24 kwi 2014

Rozdział.104

        Otworzyłam oczy. Zamrugałam. I zamknęłam je. Nagle ktoś z impetem otworzył drzwi do mojego pokoju, robiąc przy tym sporo hałasu. Moje serce zaczęło bić szybciej.
          - Tom? - Wychrypiałam, starając się wysunąć chociaż centymetr spod śnieżnobiałej kołdry. Nie nowej. I nie wypranej w Perwollu.
          - Nie, to tylko ja... - Rozpoznałam głos mojej przyjaciółki. Westchnęła cicho. - Jeśli za dwie minuty nie zobaczę cię na dole, to będzie z tobą źle, więc radzę ci się ruszyć. Jest już późno! - Niemal krzyknęła i wychodząc, trzasnęła drzwiami.
       Przymknęłam oczy, powoli zsuwając się z łóżka, które mozolnie pościeliłam. Dzień był ponury i nie zapowiadało się na słońce. Bardzo dobrze. Nie miałam najmniejszej ochoty na oślepiające promienie, które doprowadzałyby mnie do zawrotów głowy. Wsunęłam na stopy kapcie i w tempie dwutonowego słonia, ruszyłam do kuchni.
          - Znalazłaś ładowarkę? - Spytałam brunetki, która mieszała coś w ustawionym na kuchence, blaszanym garnku.
          - A może tak najpierw cześć? - syknęła – Nie długo będziesz się witać słowami: ''Właśnie wróciłam z toalety''!
          - Przepraszam – jęknęłam. Zajęłam miejsce przy stole i spuściłam głowę.
          - To ja przepraszam... - Westchnęła i postawiła przede mną miseczkę wypełnioną czekoladowymi płatkami oraz gorącym mlekiem. - Musisz się w końcu ogarnąć. Dzisiaj poniedziałek, trzeba iść do szkoły, nie możesz całego dnia spędzić w łóżku! - Wcisnęła mi do ręki łyżkę i kontynuowała – A odpowiadając na twoje pytanie: nie, nie znalazłam. Już ci mówiłam, że pewnie Jay zgarnął wszystkie ładowarki do walizki, nie mamy nawet tej do laptopa. - Zerknęłam na nią. – A twój telefon?
          - Nigdzie go nie ma – mieszałam łyżką zawartość miski – zupełnie jakby się rozpłynął. Nie mam pojęcia, gdzie mogłam go położyć, szukałam chyba wszędzie.
       Luiza podeszła do mnie i pogłaskała mnie po głowie.
          - Na pewno gdzieś się zawieruszył, ale nie myśl o nim. Szykuj się, bo za chwilę przyjedzie po ciebie Artur, był tutaj przed siódmą, ale powiedziałam mu, że jeszcze śpisz. Obiecał, że po ciebie wpadnie. Ja mam na późniejszą godzinę, więc pojadę autobusem...
          - O której wrócą chłopaki? - spojrzałam na nią smutnym wzrokiem.
          - Pytasz już chyba dziesiąty raz... Wieczorem, już ci mówiłam. - Kucnęła przy mnie, podpierając się na moich kolanach – Co się dzieje?
          - Bo ja tak bardzo za nim tęsknie – wyszeptałam i zaczęłam płakać. Luiza przyciągnęła mnie do siebie i przytuliła, kojąco głaszcząc mnie po plecach, a ja łkałam w jej ramię jak małe dziecko. Po raz trzeci w ciągu dwóch dni. - Muszę z nim porozmawiać... Muszę go przeprosić... Może mi jeszcze wybaczy... Jestem kretynką...
          - Cichutko, nie mów tak, wszystko sobie dzisiaj wyjaśnicie i będzie dobrze – uniosła mój podbródek, patrząc w moje zalane słonymi kroplami oczy i uśmiechnęła się – Głowa do góry skarbie, jesteś silna – nagle usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Miałam wielką nadzieję, że to chłopcy... - To Artur – zaakcentowała jakby czytając w moich myślach – pójdę mu otworzyć, a ty jedz.
       Dziewczyna podniosła się i skierowała do drzwi. Popatrzyłam na apetycznie wyglądającą miskę z płatkami. Nie jestem głodna. Odsunęłam ją na bok i ocierając dłońmi oczy, ruszyłam do pokoju.
          - Cześć, Artur – przywitałam się ze stojącym w holu ciemnowłosym i wbiegłam po schodach na górę.
          - Monika, ty płaczesz? - Usłyszałam za plecami. Zignorowałam jego pytanie, biegnąc dalej.
       Wpadłam do pomieszczenia i ostrożnie podeszłam do komody, aby wybrać rzeczy. Na pewno coś czarnego, kolory odpadają...
          - Monia, co się dzieje? - Do mojego pokoju wpadł Artur i wściekły trzasnął kawałkiem drewna. Jak tak dalej pójdzie to te drzwi wypadną z futryny...
       Westchnęłam cicho, obrzucając chłopaka smutnym spojrzeniem. Niebieskooki bez słowa podszedł i zgarnął mnie w swoje objęcia. Poddałam się mu, ciaśniej dociskając się do jego ciała. Chciałam się ukryć. Przed wszystkim. Przed problemami, przed całym moim życiem...
          - Tęsknię za Nathanem. Nie mam jak się z nim skontaktować. Rozładował mi się laptop i telefon Luizy, a jak na złość Jay zabrał ze sobą wszystkie ładowarki, nawet te nasze. No i jeszcze zgubiłam telefon, nie mam pojęcia, gdzie on może być... - mocno przycisnęłam dłonie do jego pleców. Syknął. - Przepraszam – potrząsnęłam głową.
           - Nie, spokojnie, nic się nie stało. Lubię kiedy sprawiasz mi ból... - spojrzeliśmy sobie w oczy.
       Nie byłam pewna czy mam się roześmiać czy rozpłakać. Ostatecznie uśmiechnęłam się niemal nie widocznie i powróciłam do wybierania rzeczy. Po chwili skompletowałam swój strój składający się z czarnych zakolanówek, cielistych rajstop, czarnej spódniczki w pół uda i... nie wiedziałam,co czarnego mogę do tego dobrać, więc wybrałam biały sweter wciągany przez głowę – wybranie się do domu, po parę rzeczy opłaciło się. Ale tak, wiem, złamałam zasadę ''tylko czerń''.
          - Odwróć się – nakazałam chłopakowi, co niechętnie uczynił. Zbytnio mu nie ufałam, ale cały czas go obserwując, nie zauważyłam, aby starał się mnie podglądać.
       Włosy związałam w koka, starając się, aby był schludny i staranny, jednak nie był tak idealny jak tego chciałam. Zakryłam korektorem kilka niedoskonałości na mojej twarzy, wytuszowałam rzęsy i delikatnie przeciągnęłam po ustach czerwoną pomadką. Zwykle uważałam, że pasuje ona do moich ciemnych włosów, ale z obecnym samopoczuciem nawet nie wysiliłam się na uśmiech do własnego, lustrzanego odbicia. Wszystkim moim poczynaniom przyglądał się Artur, więc może to i lepiej, że tego nie zrobiłam, jeszcze by sobie coś pomyślał... Zgarnęłam swój spakowany plecak i zeszliśmy na dół. Zerknęłam na zegarek. Jeśli się pospieszymy, to nasze spóźnienie będzie tylko pięciominutowe.
          - Do zobaczenia, Lu! - Krzyknęłam, wychodząc wprost na chłodne powietrze.
       Dobrze, że nie wiało, inaczej moja fryzura rozpadłaby się w pięć sekund, a przeraża mnie sama myśl jazdy motorem. Artur w skupieniu podążał za mną i zdecydowanie zbyt wolno. Pierwsza wsiadłam na motor, czekając na chłopaka, który zajmie miejsce przede mną. Kiedy w końcu to zrobił, przytuliłam się do jego pleców i ruszyliśmy. Podróż nie trwała długo. Moja fryzura także nie uległa zniszczeniu.
       Niebieskooki zaparkował pojazd i razem pobiegliśmy do środka, prosto do sali lekcyjnej. Nasze spóźnienie wynosiło dokładnie piętnaście minut.

       Po... chyba czwartej lekcji, wyszłam na korytarz, modląc się o to, abym mogła już opuścić mury szkoły. Pocieszałam się tym, że zostały mi jeszcze tylko cztery godzinki i w końcu mogę wracać do domu. I w końcu spotkam Nathana... Potarłam ręce.
          - Zimno ci? - Artur ściągnął swoją skórzaną kurtkę i okrył nią moje ramiona. Uśmiechnęłam się do niego i pokazując, aby się nachylił, cmoknęłam w policzek. Radość jednak trwała krótko i już po chwili na moją twarz wrócił smutek. Przywarłam do niego swoim ciałem, obejmując sylwetkę chłopaka w pasie.
          - Przytul mnie... - szepnęłam.
       Jego silne dłonie dotknęły moich pleców i przez chwilę poczułam się jakby to nie Artur, a właśnie Nathan mocno mnie do siebie tulił. Miałam ochotę wyszeptać jeszcze: ''pocałuj mnie'' ale na szczęście dotarła do mnie rzeczywistość, która uprzytomniła mi, że to nie mój ukochany, za którym tak tęsknię.
          - Zrobię dla ciebie wszystko, moja mała... - nachylił się, całując moją głową. Przymknęłam oczy. Dlaczego to nie mógł być Nath? Chciałam usłyszeć jego głos, choćby prze ten głupi telefon...
          - Artur! - oderwałam się od chłopaka – Czy mógłbyś pożyczyć mi swój telefon? - zapytałam z nadzieją – Chciałabym zadzwonić do Nathana.
       Że też wcześniej na to nie wpadłam! Chłopak wyciągnął z kieszeni najnowszy model iPhone'a i podał mi go. Wykręciłam numer, cierpliwie czekając na sygnał. Chwilę później usłyszałam głos automatycznej sekretarki. Nie tracąc nadziei, ponownie wykręciłam numer mojego chłopaka. Sytuacja się powtórzyła. Zrezygnowana, zakończyłam połączenie i oddałam telefon brunetowi.
          - Nie odbiera – westchnęłam. Może już nie chce utrzymywać ze mną kontaktu? - On mnie już nie kocha... Jestem taka głupia! - Zakryłam dłońmi twarz.
      Dlaczego muszę być aż tak beznadziejna, żeby samej sobie rozwalać życie?
          - Nie jesteś głupia, przestań – Artur mocno mnie do siebie przytulił – A co do tego, że cię nie kocha... Nie masz pewności, tak? - Nie chętnie pokiwałam głową. Niewielką pewność miałam. - Poza tym byłby idiotą, gdyby stracił taką dziewczynę, jak ty.
          - Raczej ja idiotką, bo to z mojej winy...
       Przerwał mi dzwonek. Na szczęście. Nie miałam ochoty tłumaczyć Arturowi, dlaczego tak uważam. Już wystarczająco gryzło mnie sumienie, że po raz kolejny doprowadziłam do swojego egoistycznego zachowania, raniąc przy tym inne, tak ważne dla mnie osoby.
       Sięgnęłam po plecak i ruszyłam w stronę sali. Może jeszcze nie wszystko stracone? Może jest jeszcze cień szansy na to, że Nathan mi wybaczy?
       Ze smutkiem pokręciłam głową i zajęłam miejsce w ławce.

      Wiatr we włosach było jedną z przyjemniejszych rzeczy jakich w życiu doświadczyłam, a jazda na motorze sprawiała mi ogromną radość. Nie miałam jednak ochoty się uśmiechać. W tej chwili uśmiech znajdował się na ostatnim miejscu listy rzeczy, które chciałam zrobić. W mojej głowie roiło się od samych czarnych scenariuszy, a najgorsze było to, że ich prawdopodobieństwo wynosiło nie mniej niż dziewięćdziesiąt dziewięć procent. Tym jednym procentem była maleńka iskierka w rozżarzonym ognisku – nadzieja. Jak to mówią, matka głupich.
       Zatrzymaliśmy się – na skrzyżowaniu zapaliło się czerwone światło. Położyłam dłoń na ramieniu chłopaka, który odwrócił twarz w moją stronę.
         - Zawieź mnie do centrum – powiedziałam na tyle głośno, aby zdołał mnie usłyszeć. Przez chwilę popatrzył się na mnie pytająco, a kiedy nie uzyskał żadnej odpowiedzi, pokiwał głową i powoli ruszył.
      Przytuliłam się do jego pleców, ciaśniej obejmując biodra i twardy brzuch chłopaka. To będzie cud, jeśli nie złapie mnie choroba.
       Stanęliśmy przed centrum handlowym. Nie rozumiem, czemu wszyscy zawsze uważają je za punkt znajdujący się w samym środku miasta, kiedy w rzeczywistości tak nie jest...
       Uważając na to, aby zbytnio się nie obnażyć, zeszłam z maszyny i wygładziłam strój.
          - Dziękuję – uśmiechnęłam się lekko – dalej pójdę pieszo.
          - Dalej? - Zdziwił się Artur. - Musisz zawracać jakieś cztery kilometry, w dodatku robi się już ciemno...
          - Mały spacer dobrze mi zrobi – przerwałam mu – Do zobaczenia jutro?
       Patrzył na mnie osłupiałym wzrokiem, a po chwili spuścił głowę i zaśmiał się.
          - Będę o siódmej trzydzieści – przygarnął mnie do siebie ramieniem i na pożegnanie pocałował w policzek – Do jutra.
       Uśmiechnął się lekko, a jego motor szybko zniknął skąpany w pomarańczowych światłach miasta.
       Westchnęłam i spojrzałam na zegarek zapięty na przegubie. Była szesnasta, a do powrotu chłopaków zostały mi jakieś cztery godziny. Tak zresztą mówiła Luiza.
       Poprawiłam plecak i ruszyłam drogą wybrukowaną ciemnoniebieską kostką, leżącą wzdłuż jednej z wielu ruchliwych ulic. Po obu stronach mijałam wiele butików, sklepów spożywczych i – o zgrozo! - gabinetów dentystycznych. Na samo spojrzenie wzdrygnęłam się, przypominając sobie moją trzecią wizytę u stomatologa, po której to znienawidziłam wszystkich ludzi noszących białe kitle, zielone maski na twarzach oraz mówiących: ''Proszę otworzyć szeroko buzię''
       Przyspieszyłam kroku, nie dlatego, że się przestraszyłam, ale dlatego, że zrobiło mi się strasznie zimno. Był też jeszcze inny powód. Gdzieś w głębi mnie, moja podświadomość tupała i krzyczała oraz rwała sobie włosy z głowy, aby zakomunikować mi, że im szybciej dotrę do domu, tym szybciej zobaczę się z Nathanem. Nie byłam pewna czy do końca jej wierzę, ale mój mózg wysłał wiadomość do mięśni znajdujących się w nogach, aby pracowały szybciej.
       Nagle zauważyłam po mojej lewej stronie kwiaciarnię. Zatrzymałam się. Ilość kolorowych kwiatów dumnie prezentujących się w szybie sklepu sprawiła, że pierwszy raz w ciągu całego dnia miałam szczerą ochotę się uśmiechnąć. Ciesząc oko, ujrzałam w kącie wystawy, niepozorny błękitny wazon przepasany śnieżnobiałą wstęgą, a w nim – białe lilie. Rozchyliłam lekko usta i przymknęłam oczy. Ich obraz utkwiony we wspomnieniach wrócił niczym bumerang. To właśnie te lilie trzymałam na balkonie hotelu w Gloucester, kiedy wybieraliśmy się do rodziców Nathana i to właśnie tą lilię jeszcze nie tak dawno obracałam w palcach w moim nowym pokoju. I wszystkie były od mojego ukochanego.
       Dotknęłam dłonią szyby, czując jak po policzkach spływa kilka drobnych łez. Ten chłopak był najważniejszą osobą w moim życiu, nie mogłam tak po prostu pozwolić mu odejść i jak nigdy o nikogo, o niego musiałam zawalczyć.
       Nie namyślając się długo, ruszyłam do środka. Już na samym wejściu uderzyła mnie cudowna woń zmieszanych ze sobą, różnorodnych zapachów.
          - Dzień dobry – przywitałam się ze starszą panią, która stała za ladą i szykowała jakiś kolorowy bukiet z konwalii i goździków.
       Na oko miała jakieś sześćdziesiąt lat. Bujne, siwe, kręcone włosy okalały jej głowę. Błękitne oczy zakryte były okrągłymi szkłami, a usta pociągnięte wiśniową szminką. Ubrała brązową, wełnianą spódnicę do połowy łydki, kremowy sweter oraz kamizelkę w odcieniu jaśniejszym niż dolna część garderoby.
       Widząc mnie przerwała wcześniej wykonywaną czynność i uśmiechnęła się do mnie szeroko.
          - W czym mogę pomóc? - jej głos brzmiał niczym kojący dotyk.
        Emocje na chwilę mnie opuściły. Uśmiechnęłam się do kobiety i otarłam łzy, a następnie rozejrzałam się w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego.
          - Białe lilie... - mówiłam sama do siebie – To moje ulubione kwiaty, nie jego. Może...
          - Czerwone róże? - wtrąciła nieśmiało ekspedientka – Symbolizują gorącą i wielką miłość, idealne na przeprosiny dla zakochanych. Młodzieniec na pewno się ucieszy. To jak?
          - Czerwone róże – powtórzyłam jak echo – poproszę dwadzieścia pięć.

       Półtorej godziny później byłam przed domem. W salonie paliło się słabe światło – Luiza już dawno wróciła ze szkoły i teraz pewnie oglądała telewizję. Dwie i pół godziny do powrotu chłopaków. Dwie i pół godziny do powrotu Nathana.
       Przełknęłam gulę, zmierzając po kamiennej ścieżce, a jej małe fragmenty chrupały pod naciskiem moich stóp. Nie wiem czemu, ale zawsze lubiłam ten dźwięk.
       Weszłam do domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Usłyszałam jakiś ruch w salonie, a pół sekundy później w holu zobaczyłam...
       ...Nathana.
       Czułam jak moje ciało ogarnął całkowity paraliż. Oddech przyspieszył jak po przebiegnięciu maratonu na tysiąc metrów, a do oczu cisnęły mi się niewyobrażalne ilości łez.
       Wpadliśmy sobie w ramiona. Mocno przywarłam do niego swoim ciałem, wdychając cudowną woń jego perfum, która przebijała wszystkie inne zapachy, nic nie było lepsze od tego. Łkałam w ramię chłopaka, kiedy jego silne dłonie gładziły moje plecy. Jego uścisk był wszystkim czego potrzebowałam. Na nim się zaczynał i kończył mój mały świat.
       Drżącą dłonią odsunęłam się leciutko od niego na tyle, aby zamglonym wzrokiem spojrzeć na jego smutną twarz.
          - Nathan, ja przepraszam... Zachowałam się jak egoistka, jak dziecko, wiem. Pokłóciłam się z tobą o głupią zupą, kto normalny tak robi?! Nikt! Okropnie cię potraktowałam, to nie w tobie był problem, a we mnie, tak strasznie za to przepraszam. Kocham cię, wybacz mi, proszę! - wyszlochałam.
       Chłopak przez chwilę patrzył na mnie pustym wzrokiem, a kiedy zwątpiłam, że będzie dobrze, przytulił dłoń do mojego policzka i kciukiem otarł kilka słonych kropelek, które nadal spływały z wolna małymi strumykami, po czym uśmiechnął się.
          - Od dzisiaj nie będę gotował żadnych zup, skarbie, zbyt duże ryzyko.
       Nie wiedziałam czy to żart czy też mówił poważnie, ale kiedy zobaczył moją zdezorientowaną minę, roześmiał się głośno. Kciuk zsunął na podbródek, który pogłaskał, nachylił się i mnie pocałował. W pierwszej chwili nie dotarło do mnie, co się dzieje, ale jego delikatne usta powoli mnie poprowadziły i moje ruchy stały się śmielsze. Przymknęłam oczy, czując w moim brzuchu rój motyli, który właśnie obudził się do życia i teraz odstawiał jakiś dziki taniec. To zdecydowanie przyjemniejsze niż jazda na motorze.
       Nathan pociągnął ustami moją dolną wargę i uśmiechnął się. Ja również.
          - Jeśli masz tak samo całować za każdym kolejnym razem, to musimy się częściej kłócić... - Stwierdziłam zbyt rozmarzonym tonem, mrucząc przy tym jak mały kociak. Otworzyłam oczy, w porę przypominając sobie o podarku. - Kwiaty – jak oparzona odskoczyłam od chłopaka. Kilka łodyżek było złamanych od naszego uścisku, ale większość trzymała się nieźle. Uśmiechnęłam się nieśmiało, czując jak rumieniec wybiega na moje policzki szybciej, niż bym o nim pomyślała i wręczyłam je chłopakowi. - To dla ciebie.
       Brunet z uśmiechem zmrużył oczy i przyjął prezent, a kiedy zanurzył nos w krwistoczerwonych płatkach, był to tak uroczy widok, że miałam ochotę wyjąć telefon i zrobić mu kilka zdjęć. Niestety, nie miałam telefonu.
          - Moje ulubione – przyznał – ja... Nie spodziewałem się, ja... - albo szukał jakiegoś słowa albo się jąkał.
       Roześmiałam się głośno i objęłam go w pasie.
          - Wystarczy dziękuje – uśmiechnęłam się, zagryzając wargi – Między nami wszystko dobrze? - Zapytałam dla pewności.
       Nathan przełożył rękę nad moją głową, aby odłożyć róże na komodę i niespodziewanie porwał mnie na ręce. Zapiszczałam.
          - Dobrze? Rewelacyjnie, kochanie, nigdy nie doprowadziłbym do rozpadu naszego związku o taką błahostkę. Ten narząd, o tutaj – wskazał na swoje serce – nigdy by mi na to nie pozwolił.
       Pogładziłam jego policzek i powoli nachylałam się do kolejnego, pasjonującego pocałunku. W tej samej chwili drzwi otworzyły się i do środka weszli Siva, Tom, Max oraz Jay obściskujący się z Luizą – wszyscy obładowani pudełkami z pizzą.
          - Pięć minut później i zostałbym wujkiem – skwitował Tom, szczerząc się w naszą stronę.
       Czerwona na twarzy stanęłam o własnych siłach, Nathan spokojnie dorównywał mi kolorem. Czyżby właśnie to chodziło mu po głowie? Znowu zaczynam ten drażliwy temat?
          - Cześć Moniu – przywitał się pierwszy Siva, obdarowując mnie szerokim uśmiechem i przerywając panującą ciszę.
       Odwzajemniłam się mu tym samym i wszyscy przeszliśmy do salonu, gdzie tamci zostawili na stoliku pudełka i zaczęli się ze mną witać. Miałam szczerą ochotę się śmiać. Razem z Luizą poszłyśmy do kuchni po szklanki i napoje oraz jakieś chusteczki.
          - Już wszystko okej? - zapytała.
       Szczęśliwa pokiwałam głową i wróciłyśmy do salonu. Rozstawiłam szkło, rozlałam sok pomarańczowy i wyciągnęłam z pudełka swój trójkącik. Kiedy chciałam zająć jedyne wolne miejsce obok mojego chłopaka – w grę wchodziła jeszcze podłoga, ale ją sobie darowałam – ten, pociągnął mnie wprost na swoje kolana. Popatrzyłam na niego zdezorientowana.
          - Zbyt długo cię przy sobie nie miałem, aby pozwolić ci siadać obok – powiedział, a ja się uśmiechnęłam.
          - To takie wzruszające, lepsze niż moda na sukces – rzekł Parker i wyciągnął z pudełka chusteczkę, którą wycierał nieistniejące łzy, a potem wysmarkał w nią nos – Maxiu, chcesz?
       George udając dokładnie to samo, wziął ją od bruneta i również się w nią wysmarkał. Popatrzyliśmy na nich z obrzydzeniem i wszyscy zaczęli się śmiać.

       Po kolacji spędzaliśmy czas w pokoju Nathana. On siedział przy biurku i przeglądał na laptopie Twittera (wiem, bo zaglądałam mu przez ramię), a ja odrabiałam na łóżku lekcje, tym razem męcząc się z zadaniami z fizyki. Dwadzieścia minut zajęło mi rozwiązanie pierwszego, a dopiero byłam przy drugim.
       Westchnęłam, załamując ręce i wstałam z łóżka.
          - Kochanie, idę zrobić herbatę, też chcesz? - zapytałam opierając się o jego ramię i czytając niektóre tweety, w których wiele dziewczyn mówiło mu, że ma cudowny głos i go kochają. To takie urocze.
           - Poproszę – uśmiechnął się, odwracając twarz w moją stronę.
           - W takim razie zaraz wracam – cmoknęłam go w policzek.
       Radosna, pobiegłam do kuchni, gdzie zastałam dość niecodzienny widok – Seev, Max i Tom siedzieli pochyleni przy stole i... grali w karty. Oczywiście, nie muszę tłumaczyć, że Jay w tym czasie siedział u Luizy.
          - Od kiedy to gracie w karty? - Zaśmiałam się, stawiając pełny czajnik na kuchence i podpalając gaz. - Mniejsza... Nawet nie zawołacie do siebie Nathana, a on się teraz nudzi.
       Odwróciłam się do nich przodem i wgryzłam w soczyste jabłko. Cała trójka uniosła swoje głowy, posyłając mi wręcz mordercze spojrzenia. Ślina mi stanęła w gardle.
          - Musimy porozmawiać – odezwał się Max grobowym głosem.
       No to mam kłopoty.
_____________________
Witajcie kochani! ♥

Anonimki zwróciły uwagę na to, że moi bohaterowie pokłócili się o zupę... Po pierwsze, to jestem Wam za to szalenie wdzięczna, bo jeśli tak silne emocje wywarł na Was poprzedni rozdział, to jestem z siebie dumna, ponieważ wiem, że bardzo przesadziłam. I o to chodziło. :) A dlaczego? To się wiąże z drugą rzeczą... Mianowicie nie lubię kiedy bohaterowie są super idealni, chciałam pokazać, że moja bohaterka także jest kretynką i popełnia beznadziejne błędy, bo przecież nikt nie jest perfekcyjny. :) Mam nadzieję, że się udało, przepraszam, że  w taki sposób. xd


Rozdział dedykowany wszystkim, którzy czytają i komentują, no po prostu są, a w szczególności @jelenabizzlein z Twittera, której go obiecałam. :) Kocham Was.♥

Spokojnej nocy  i udanego weekendu słoneczka.♥

Wasza Dreamer.♥

23 komentarze:

  1. Super rozdział jestem tylko ciekawa o czym chcę Mac gadać tak na prawdę do wszyscy chcą gadać z nią czy coś się stało oby nie
    Czekam na naxta WENY!! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. O cholera. Końcówka normalnie... boję się ! Co ty tam wymyśliłaś :oooo o raaaany !
    Jejku jaki kochany ten rozdział.! Ale Artur... Przyznam, że trochę mnie zszokowal tym "lubię kiedy zadajesz mi ból"... jezu drogi masochista czy co xd nie no a tak serio to mam wrażenie, że on pomimo tego wszystkiego chce czegoś więcej niż przyjaźni. Ja to czuję :x
    Pisz mi szybko nexta bo normalnie nie wytrzymam!
    Wenyyy Kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny i ciekawy. Jestem ciekawa o czym chce porozmawiać Max, mam nadzieję, że to nic poważnego. :)
    Już nie mogę się doczekać next'a.
    Pozdrawiam ;*
    S.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super ;)
    A o czym chce porozmawiać Max? Ciekawe ...
    Zapraszam:
    mirandaithewanted.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. mogłabym ci na TT napisać jaki ten rozdział jest wspaniały ale znając życie zaczęłaby się dyskusja. tak więc aby jej nie rozpoczynać... wykorzystam bloggera.
    kochana, najlepszy moment - Nathan wcześniej w domu. no po prostu ich powitanie było wzruszające, to jak Nath traktuje swoją dziewczynę awwww.
    Max chce przeprowadzić poważną rozmowę? Klękajcie narody to już koniec świata. Chociaż to bardziej pasowałoby do wzruszonego Parkera. No i temat potrzebny - Artur.
    Lubi zadawanie bólu? To niech weźmie żyletkę i się potnie albo powiesi. Ból będzie jeszcze przyjemniejszy niż zadawany przez Monie. I tak jej kuffa nie będziesz miał.
    Także ten. Czekam na nexta bo rozmowa z Maxem.... o tak. naile się szykuje.

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział genialny :)
    No, no, no... Ja na jej miejscu zaczęłabym się bać xD

    Ale tak serio, to ta kłótnia o zupę była całkiem fajna xD
    Mi się podobało :D
    No może za ostra była, ale fajna :D

    Mwahh ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny rozdział :D
    W końcu się pogodzili *-*
    Ale końcówka? o czym muszą porozmawiać?
    Martwi mnie to czy nie wyniknie z tego czegoś złego ;c
    Mam nadzieję, że nie :)
    Weny i do nn :*

    OdpowiedzUsuń
  8. No i wkońcu dodałaś nowy rozdział. Długo było na niego czekać :) Ale na szczęście jest no i pogodzili się :) Mam nadzieje ze na 105 nie będziemy musieli długo czekać już :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziewczyno... Ty jesteś... Ty jesteś... Po prostu genialna!!
    Czytam całkiem sporo opowiadań, ale chyba Twoje sprawia mi największą radość :)
    Pomimo, że dzisiaj miałam dobry dzień, to potrafisz mi jeszcze bardziej poprawić humor, a nie wiedziałam, że to możliwe ;)
    Jak dobrze, że się pogodzili ;)
    Ale co z tą końcówką? Nie wiem czy powinnam się martwić, bo wyniknie z tego coś złego, czy śmiać, bo znając życie to chłopaki robią sobie z niej jaja... Ale pewnie okaże się niedługo ;)
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Boooosssskkkki rozdział...na na następnym rozdziale napisze więcej w komentarzu

    OdpowiedzUsuń
  11. Kdodjwifksbkwjbwkfj *.*
    Nie potrafię pojąć, dlaczego mój płacz jest w jednej chwili ze śmiechu, a w drugiej ze wzruszenia :')
    Co Ty ze mną robisz :''')
    Końcówka, OMG... Znowu kłopoty... Nienienienie, nie rób mi tego, proszę ;(
    Btw, rozdział super extra, cud, miód i orzeszki ^^
    Pozdrawiam,
    bb ;] xx.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dlaczego mam wrażenie że twoje rozdziały są coraz lepsze? W sumie to nie jest wrażenie ale fakt. Aww.. jak słodko że się wreszcie pogodzili oby było słodko dalej ^^

    OdpowiedzUsuń
  13. Jak już na twitterze Ci napisałam, masz ogromny talent!
    Rozdział jest niesamowity!
    Genialny!
    Świetny!
    Wspaniały!
    Cudowny!
    Super!

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetny *.* Kocham tego bloga ♥
    Masz talent ♥
    Weny :D
    Czekam na nn ♥
    Ps Jeżeli miałabyś ochotę to zapraszam do siebie na nowy blog - this-chance-could-be-the-last.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Dobra zaczne od tego ze nie znalazlam twojego bloga dopiero teraz ale juz wczesniej. Po prostu nie widzialam sensu komentowania np.1 rozdzialu ktory pojawil sie z rok temu :) takze teraz bd komentowac na bierzaca :) Rozdzial swietny i czekam z niecierpliwiscia na next bo jestem cholernie ciekawa o czym oni musza porozmawiac.
    PS. Sorki za brak polskich znakow ale pisze z telefonu :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Weszłam pierwszy raz na Twojego bloga i... JESTEM ZACHWYCONA!

    OdpowiedzUsuń
  17. kochana ja się zakochałam w twoim blogu on jest wspaniały znalazłam go tydzień temu i już po pierwszym rozdziale mnie wciągło chciałam więcej i więcej :D .A propo więcej można wiedzieć kiedy bedzie next ??:D

    OdpowiedzUsuń
  18. WOW! Przeczytałam twojego bloga całego od początku ;)
    Zajęło mi to 4 dni (tak długo bo szkoła i te sprawy...)
    Ale muszę przyznać, że ta historia wywarła na mnie tyle emocji, że to ryczałam, to się śmiałam i inne ;D
    Masz niesamowity talent!
    Po prostu ZAKOCHAŁAM SIĘ W TWOIM BLOGU !!!
    Życzę weny :D !
    I z niecierpliwością czekam na nn <3

    PS. Jeżeli chcesz, możesz odwiedzić mojego bloga --> isia3112.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  19. Oj Monia Monia. XD <3
    Uśmiałam się jak czytałam ;-; tak sobie czytam rozdział i tak...
    czy
    oni
    pokłócili
    się
    o
    zupę?!
    XD
    nie no w sumie lepsze to niż e fajka (if you know what i mean) XD
    Nie no zajebisty rozdział, rzygam tęczą, sram cukrem, i po prostu dsbfisdhgfuisdgfuisdgfuisdgifgsdusd pisz więcej takich. ;*
    śmiałam się do łez serio ;-;
    jestem dumna z ciebie ;*

    OdpowiedzUsuń
  20. to jest genialne ciekawe o co chodziło chłopakom XD niemoge się doczekać następnego dodaj szybko

    OdpowiedzUsuń
  21. Kiedy nn to już prawie miesiąc od ostatniego rozdziału??

    OdpowiedzUsuń
  22. świetne, piękne, cudowne opowiadanie
    z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  23. Jesteś świetna ;) Kiedy kolejny rozdział?

    Jak będziesz mieć ochotę, wpadnij :) zaczęłam tak amatorsko: http://bez-znieczulenia.blogujaca.pl/

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Layout by Yassmine