20 mar 2014

Rozdział.103

- Ja... - Zaczął niezdarnie. Nie miałam ani siły ani ochoty słuchać jakichkolwiek tłumaczeń. Poza tym nie przy wszystkich...
- Nie chcę teraz o tym rozmawiać. Idę pomóc Tomowi się spakować, porozmawiamy kiedy skończę. - Stwierdziłam stanowczo z nutą rozdrażnienia. Posyłając mu groźne spojrzenie, ruszyłam schodami prosto do pokoju Parkera, który szedł zaraz za mną. Kiedy brunet zamknął za sobą i Maxem, którego wcześniej nie zauważyłam, drzwi, runęłam jak długa na jego miękkie łóżko. Miałam ochotę się rozpłakać, chociaż tak naprawdę nie wiedziałam, dlaczego. Chyba przytłoczył mnie fakt, że będąc ze sobą zaledwie dzień, już dochodzi do naszej pierwszej sprzeczki. Którą wywołałam... Nie wywołałam! Musimy coś sobie wyjaśnić, po prostu, potem będzie lepiej. Tak, będzie lepiej. Na pewno. Odetchnęłam głęboko i przymknęłam oczy. A może ja wszystko za bardzo wyolbrzymiam? Może tak naprawdę nie ma żadnego problemu, a ja szukam igły w stogu siana?
- Moniu... - usłyszałam głos George'a, a łóżko ugięło się pod ciężarem jego ciała – Co się między wami dzieje? - Pogłaskał mnie po głowie. Podniosłam się do pozycji siedzącej i odgarnęłam włosy do tyłu.
- Sama nie wiem Max... - westchnęłam – Dowiedziałam się od mamy, że Nathan do niej dzwonił. To ona dała mu przepis na dzisiejszy obiad, ale on nic mi o tym nie powiedział. Bałam się, że chciał mnie oszukać, mama jednak tłumaczy mi jego zachowanie tym, że po prostu się bardzo stara, bo nie chce mnie stracić. Ale tego nie osiąga się kłamstwem, prawda? - Max i Tom zgodnie pokiwali głowami – No właśnie, a teraz wychodzi na to, że znowu mi czegoś nie powiedział... Jak więc mogę mu ufać, skoro on wszystkiego mi nie mówi?
- Co do tego obiadu... - zaczął Tom – To może twoja mama ma rację. Chciał ci zaimponować, a raczej umocnić cię w decyzji, że dobrze zrobiłaś, decydując się na bycie z nim. W końcu to taki nadęty bufon... - Max walnął Parkera w ramię, na co ten tylko jęknął.
- Chodzi o to – kontynuował Max – że Młody się boi, że cię straci. Widocznie jesteś dla niego tak bardzo ważna...
- Gdzieś już to słyszałam, moja mama mówiła dokładnie to samo, ale to jest niedorzeczne. - Widziałam, że Max szykuje się do odpowiedzi, ale nie miałam ochoty na rozmowę, a przynajmniej nie z nimi. - Zajmijmy się tym pakowaniem, co? Muszę jeszcze odrobić lekcje i pogadać z Nathanem, a jest już naprawdę późno. - Uśmiechnęłam się. Chłopcy zbici z tropu, przytaknęli, kiedy podeszłam do ogromnej szafy, w poszukiwaniu walizki.

Z satysfakcją zamknęłam ostatni zeszyt i na chwiejących nogach ruszyłam do drzwi Sykesa. Bałam się tej rozmowy, niczym jakiegoś egzaminu, a nawet bardziej. Wypuściłam cichutko powietrze z płuc i zapukałam. Słysząc: ''proszę', weszłam do środka. Chłopak widząc mnie zerwał się raptownie z łóżka, na którym leżał i podszedł do mnie, próbując dotknąć dłonią mojego policzka. Odwróciłam twarz, przymykając oczy. Monika, wiem, że tego chcesz, ale musisz zachować dystans.
- Usiądź – nakazałam, starając się, aby mój ton brzmiał stanowczo, jednak pod koniec lekko się załamał. Widziałam w jego oczach zrezygnowanie mieszające się ze smutkiem. To bolało, okropnie bolało.
- Dobrze - Nathan nie odrywając ode mnie wzroku, usiadł na swoim posłaniu. Przejechałam zębami po dolnej wardze, próbując zebrać myśli. Musisz być stanowcza, inaczej cała ta rozmowa nie będzie miała żadnego sensu!
- Wrócę do pytania, które zadałam ci w samochodzie: Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym, że dzwoniłeś do mojej mamy? To miała być jakaś tajemnica? Chciałeś mnie oszukać?
- Nie! - krzyknął gwałtownie, aż niemal podskoczyłam – Przepraszam... Chciałem zrobić ci niespodziankę. Nie wiedziałem, że wyjdzie z tego taki wielki problem...
- Problem? - powtórzyłam jednocześnie zaskoczona i poirytowana – Uważasz, że mam problem? Nie, nie mam z tym żadnego problemu! To bardzo miłe, dziękuję, ale myślałam, że przepis był twój, a nie mojej mamy i zebrałeś laury za nią. Dla mnie wyglądało to tak, jakbyś chciał mnie oszukać. Nic by się nie stało, gdybyś powiedział, jak było naprawdę. I tak doceniłabym fakt, że się starasz, to jest najważniejsze. - zakończyłam na wydechu, próbując wyczytać z jego twarzy czy cokolwiek do niego dotarło – Dobrze, powiedzmy, że temat na razie zakończony. Następna sprawa... Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć, że jutro rano wylatujecie do Los Angeles? Przed samym wylotem?
- Nie chciałem ci tym sprawiać przykrości, dopiero co jesteśmy razem, a znowu musimy się rozdzielić...
- Na jakieś trzy lub cztery dni, Nathan! To nie jest tak wiele, potem znowu byśmy się zobaczyli. Poza tym uważasz, że to by coś zmieniło? Nagle jakimś cudownym trafem okazałoby się, że jednak nie musicie lecieć?
- Przepraszam, posłuchaj ja... - Chłopak podniósł się do pozycji stojącej.
- Nie Nathan, to ty posłuchaj. - Przerwałam mu – Wiele rzeczy usłyszałam i przemyślałam. Nie możesz się na każdym kroku bać, że mogę cię zostawić. Nie staraj się być dla mnie ideałem w każdej kwestii, nie musisz wszystkiego umieć, nie chcę tego, a jeśli coś się nie powiedzie, zawiedziesz mnie w czymś albo stanie się cokolwiek innego, nie zostawię cię. Nigdy. - Miałam ochotę płakać, widząc jak na mnie patrzy. Te piękne smutne oczy... - Doszłam do wniosku, że poniekąd mi nie ufasz. Nie ufasz, że mogę cię kochać za to, jakim człowiekiem jesteś. Przykro mi z tego powodu, ponieważ bardzo się mylisz. Kochałabym cię nawet gdybyś nie potrafił gotować, nie sprzątał i nie był sławny. A jeśli nadal to do ciebie nie dociera... To być może nasz związek nie ma dalszego sensu... - Poczułam jak moje gardło zaciska się z każdym kolejnym słowem. Stałam tam jak sparaliżowana, jednak w porę się ocknęłam. – Przemyśl to dobrze, Nath. Dobranoc – pożegnałam się, wpychając dłonie głębiej w kieszenie spodni i wyszłam z pokoju. Niemal pobiegłam do pokoju, po czym zaczęłam płakać. Nigdy nie wymarzę z pamięci obrazu jego twarzy, kiedy wychodziłam. Ten ból, ten okropny malujący się ból... To było nie do zniesienia. Miałam okropne wyrzuty sumienia, że zakończyłam to w taki, a nie inny sposób. Nawet nie pozwoliłam mu się wytłumaczyć. Ale może to i lepiej? Moje serce na pewno by zmiękło, a do niego nic by wtedy nie dotarło. Podniosłam się, ocierając strumienie łez. Byłam mu wdzięczna za to, że nie próbował za mną iść. Dam mu czas, dużo czasu. Chłopaki mają o 9:30 samolot, a Nathan pewnie będzie chciał się rano ze mną zobaczyć i podwieźć do szkoły. Ale ja nie chcę, nie mam jeszcze odwagi. Chwyciłam za telefon... Pierwsza osoba, która przyszła mi na myśl, to Artur, ale przecież z nim nie rozmawiam... Przejechałam w dół, po kontaktach i mimo bardzo późnej pory, nacisnęłam na zieloną słuchawkę, przy imieniu Michała. Odebrał po dwóch sygnałach. Uśmiechnięta zapytałam czy nie wpadłby po mnie w drodze do szkoły, na co on stwierdził, że zapewni mi jakiś transport. Zadowolona podałam mu adres, prosząc, aby przyjechał jeszcze przed siódmą, wyjdę z domu zanim Nathan się obudzi. Zgodził się, za co serdecznie mu podziękowałam i zakończyłam połączenie. Chwilowy uśmiech nie poprawił mi humoru. W ciągu jednego dnia pokłóciłam się z dwoma ważnymi dla mnie osobami, a powód w obu przypadkach był ten sam – Nathan. Tylko ja tak potrafię, po prostu fantastycznie... Nie mając siły na dalsze sprzeczki samej ze sobą, zgarnęłam piżamę i poszłam wziąć szybki prysznic. W międzyczasie pomyślałam, że przydałaby mi się mądra i pouczająca rozmowa z Luizą. Salon jednak, tak samo jak kuchnia, był już pusty, więc dotarło do mnie, że moja przyjaciółka na pewno spędza ten czas z Jayem. Gdyby nie kłótnia, którą wywołałam, pewnie robiłabym teraz to samo, tylko że nie z Loczkiem. Wściekła na samą siebie, wróciłam do pokoju, nastawiłam zegarek na bardzo wczesną godzinę i odpłynęłam do krainy snu...

Byłam już prawie gotowa. Nałożyłam czarną ramoneskę – na idealnie dopasowany, biały podkoszulek – kurtkę, buty i wyszłam na zewnątrz. Pogoda nie była okropna, ale słońca także nie było. I bardzo dobrze, bo nie miałam na niego najmniejszej ochoty. Zerknęłam na wyświetlacz, Michał powinien już tu być, oby się nie spóźnił. Z nerwów zaczęłam stukać palcami lewej nogi w chodnik. Czułam, jakbym robiła coś niedozwolonego, co było absurdem. Nagle, usłyszałam w oddali głośny ryk silnika, a kiedy moje obawy i przeczucia się ziściły, zobaczyłam przed sobą czarną Hondę CBR, a na niej – Artura. Krew odpłynęła mi z twarzy. A więc to taki transport załatwił mi Michał? Ogarnęła mnie złość. Nie miałam odwagi na rozmowę z Nathanem, a co dopiero z Arturem. W dodatku byłam na niego wściekła, okropnie wściekła. Ciemnowłosy zdjął kask, potrząsnął głową, jednocześnie układając lekko roztrzepaną fryzurę, po czym podał mi drugie okrycie.
- Nie założę tego – oburzyłam się, na co tamten zmarszczył czoło – Ani nie wsiądę z tobą na ten motor. Nie po tym, co wczoraj od ciebie usłyszałam. No chyba, że jesteś przyzwyczajony do wożenia dziwek... - syknęłam, krzyżując ręce na piersi. Chłopak posmutniał, a moje serce powoli zaczęło topnieć. Odłożył kask na kierownicę, po czym zsiadł z maszyny i stanął naprzeciwko mnie.
Był mniej więcej tego samego wzrostu, co Nathan, a może i nawet troszkę wyższy, dlatego on patrząc na mnie wyglądał jak zbity piesek, a ja na niego, jakbym wpatrywała się co najmniej w niebo.  Mimo powagi sytuacji, dopadły mnie moje kompleksy niższości...
- Przepraszam – przerwał moje wewnętrzne wywody i sięgnął po moje ręce, które bez oporu dostał – Przepraszam, że tak cię nazwałem. Jestem dupkiem i kretynem, nie powinienem, ale zdenerwowałem się... Nadal cię kocham, a ta wiadomość przekreśliła wszystkie moje nadzieje na to, że kiedyś ze mną będziesz. Zbyt ostro cię potraktowałem, tak bardzo przepraszam, wybacz mi... - Spuścił głowę jeszcze niżej niż wcześniej i ucałował kosteczki moich dłoni. Każdą powoli i delikatnie, jakby od tego miała zależeć moja decyzja. Patrzyłam na niego smutno. Wierzyłam mu, że go poniosło, sama tak sobie to na początku tłumaczyłam i teraz wiem, że była to prawda. Kiedy skończył, spojrzeliśmy sobie prosto w oczy. Widziałam, jak chłopak nachyla się lekko i chcąc mu przeszkodzić, przytuliłam go.
- Wybaczam ci – szepnęłam, przyciskając dłonie do jego łopatek – Ale nie próbuj mnie całować. Nie pozwolę ci na to. Kocham Nathana i nie zamierzam go zdradzać.
- Przepraszam – jęknął, całując mnie w czubek głowy. Przymknęłam oczy.
- Jedźmy już – odparłam, odsuwając się od chłopaka i w porę uzmysławiając sobie, że ktoś – Nathan – może się zaraz obudzić i nas zobaczyć. Wzięłam jeden kask, wsunęłam ostrożnie na głowę i zajęłam miejsce, za siedzącym już na motorze Arturem. Objęłam go mocno w pasie, na co ten tylko się uśmiechnął i ruszyliśmy z piskiem opon. Było mi strasznie zimno w palce, ponieważ skutkiem dużej prędkości, był silny wiatr. Kiedy stanęliśmy na czerwonym świetle, chłopak zdjął gorącą dłoń z kierownicy i przyłożył do moich palców, splecionych na jego silnie umięśnionym i twardym brzuchu, który czułam nawet przez materiał jego motocyklowej kurtki. Pomasował je kciukiem, za chwilę zabierając rękę, ponieważ nastąpiła zmiana światła. Pięć minut później parkowaliśmy na terenie szkoły. Mimo wczesnej pory – dopiero za czterdzieści pięć minut zaczynały się pierwsze lekcje – wiele osób kręciło się po placu i budynku. Przeważnie była to płeć męska i przeważnie należąca do paczki popularnego Artura. Paru jego kumpli kierowało się w naszą stronę. Chłopak pierwszy zszedł z pojazdu, po czym pomógł mi stanąć o własnych nogach.
- Wow, stary, niezły sprzęt... Oj, mała – powiedział jeden z nich, dotykając maszyny – Ile dałeś za to cacko?
- Zdobycie dziewczyny warte jest każdej ceny – odparł drugi i zaczęli się śmiać – Monice zaimponował, czyli daje radę.
- Dość! - wrzasnął Artur, reszta ucichła – Masz – rzucił kluczyki do wysokiego blondyna o szarych oczach. Chyba miał na imię Rafał... – Przejedź się i odnieś mi je przed lekcjami.
Chłopak skinął głową, wysuwając się na przód. Uśmiechnęłam się do niego, jednocześnie czując, jak czyjeś ramię stanowczo mnie obejmuje. Chwilę później szliśmy razem z Arturem w stronę wejścia do szkoły. Nie wiem dlaczego, ale odczułam dziwną ulgę. I zarazem smutek. W tej samej chwili mój telefon zaczął wibrować. Wyjęłam go z kieszeni. Szybko się rozłączyłam. Nie mam ochoty na rozmowę z nim, nie teraz. Wykonał jeszcze kilka połączeń, które odrzuciłam, po czym dał sobie spokój.
- Kto dzwonił? - zapytał brunet, kiedy znajdowaliśmy się już we wnętrzu, zmierzając w stronę klasy.
- Nathan... - odparłam posępnie. Chyba źle zrobiłam nie dopuszczając do naszej porannej rozmowy. Może właśnie teraz wszystko byłoby już między nami okej? Popełniłam błąd? Znowu? Usiedliśmy na podłodze opierając się o ścianę. Artur wsunął swoją dłoń w moją, splatając nasze palce. Byłam bezsilna, myślałam tylko o tych pięknych, zielonych oczach przepełnionych smutkiem...
- Będzie dobrze, zobaczysz – wyszeptał, przytulając mnie do siebie. I brzmiało to tak jakby bardziej chciał zapewnić o tym siebie, niż mnie...

Po drodze do domu... Chyba powinnam mówić chłopaków... A więc po drodze do domu chłopaków, wstąpiłam jeszcze do swojego po kilka rzeczy. Miałam zdecydowanie zbyt mało ciuchów! Oczywiście posiadałam własne klucze, bo rodziców niestety nie było w domu. Artur grzecznie na mnie poczekał, za co byłam mu serdecznie wdzięczna. Przynajmniej w relacjach z nim wszystko było w porządku.
Chłopak spokojnie odstawił mnie pod drzwi i szybko odjechał. Wraz z jego odjazdem, posmutniałam. Tym razem Nathan nie będzie czekał na mnie w środku. Nie ma go. Ale wróci! Tylko, że może wtedy będzie za późno? Może jednak będzie chciał zakończyć nasz związek? Nie, tylko nie to... Głupia! Sama do tego doprowadziłaś! Poza tym oboje musimy wiedzieć, na czym stoimy. Nie mogłam tamtej sprawy tak zostawić. Jeśli na początku jasno określimy, czego od siebie wymagamy, to w przyszłości będzie lepiej, tak? Nonsens, jestem beznadziejna... W trakcie przemyśleń, weszłam do środka. Cisza, spokój... Zupełnie jakby nikogo nie było. Rozebrałam się i weszłam na górę, od razu kierując się w stronę pokoju Luizy. Weszłam bez pukania, widząc jak moja przyjaciółka pochyla się nad ekranem. Po drugiej stronie siedział Jay.
- Witaj Luzi, cześć Justin – pomachałam do kamerki z niezbyt szerokim uśmiechem. - Sprawdzam tylko, czy żyjesz, wszędzie jest strasznie cicho...
- Dlaczego powiedziałaś do mnie Justin? - Loczek zmarszczył czoło.
- Miałam ochotę zwrócić się tak do kogoś. Padło na ciebie. - zaśmiałam się – To ja lecę, nie przeszkadzajcie sobie... Wykombinuję coś na obiad. - puściłam oczko do przyjaciółki.
- Nie chcesz może pogadać z Nathanem? - spytała ostrożnie brunetka. - Siedzi dwa siedzenia za Jayem...
- Mam nadzieję, że lubisz chińszczyznę. Chyba coś zamówię, jestem taka głodna... - mruknęłam, drapiąc się po brodzie. - McGuiness, pozdrów chłopaków! - krzyknęłam, ignorując ich i czym prędzej wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół, powstrzymując łzy. Z jednej strony chciałam z nim porozmawiać, ale z drugiej nie. Kompletnie nie rozumiałam tej drugiej strony siebie. Dlaczego nie? Przecież tego chcę! I choć serce podpowiadało mi, że powinnam z nim pogadać, to jakaś mała cząstka mnie ciągle krzyczała to przerażające ''nie'!'. To właśnie jej uległam. Sięgnęłam po telefon stacjonarny, wybierając numer jakiejś chińskiej knajpki z ulotek, które leżały obok. Zamówiłam dwa razy danie główne i czekałam na przyjazd dostawcy. W międzyczasie zdążyłam znieść laptopa do salonu, umyć ręce i wypić szklankę soku. Po dokładnie czterdziestu pięciu minutach, zjawił się niewysoki chłopak w czerwonej czapce z daszkiem oraz logiem firmy i kurtce w tym samym kolorze. Zapłaciłam, dając mu nawet dziesięciozłotowy napiwek i wydarłam się do siedzącej w pokoju przyjaciółki. Musiała usłyszeć, a jeśli nie, to zje zimne. Na szczęście po chwili zeszła po schodach i rozsiadając się wygodnie w fotelu, zabrała swoją porcję.
- Yaki Sake, mmmm – oblizała usta. Zaśmiałam się, rozsiadając wygodnie na kanapie i włączając telewizor na kanał muzyczny. Zawsze to robię. Zawsze. Tylko po to istnieją telewizory – żeby oglądać kanały muzyczne i czasem fajne filmy w piątkowe czy sobotnie wieczory.
- Musimy zacząć myśleć nad tym projektem... - zaczęła brunetka, wpychając sobie do buzi kawałek pieczonego łososia. Uwielbiam łososia. - Nawet nie mam pomysłu, jak to wszystko ma wyglądać. Na czym mamy się skupić? Co konkretnie robić?
- Mam parę pomysłów – przeżułam swój kęs i włączyłam laptopa – Myślałam o tym, aby robić im masę zdjęć, nagrywać filmiki. Dużo filmików. Coś jak Making Of Wanted Wednesday, no nie? - przyjaciółka pokiwała głową – Można by było wtedy powycinać jakieś ciekawe momenty i je zmontować. Na ich podstawie opracowałybyśmy pisemnie krok po kroku wszystkie wydarzenia. Co ty na to?
- Dobry pomysł – przyznała z uśmiechem – ale w ten sposób udokumentujemy tylko ich życie prywatne, jak będą z nami... A co z koncertami? Wywiadami? Takie materiały też musimy mieć, to właśnie to jest ich pracą, a nie siedzenie i oglądanie Avatara lub jak Manchester City skopuje tyłki Manchesterowi United! - przewróciła oczami, a ja zachichotałam. Zdecydowanie nie rozumiała tej porażki, przecież United to potęga, a City to mordęga!
- Masz rację, o tym nie pomyślałam... - westchnęłam cicho, masując się po brodzie. - A może poprosiłybyśmy chłopaków, że to oni je nagrywali podczas koncertów?
- Przypominam, że to nasz projekt, a nie ich i oni wcale nie muszą się zgodzić, a poza tym... Nie chciałabyś jechać na koncert? - myślałam, że upuszczę z wrażenia pałeczkę.
- Luiza, przecież musimy chodzić do szkoły! - Próbowałam sprowadzić ją do pionu, za bardzo bujała w obłokach. - A nawet jeśli... Nie stać nas na tyle wylotów, wiesz?
- Mogłybyśmy lecieć najtańszą klasą, no i nie koniecznie na każdy koncert, na przykład na jeden lub dwa w miesiącu. To by raczej wystarczyło. - zaproponowała. Przez chwilę pomyślałam, że byłoby to jakieś urozmaicenie naszej pracy. No i możliwe, że by się udało.
- Nie wiem, zastanowię się nad tym – przygryzłam policzek, grzebiąc pałeczką w sałatce. Niemożliwe, że tak szybko skończył mi się łosoś!
- Dziękuję – przyjaciółka rzuciła się na kanapę, aby mnie przytulić.
- Ale za co? - zmarszczyłam czoło.
- Że się zgodziłaś! - pisnęła głośno, tuląc się jeszcze mocniej, a ja śmiejąc się, wywróciłam oczami.

Obejrzałam jakiś durny film o gangsterach, a właściwie, to go przespałam. Nie był interesujący, za to ja bardzo zmęczona. Luiza towarzyszyła mi przez jakieś trzydzieści minut, potem zmyła się do pokoju. Zgadnijcie dlaczego... Westchnęłam, przeciągając się, kiedy niespodziewanie do pokoju wbiegła Luiza.
- To Tom, chce z tobą gadać, ale nie wiem czemu zadzwonił do mnie skoro ma twój numer. - pokręciła głową. Wzruszyłam ramionami, biorąc od niej aparat, a przyjaciółka wyszła z pokoju.
- Słucham? - jęknęłam, ziewając.
- Dopiero co wylądowaliśmy, a ja siedzę nielegalnie w kiblu. Musimy się spieszyć, ale powiedziałem, że mam biegunkę i gazy po fasolce. Co dziwne, wszyscy mi uwierzyli, chociaż nawet nie jadłem...
- Tom, idioto, w Polsce jest prawie północ, strefy czasowe, jeśli zdołasz ogarnąć, a ja mam ochotę iść spać. Czego ty możesz teraz chcieć? - warknęłam, czując, że zaraz zacznie mi opowiadać, skąd tak naprawdę wzięła się fasola.
- A tak, tak... Dlaczego nie odbierasz ode mnie telefonów? - wrzasnął tak głośno, że musiałam odsunąć telefon od ucha i zmniejszyć głośność na wypadek, gdyby miało się to powtórzyć – Dzwoniłem jakieś dwadzieścia razy! Łatwiej się dodzwonić do prezydenta niż do ciebie! Sprawdź telefon!
- Bo prezydent ma sekretarkę, a ja nie... Przepraszam, miałam telefon w plecaku i go nie usłyszałam, bo byłam w salonie. - zrezygnowana zaczęłam w nim szperać, szukając mojej własności.
- I co? Masz? - wyraźnie się niecierpliwił. Jak zawsze w gorącej wodzie kąpany...
- Nie, nie mam... - zdziwiłam się - Pewnie został w kurtce... A co takiego się stało?
- A nic, chciałem tylko pogadać – zrobiłam minę, którą, gdyby tu był, zabiłabym go – Chciałem usłyszeć twój głos oraz nawrzeszczeć za to, że nie pogodziłaś się z Nathem. Nawet nie reaguje na moje żarty! I w dodatku mnie pobił! Zaczynam się bać...
- Tak, ja też... Tom, przepraszam, ale musimy wiele spraw przemyśleć, dowiedzieć się, czego tak naprawdę chcemy i niestety musisz troszkę pocierpieć. - Uśmiechnęłam się słabo.
- No dobra... Ile?
- Kilka dni... Nie wiem, zobaczymy. - Miałam ochotę się rozpłakać. Chciałam usłyszeć jego głos, móc przytulić się do jego ciała i przeprosić. Honor i myśl, że to on powinien przeprosić, nie pozwalały mi na to. - Leć już, bo pomyślą, że cię wciągnęło.
- Kto?... A! Racja! To pisz, dzwoń, jesteśmy w kontakcie! Przetrząsnę mu tą głowę i porozmawiam z nim jak mężczyzna z mężczyzną. - zaśmiałam się głośno – Widzę, że ktoś tu nie wierzy w moje możliwości! - usłyszałam w tle jakieś skrzypnięcie i kogoś kto woła Parkera – Kończę, Maxio po mnie wpadł. Trzymaj się mała. Będzie dobrze.
- Dziękuję Tom, do zobaczenia. - Pożegnałam się i rozłączyłam. Odłożyłam telefon na szafkę i upadłam bezładnie na łóżko. Kilka słonych kropelek wypłynęło z moich oczu i spadło na pościel. Odczułam pustkę, ogromną pustkę i wiedziałam, że to przez Nathana. Tęskniłam za nim. Bardzo. Przewróciłam się na bok, układając dłonie pod głową. Jutro do niego zadzwonię. Na pewno.
____________________________________________

Witajcie kochani! ♥
Nie podoba mi się ten rozdział, ale to strasznie, ponieważ nic w nim nie ma i jest okropny, przepraszam. :< Wiecie co? Dziwnie się czuję, jak piszecie w komentarzach, co chcielibyście w końcu przeczytać i czego nie ma, a powinno być, a ja mam taki plan, aby w następnym rozdziale o tym napisać. xD Mam nadzieję, że nie pomyślicie, że robię to tylko dlatego, żeby zaspokoić Wasze pragnienia, po prostu swoimi pomysłami wyprzedzacie moje plany. :D Ale lubię czytać, kiedy przewidujecie, co może być dalej... Miło się czyta takie sytuacje, a dzięki nim wiele razy zmieniłam swoje plany, ponieważ wydało mi się, że sprawię Wam przyjemność jeśli przeczytacie coś, co sprawi Wam przyjemność. :3 Za wszystko dziękuję, bez Was nic nie miałoby sensu.♥

A co do komentarzy... Nie chcę, abyście komentowali z musu. Nie uznaję zasady komentarz za komentarz i nigdy tego nie praktykowałam. I nie mam zamiaru. Chcę, abyście komentowali tego bloga, bo chcecie, bo macie taką ochotę, potrzebę, a nie dlatego, że musicie. Obiecuję, z ręką na sercu, że jeśli ktoś przestanie komentować mojego bloga, to ja w odwecie nie przestanę komentować Waszych. :) Długo się zbierałam, żeby o tym napisać, aż w końcu mi się udało. :) Chcę tylko, aby komentowanie było przyjemnością, a nie nudnym obowiązkiem. :) Z góry dziękuję za zrozumienie.♥

Jestem w trakcie nadrabiania Waszych blogów, nadchodzi weekend, a rozdział już wstawiony, więc wszystkie znaki na niebie wskazują, że uda mi się je nadrobić.♥

Za wszystko Wam bardzo mocno dziękuję, dziękuję, dziękuję! Kocham Was!♥

Wasza Dreamer.♥

14 komentarzy:

  1. Rozdział super mimo tego, że Monika pokłuciła się z Nathem.
    Jak ich nie pogodzisz i nie dodasz szybko rozdziaałów to masz w ucho. To jest groźba!
    Weny i do nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. O mamo rozdział jest boski <3
    Zasmuciła mnie trochę ta kłótnia Nathana i Moniki. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze :)
    Jeszcze raz rozdział świetny :)
    Czekam na kolejny i życzę dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, tam. Rozdział nie jest okropny, jest cudowny <3
    Tylko ta kłótnia... :( Ale mam nadzieję, że w końcu się wszystko wyjaśni i będzie w porządku :)
    Niecierpliwie czekam na następny ;) <3

    Pozdrawiam,
    bb ;] xx.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest cudowny <3
    Szkoda, że oni się kłócą :(

    Przepraszam, że nie komentuję zawsze, ale czytam najczęściej z telefonu, a nie lubię komentować z niego ;(

    Mwahh <3

    OdpowiedzUsuń
  5. jesteś cudowna, pamietaj ♥
    genialny rozdzial :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Monika zrobiła się dziwna od kiedy mieszkają w Polsce wszyscy razem. Jak stara nadęta damulka. A już totalną paniusią jest odkąd jest nathanem. Znaczy egoistyczna. Kompletnie nie myśli o nim tylko o sobie. W zasadzie to aż tak strasznych rzeczy nie zrobił żeby "zawieszać" ich związek. Także narazie jest w miarę ok ale boję się ze to zajebiste opowiadanie zmieni się w typowe love story przesłodzone i puste co ala spotknie, po dniu para, po tygodniu dziecko, w MIĘDZY CZASIE KŁÓTNIA O TO ZE ZAMÓWIŁ WEGETARIAŃSKA PIZZE A NIE MARGARITE I ZE TO ZNAK ZE JEJ NIE KOCHA BO NIE PAMIĘTA JAKA JEST JEJ ULUBIONA PIZZA.

    love
    J.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dla mnie to nie jest nudny obowiązek, chciałabym Ci napisać jak bardzo mi się podoba całe opowiadanie, ale nie za bardzo wiem jak to ubrać w słowa. Kończą mi się pomysły, a podobno mam wybujałą wyobraźnię... Dziwne...
    Tak czy siak, jesteś genialna i uwielbiam czytać wszystko co napiszesz.
    Nathan i Monika mają się pogodzić, a Tom niech lepiej nie je fasolki... hahahaha
    Do następnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! Rozdział jest jskdvnfsjakgvbiubarsmhuvgbasiufdvgbaisrbgviudbrsgmuvibdreasomvgdfisvbgoufdsgvbouds zajebisty po prostu ! Normalnie.... Tak strasznie Ci zazdroszczę takiego talentu ! Jejciu !
    Wow, wow, wow, co ten Artur.... Denerwuje mnie.... Pomimo tego, że przeprosił... Dziewczyny i ich (właściwie to Luizy ! ) pomysł na jeżdżenie na koncerty ! Fajnie ! Też bym tak chciała ! Ale może chłopcy zgodzą się (oprócz tego) na nagrywanie filmików ? No pewnie, że się zgodzą :) o ile dziewczyny im to zaproponują oczywiście !
    Ale Monia no :c pogódźże się z tym biednym Nathanem ! On chciał dobrze (jeśli chodzi o obiad) i nie żyw do niego urazy z tego powodu :c ale co do tego, źe nie powiedział jej o wyjeździe.... No to trochę przegiął. Dziewczyna powinna o tym wiedzieć i koniec, kropka.
    A TomTom... OJ THOMAS hahahahha nie radzę jeść fasolki, oj nie radzę. Trzymaj się od niej z daleka ! :D
    Mam nadzieję, ze Monia z Nathem się pogodzi, no bo w końcu bądź co bądź to się cholernie kochają !

    A co do notki, to ja komentuję, bo kocham KOCHAM! Twojego bloga ♥ Piszesz świetnie, mega, niesamowicie !
    A więc...
    Wenyyy kochana !
    Do nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Lol ale powód do kłótni. Bo sie zapytał mamy o przepis na rosół.. Śmiechłem normalnie no. Nie mogłam wyczuc empatii./XD

    OdpowiedzUsuń
  10. Jejusiuuuu... aż miałam takie momenty przy czytaniu tego rozdziału ż esie mi płakać chciało bo mi sie tej dwójki szkoda zrobiło :( a tak z innej beczki :)
    kocham kocham kocham :) i opowiadanie i ciebie :)
    pozdrawiam i wenyyyyy życzę bo piszesz niesamowicie :)
    do nexta :* <3
    PS: Monia!!! Ma sie pogodzić z Nathanem bo inaczej sie załamie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny ♥
    Aż mi łza się w oku zakręciła jak czytałam :')
    Monia skłócona z Nathanem , ciekawe....
    Ale Nathan ma nie bić Toma no ! xD
    Czekam na nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. z komentowaniem to ja się zbieram jak na wojnę. niechętnie. ale bijacz gdy chodzi o to opowiadanie (jak i parę innych) to od razu. no niestety nie zawsze mogę.
    ale przechodząc do rzeczy.
    standardowo. jeśli już ma być dobrze zawsze coś musi się stać. Dobra lubię Nathan'a ale kurde no. Będę szczera. Tacy faceci mnie wkurzają, doceniam jego staranie ale jednak taka ochota by walnąć go patelnią (typowe) Monia nie ufaj Arturowi! To zły człowiek. Uważaj bo cie poderwie... dobra nie ważne.
    Czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Twoje opowiadanie zostało pomyślnie dodane. Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetny, ciekawy blog ;)
    Zapraszam do siebie
    http://nathansykesandamyoboz.blogspot.com
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Layout by Yassmine