sam gotuje (o.O) zna piosenki o które by się go nie podejrzewało (o.O) można go walić patelnią w sklepie (o.O). FACET IDEALNY xD Okej, widzę, że jest już next to lecę do następnego i naprawdę przepraszam za spóźnienie :)
Anonim z podpisu
Lose my mind
Przepraszam, że z takim opóźnieniem komentuje ale jak zwykle nie miałam czasu ostatnio;//
OdpowiedzUsuńRozdział naprawdę dorby!!!
Akcja z Nathanem;p hehe;p poproszę więcej takich akcji;p
Tom<3
Czytam dalej;p
Hahhaha, to odsyłanie Moni do Nathana! ;d
OdpowiedzUsuńSkarbie, rozdział jest cudowny i nie waż się negatywnie oceniać swoich rozdziałów, bo UWIERZ, znajdę Cię i nakopię Ci w ten Twój zgrabny tyłeczek! ^^
Także obawiaj się mnie, bo jestem słowna! xd
Rozdział BOSKI, lecę komentować nexta! ;****