28 sie 2014

Rozdział.106

  Z dłońmi skrzyżowanymi pod głową, leżałam w pokoju i myślałam. A w zasadzie próbowałam. Czy to możliwe, że zakochałam się w Arturze? Cisza. Moje serce oraz mózg wzięły sobie urlop i opalają tkanki na Malediwach. Cudownie.
        Przez to wszystko nawet nie zauważyłam, kiedy w pokoju pojawił się Nathan.
           - Słońce, stało się coś? - zapytał. - Nawet nie przyszłaś na obiad...
        Zbliżył się do łóżka, nie pewnie siadając na nim i wziął mnie za rękę. Jego zmartwiony wyraz twarzy wywołał u mnie smutek, nie chciałam, żeby coś go dręczyło, jeszcze sobie pomyśli, że zrobił coś niewłaściwego, a przecież to nieprawda.
  Podniosłam się i wolną dłonią dotknęłam jego ciepłego policzka.
  - Po prostu myślę, jak spędzić ten czas z Luizą, bo ostatnio strasznie ją zaniedbuję.
          - Na pewno tylko tyle? - Popatrzył podejrzliwie.
  Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się.
  - Gdyby jednak coś było na rzeczy... - zawahał się lekko – Pamiętaj, że możesz mi powiedzieć o wszystkim...
  Skinęłam głową. Chłopak wstał i ucałował moje czoło, a ja walczyłam z samą sobą, żeby nie poprosić, aby ze mną został. Zanim jednak wyszedł, spojrzał na mnie ostatni raz, uśmiechnął się, jakby chciał mi tym gestem okazać wsparcie, a potem zniknął za drzwiami. I zostałam sama.
  Nie, nie sama. Zostałam z problemem, który sama sobie stworzyłam. Uhm, idiotka. Niewiele myśląc, podniosłam się, aby odwiedzić Luizę. Była jedyną osobą, która mogła mi pomóc i skrycie liczyłam, że tak będzie.
  Bez pukania weszłam do jej pokoju, co okazało się wielkim błędem – przerwałam jej (a raczej im) namiętne chwile sam na sam. Jak mogłam nie wpaść na to, że jest u niej Jay? Sierota...
  - Wybaczcie, zapomniałam zapukać – zmieszałam się – Lui, możemy pogadać? Dzięki, poczekam u siebie. - Nie czekając na jej odpowiedź, wyszłam z pomieszczenia i wróciłam do swojego pokoju.
  Położyłam się na łóżku i westchnęłam. Nie, to niemożliwe, nie mogłabym... Mogłabym? Jestem aż tak nadętą, egoistyczną i zarozumiałą świnią?
  - Oczywiście, że jestem! - wykrzyknęłam na głos.
          - Czym jesteś? - Spytała moja przyjaciółka, zamykając za sobą drzwi.
  Od razu zajęła miejsce obok mnie. Usiadłam, krzyżując nogi.
  - Tak strasznie cię przepraszam, że nie zapukałam. Powinnam była bardziej pomyśleć. -                     Odparłam posępnie i przytuliłam ją.
  - I tylko dlatego jesteś taka smutna i mnie przepraszasz...? - mruknęłam potakująco – No dobrze, a teraz mów, co tak naprawdę się stało, bo nie wyglądaliście z Nathem na pokłóconych...
  Westchnęłam posępnie, biorąc do ręki poduszkę i skubiąc jej kant.
- Chyba się zakochałam...
        Dziewczyna uśmiechnęła się i pogłaskała mnie po głowie.
  - Skarbie, nie od dzisiaj wiem, że kochasz Nathana, nie rozumiem, czemu mi to mówisz...
  - Nie chodzi o Nathana. - Spojrzała na mnie zdziwiona. - Mówię o Arturze...
  - Że co? Jak to? - Podniosła się z miejsca, a ja wdziałam malujący się na jej twarzy szok. - A co z Nathem?
  - Nathana również kocham. Kocham ich obu. - Westchnęłam i wtuliłam twarz głęboko w poduszkę.
  Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Brzmiałam niedorzecznie, niczym dwunastolatka, która nie dojrzała do uczuć, a już zaczęła zabawę w związki. W mojej głowie nie wyglądało to tak dziwnie...
  - Ty chyba sobie żartujesz! To niemożliwe, Monika błagam cię, opamiętaj się! - Wykrzyczała, chodząc po pokoju jak tornado. Po chwili jednak uspokoiła się. Przyciągnęła sobie krzesło i usiadła na przeciwko mnie. - Mogę się przynajmniej dowiedzieć, co takiego strzeliło ci do głowy? - Zmarszczyłam brwi. - Dlaczego uważasz, że kochasz Artura?
  - Nie mam pojęcia... Tak mi się wydaje. - Wbiłam wzrok w podłogę. - Cały czas mówi mi, co do mnie czuje, w dodatku zachowuje się tak... Pociągająco? Nie wiem, jak to ująć...
  Luiza tępo wpatrywała się w moją twarz, co poniekąd mnie zirytowało.
  - Serio, nigdy nie zdarzyło ci się zakochać w dwóch chłopakach jednocześnie? - Skomentowałam, wywracając oczami.
  - Wyobraź sobie, że nie. - Westchnęła. - Monia, coś takiego istnieje jedynie w durnych książkach i filmach, w których autorzy czy scenarzyści z braku pomysłu na jakikolwiek interesujący wątek, wymyślają sobie, że ich bohaterka jest rozchwytywana przez dwóch adoratorów. Pomyśl, czy to możliwe, abyś znalazła dwa zupełnie różne od siebie – nakreśliła nawias w powietrzu – ideały? Oczywiście, że nie! To jedno zawsze pozostaje tylko zauroczeniem, które przemija, bo nie jest prawdziwym uczuciem i takim się nawet nie staje.
        Starałam się przetrawić to, co właśnie usłyszałam, zastanawiając się nad każdym kolejnym słowem.   
          - A teraz pomogę ci odkryć, które z tych uczuć jest zauroczeniem i jestem prawie pewna, że drugim Kolumbem nie będę. - Kontynuowała.
  Sięgnęła po zeszyt, leżący na biurku i wyrwała z niego kartkę, następnie wzięła długopis i zabrała się za pisanie czegoś, czego kompletnie nie widziałam. Trochę trwało, aż w końcu zobaczyłam jej ukończone dzieło. Wystawiła kartkę w moją stronę. Na samej górze widniało imię ''Nathan'', a pod spodem od myślników wypisane były jakieś wyrazy... Gotowanie, siłownia, język, charakter...
  - To jest, że tak to zabawnie ujmę, kartoteka Natha. - Uśmiechnęła się. - Wypisałam tutaj wszystko to, co zrobił dla ciebie i o czym jednocześnie wiem.
  Uśmiechnęłam się. Byłam prawie pewna, że te dwie kolumny były niczym w porównaniu do wszystkiego, co od niego otrzymałam.
        Luiza przewróciła kartkę na drugą stronę.
- A tutaj masz wszystko to, co zrobił dla ciebie Artur.
  Oprócz jego imienia, na kartce nie było kompletnie nic. Zmarszczyłam brwi.
  - Gdybyś miała jeszcze jakieś problemy w rozpoznaniu, który z nich darzy cię prawdziwym uczuciem – skonsultuj się z psychiatrą. - Uśmiechnęła się, gniotąc kartkę w kulkę i rzucając ją na biurko.
  Zszokowana wpatrywałam się w podłogę, nie mogąc pojąć, jak bardzo głupia byłam, myśląc, że zakochałam się w Arturze. Pomyliłam dwa tak skrajne pojęcia...
  - Artur po prostu lubi zdobywać dziewczyny, a ty jesteś trudną ofiarą, ponieważ od ponad roku nieustannie dajesz mu kosza, co jeszcze bardziej go nakręca. Nie pozwól mu wygrać, wątpię, żeby chciał być z tobą dłużej niż dwa tygodnie, bo potem mu się znudzisz. Taki typ człowieka. - Położyła dłoń na moim ramieniu. - I zamiast zaprzątać sobie głowę takim frajerem, lepiej zajmij się Nathem, bo snuje się po domu jak cień. Jest kompletnie rozkojarzony, nie ma pojęcia, co się z tobą dzieje. - Spojrzałam na nią. - Nie wiedziałam, że James może się okazać taką kopalnią wiedzy...
  Obie się zaśmiałyśmy. Popatrzyłam na przyjaciółkę z ogromną wdzięcznością. Jestem jej winna wielki kubełek lodów z bitą śmietaną, polewą o smaku toffi i kokosową posypką.
  - Dziękuję – przytuliłam ją mocno, co odwzajemniła – Kretynka ze mnie, a ty otworzyłaś mi oczy.
  - Nie masz za co, skarbie – uśmiechnęła się. - A teraz wybacz, ale wracam do mojego Romea i tobie też to radzę.
  - Och, jestem pewna, że James przyjmie mnie z otwartymi ramionami...
  - Świnia! - Rzuciła we mnie poduszką i wyszła.
  Zaczęłam się śmiać, z ogromną ulgą lądując plecami na materacu. Jak mogłam tak po prostu dać się mu omamić... Najważniejsze, że wiem, że to wszystko, co sobie wyobrażałam jest nieprawdą. Przecież mam już mojego księcia z bajki, czego ja jeszcze chciałam? Chyba na niego nie zasługuję, muszę się bardziej postarać.
  Podniosłam się na równe nogi i wreszcie, szczerze uśmiechnęłam. Jedyne na co miałam teraz ochotę, to pójście do Nathana i pokazanie mu, że się ogarnęłam i już nie gadam głupot. Gdy tylko pomyślę, ile krzywdy mogłabym mu tym wyrządzić... Chyba bym sobie tego nie wybaczyła.
  Udałam się prosto do pokoju chłopaka. Bez pukania uchyliłam drzwi i lekko zajrzałam do pokoju. Siedział przy swoim biurku, a jego wzrok utkwiony był w ekranie laptopa.
          - Co robisz? - zapytałam, uśmiechając się.
  Widząc mnie, błyskawicznie zdjął z nosa okulary, które odłożył na bok i podniósł się z miejsca.
  - Kompletnie nic, jestem do twojej dyspozycji. - Odparł, nie pewnie patrząc w moją stronę.
        Zakryłam usta dłonią, ledwo powstrzymując śmiech. Podeszłam do niego i przytuliłam się,  czując jak jego silne ramiona zamykają mnie w szczelnym uścisku.
  - Kocham cię, mój Romeo. - Wyszeptałam, patrząc mu prosto w oczy.
  Widziałam jak jego twarz rozświetla uśmiech, który był dla mnie jednym z najcudowniejszych widoków. Nic nie sprawiało mi większej radości, niż uczucie, że Nathan jest szczęśliwy. Czułam się wtedy niesamowicie spełniona, niczego więcej nie potrzebowałam...
  Poczułam, jak zanurza dłonie w moich włosach, robiąc to z idealną delikatnością, a potem jego usta dotknęły moich... Przymknęłam oczy z rozkoszy. Nie mogłam pojąć, co ten chłopak w sobie miał, że za każdym razem, kiedy tylko zaczynał mnie całować, moje ciało dostawało nagłego paraliżu, a ja nie byłam w stanie wykonać żadnego ruchu... Uśmiechnęłam się, a kiedy on przerwał pocałunek, popatrzyłam w jego niesamowite oczy.
  - When your lips touch mine, it's the kiss of life... - Wyszeptałam, ujmując jego twarz w swoje dłonie.
  - I know that it's a little bit frightening. We might as well be playing with lightning... - Zakończył, całując wnętrze mojej dłoni.
  Przytulił czoło do mojego i kładąc dłonie na mojej talii, zaczął nas leciutko kołysać. Brakowało nam tylko muzyki i jakiegoś bardziej intymnego miejsca, które od razu pojawiło się w mojej głowie.
  - Chodź, zrobię dla ciebie kolację, bo nic dzisiaj nie jadłaś... - Szepnął, biorąc mnie za rękę i przerywając tę romantyczną chwilę.
  - Jadłam śniadanie... - Oburzyłam się tonem małego dziecka, któremu właśnie ktoś zabrał ulubioną zabawkę.
  - Kilkanaście godzin temu? - Spojrzał na mnie, jakbym co najmniej zagroziła mu, że spalę wszystkie jego ukochane czapki.
        Poddałam się. I tak z nim nie wygram.
  Zeszliśmy na dół. W salonie nie zastaliśmy żywej duszy, tym bardziej w kuchni, co było dziwne, bo zazwyczaj oba te miejsca były w dużej mierze oblegane przez płeć męską, a szczególnie tę bez swojej połówki u boku. Nastawiłam wodę na herbatę, czekając na dalsze rozkazy, jednak nie usłyszałam żadnych. Chłopak przyglądał mi się dłuższą chwilę, a ja kompletnie nie wiedziałam, o co mu chodziło, chociaż jednego byłam pewna – to było okropnie krępujące. W końcu bezradnie spuściłam głowę, powstrzymując rumieniec, które już-już wylewał się na moją twarz. Niespodziewanie Nathan złapał mnie za biodra i posadził na blacie. Zagryzając wargę, oplotłam go kolanami w pasie i zarzuciłam mu swoje dłonie na kark.
  - Mmmm, chyba zacznę od deseru... - Wymruczałam prosto w jego usta, przymykając oczy.
  - Jedyny raz, w którym nie miałbym nic przeciwko.
  Ułożył swoje dłonie na moich biodrach i dał mi lekkiego całusa. Spojrzeliśmy sobie w oczy, uśmiechając się do siebie. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie...
  - Na co moja księżniczka ma ochotę? - Zapytał, masując mój podbródek.
          - Na księcia, ale naleśnikami również nie pogardzi. - Zaśmiałam się.
  - Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. - Ukłonił się w pas i zabrał za przygotowywanie ciasta.
  Zaklaskałam w dłonie, obserwując jego ruchy, kiedy oboje usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili w progu pojawili się Max, Tom oraz Siva z pełnymi reklamówkami bliżej nieokreślonych mi produktów.
  - Hej, chłopcy! - Pomachałam do nich, a ci od razu skierowali się w naszą stronę.
  - Mamy alkohol! - Zaśmiał się Tom.
  Cała trójca ustawiła na stole swój dobytek, zacierając ręce z radości lub zimna. Kto ich tam wie...
  - Liczyłam raczej na zwykłe: ''Cześć'' – Wywróciłam oczami. - Na co to wszystko? Robicie jakąś mini imprezę i nawet mnie nie zaprosiliście? - Zrobiłam smutną minę.
- Dzisiaj mecz – Manchester City kontra Aston Villa! - Zagwizdał Max
- A my robimy pyszne naleśniki, prawda Nath? - Dotknęłam ramienia chłopaka, na co ten odwrócił się i posłał mi uroczy uśmiech. Tak naprawdę to on je robił, ale cicho. - Zjecie z nami?
- Jasne! - Odpowiedzieli chórem i poszli odwiesić kurtki oraz umyć ręce.
  Wyłączyłam gotującą się wodę i zalałam wrzątkiem siedem kubków z saszetką herbaty w środku, po czym posłodziłam je.
  - Kochanie, co z twoim telefonem? Odnalazłaś go? - Przerwał panującą ciszę Nathan.
  - Niestety nie, Natty... Kompletnie nie wiem, gdzie mogłam go zapodziać, nigdy mi się to nie zdarzało. - Posmutniałam. - Zupełnie jakby rozpłynął się w powietrzu...
  W tym samym czasie, do kuchni wrócili nasi trzej muszkieterowie.
  - Co jest siostra, czemu jesteś smutna? - Tom przytulił mnie do siebie.
  - Nie może znaleźć telefonu. - Odpowiedział za mnie Sykes, a ja tylko pokiwałam głową i wtuliłam się w braciszka.
  - No to jeszcze go jej nie dałeś? - Max wywrócił oczami i poszedł do salonu.
  - Nie dał czego? - Odsunęłam się od Parkera i popatrzyłam na wszystkich. - Znaleźliście mój telefon? Gdzie był?
  Po chwili George wrócił z małym, białym pudełeczkiem.
  - Proszę – wręczył mi je – to twój telefon.
  Spojrzałam na opakowanie.
  - Nie, to nie jest mój telefon. Nigdy nie miałam iPhone'a.
  - No to już masz.
  Cała trójca wzruszyła niedbale ramionami na migi wskazując, że sprawcą tego występku jest Nathan.
  - Okeeeej, Atosie, Portosie i Aramisie, żegnam do salonu. A D'Artagnan zostaje ze mną.
  Kaneswaran, Parker i George w zaskakująco szybkim tempie wyszli, a ja podeszłam do Sykesa.
          - Co to ma znaczyć, Nath? - Położyłam pudełko na szafce i skrzyżowałam dłonie na piersi.
  - A co się stało z Nattym? - Uśmiechnął się. Posłałam mu mordercze spojrzenie. - No dobrze... Chciałem sprawić ci niespodziankę, w końcu i tak nie możesz znaleźć tamtego, więc proszę, weź ten.
  Pokręciłam głową, patrząc mu prosto w oczy.
  - Nie Nath, nie mogę go przyjąć, nie jestem z tobą dla twoich pieniędzy. - Widziałam, że próbował zaprotestować, ale szczelnie zamknęłam mu usta pocałunkiem. - Nie wracajmy do tego, skarbie. - Uśmiechnęłam się.
  Zabrałam pudełko z blatu i nie oglądając się za siebie, ruszyłam w stronę pokoju Sykesa. Będąc na miejscu, wsunęłam prostokącik do jednej z licznych szuflad i wyszłam z pokoju. W korytarzu przypomniałam sobie o Luizie i Jayu. Na pewno są głodni. Tak więc, zanim zeszłam z powrotem do kuchni, udałam się do naszych gołąbków.
  - Proszę – usłyszałam głos mojej przyjaciółki.
  Wsunęłam się lekko do środka.
  - Zapukałam! - Zaśmiałam się. - Robimy z Nathem naleśniki, macie może ochotę?
  Widziałam jak Luiza promienieje na twarzy i mimowolnie również się uśmiechnęłam.
  - Jasne! - Odparł jedyny niewtajemniczony. - Zaraz przyjdziemy.
  - Okej, to czekamy na was.  - Pomachałam im.
  Wsunęłam dłonie w tylne kieszenie spodni i w podskokach wróciłam do kuchni. Przechodząc przez salon podziwiałam chłopców, którzy trzymając w dłoniach puszki piwa, komentowali mecz, który się jeszcze nawet nie zaczął.
  Nathan smażył już naleśniki, pachniało nieziemsko.
  - Mam nadzieję, że robisz ich dużo, bo jest wielu chętnych. - Zaśmiałam się. - Słońce, mogłabym skorzystać z twojego telefonu? - Spojrzał na mnie, unosząc pytająco brew. - Chciałabym napisać do Artura i oznajmić, że jutro ty mnie zawozisz do szkoły. - Wyszczerzyłam się.
  Chłopak uśmiechnął się dumnie i wystawił pupę w moją stronę. Z początku nie wiedziałam, o co mu chodzi, ale już po chwili skojarzyłam, że to właśnie tam trzyma swój aparat. Bez problemu
wyjęłam go. Wystukałam na klawiaturze ciąg znaków układający się w zwięzłą całość, podpisałam się i kliknęłam wyślij.
  - Załatwione, mój ty zazdrośniku. - Odłożyłam telefon na blat i przytuliłam się do niego. - Nikt nie jest w stanie mi ciebie zastąpić...


  Jedynym powodem, dla którego tego ranka byłam wściekła, okazała się szkoła. Wchodząc do niej, niewątpliwie mogłam wyglądać jak seryjny zabójca wracający z urlopu. Moja postawa, mimika twarzy, czarne myśli... Pożałowałam, że nigdy nie wzięłam udziału w castingu do horroru. Byłabym idealna.
  - Uśmiech, śliczna! - Usłyszałam głos Artura.
  Uniosłam głowę i nim zdążyłam zorientować się, co się dzieje, brunet zrobił mi zdjęcie swoją komórką. Na pewno wyszłam okropnie, jak potwór. Czyli jak zawsze.
  - Zachowaj to zdjęcie do mojego portfolio, przyda mi się. - Mruknęłam, przechodząc obok niego obojętnie.
  Komitet powitalny się znalazł. Wzięłam głęboki oddech. Jak mogłam wczoraj myśleć, że jestem w nim zakochana? Kretynka.
  Odwiesiłam rzeczy na wieszak i według planu, udałam się pod salę lekcyjną. Po niecałej minucie zjawił się przy mnie Artur.
  - Śniłaś mi się dzisiaj... - Szepnął, przysuwając się do mnie.
  - Och, czyżbym goniła cię z siekierą po polu kukurydzy? - Zdezorientowany, pokręcił głową. - Szkoda. Może następnym razem się uda.
  Nie odezwał się, chyba wyczuł, że nie mam humoru na jego gierki. Chociaż on pewnie tak tego nie nazwał...
  Od niechcenia rozejrzałam się po korytarzu, nagle zauważając Dianę. Szczęka mi opadła. Miała na sobie długie, białe kozaki, lateksową czarną spódniczkę i różowy top. Wyglądała jak dziwka, a najgorsze było to, że jej przyjaciółki były ubrane podobnie.
  - Gdyby miała torebkę z pieskiem, pomyślałabym, że to Paris Hilton.
  Zdecydowanie stała się atrakcją, co szalenie jej się podobało.
  - Powiedz mi, co Michał w niej widzi, bo jakoś ciężko wymienić mi jedną pozytywną rzecz, za którą by mógł.. - Skomentował Artur.
  Zadzwonił dzwonek. Na szczęście.
  Nasza klasowa księżniczka wraz ze swoją elitą udała się w stronę sali, a my zaraz za nią
  - Musisz przyznać, że jest ładna i ma świetną figurę. - Pokiwałam głową sama do siebie.
  - Nie zmusisz mnie, żebym to powiedział! - Zrobił zniesmaczoną minę, wymachując  rękami jakby chciał mi coś zademonstrować, na co zaczęłam się śmiać.
  Zapowiadał się całkiem przyjemny dzień.


  Wyszłam ze szkoły w towarzystwie Michała i Artura, Luiza kończyła dużo wcześniej, więc odebrał ja Jay. Szkoda. Chłopaki zawzięcie o czymś dyskutowali, a ja z uśmiechem, nudziłam się słuchając ich bredni. Obgadywanie dziewczyn ze szkoły w moim towarzystwie? Serio? Cieszyłam się jedynie z tego, że Diana nie szła z nami. Nie zniosłabym jej obecności.
  - Niech przestanie wiać... - Mruknęłam do siebie, ciaśniej wciskając się w swój płaszcz i pociągając nosem.
  Myślałam, że któryś z nich przynajmniej zareaguje, ale bez odzewu.
  - Artur, czy mógłbyś dać mi chusteczkę? Mam katar. - Oznajmiłam z wyrzutem, podnosząc ton głosu.
  - Jasne, jasne, wyciągnij sobie. - Odparł i powrócił do rozmowy z Michałem.
  Wywróciłam oczami. Jeśli właśnie okazał mi przyjaźń, to niech piorun strzeli. Tak, myślałam....
  Sięgnęłam do jego torby, kompletnie nie wiedząc, gdzie szukać. Zaczęłam od najmniejszych kieszonek, ale tam ich nie było. Otworzyłam największą przegródkę, w której były książki, przejrzałam je dokładnie, jednak kolejne rozczarowanie. Moją ostatnią deską ratunku była  ukryta w bocznej części kieszonka, na którą się w niej natknęłam. Rozsunęłam maleńki suwaczek i wsunęłam do niej rękę.
  - Artur, chyba nie masz... - Zacięłam się, natykając się na coś.
  Wyciągnęłam rękę.
  - Mój telefon... - Szepnęłam oniemiała. - Jakim cudem...
  Spojrzałam na Artura. Patrzył na mnie przerażonymi oczami, a ja stałam jak sparaliżowana nie wiedząc, co zrobić ani co powiedzieć.
  - Monika, to nie tak jak myślisz... - Zaczął.
  Niemal czułam jak do moich oczu cisną się łzy. Poczułam się oszukana. Jak on mógł!
  - Nie chcę cię słuchać! - Wysyczałam głosem przepełnionym jadem.
  Zbiegłam po schodach, zmierzając prosto do wyjścia z terenu. Na moje szczęście, Nathan właśnie parkował samochód. Zanim zdążył wysiąść, ja zajęłam miejsce pasażera.
  - Jedźmy już. - Rzuciłam na przywitanie, spoglądając w szybę.
  Widziałam zatroskaną twarz Niebieskookiego, kiedy odjeżdżaliśmy. Miałam to gdzieś, poczułam się okropnie.
  - Coś się stało, księżniczko? - Nathan wziął mnie za rękę i ucałował moje kosteczki, uważając na drogę.
  Na moment uśmiechnęłam się. Był uroczy.
  - Znalazłam telefon – pomachałam mu nim przed nosem i westchnęłam – był w rzeczach Artura. Nie mam pojęcia, dlaczego go wziął...
  Posmutniałam. Ufałam mu, wierzyłam, że to mój przyjaciel, że chce mi pomóc. Co on zamierzał tym osiągnąć?
  - Nie smuć się. Na obiad jest risotto, mam nadzieję, że poprawi ci humor. - Uśmiechnął się.
  - Zdecydowanie! Jesteś kochany. - Cmoknęłam go w policzek.
  Byłam mu wdzięczna za to, że mnie nie oceniał i nie ciągnął tematu. Musiałam to dobrze przemyśleć i wszystko sobie uporządkować. Artur mnie zawiódł, konsekwencje nie mogły go ominąć.
  Dojechaliśmy do domu, w ciszy, która kompletnie nam nie przeszkadzała. Z uśmiechem weszliśmy do domu, rozebraliśmy się z kurtek i we dwójkę zasiedliśmy do obiadu. Reszta zjadła wcześniej i udała się na poobiednią drzemkę.
  Cisza jaka panowała w całym domu, bardzo mi pasowała. Sama miałam ochotę na sen.
  - To co robimy? - Zapytał Nath, kiedy kończyłam zmywać.
  Objął mnie w pasie i przytulił się do mnie.
  - Dawno nie oglądaliśmy telewizji, co ty na to? - Przechyliłam głowę, aby móc na niego spojrzeć.
  - Z tobą wszystko. - Pocałował mnie lekko.
  Uśmiechnęłam się i pociągnęłam go na kanapę w salonie. Nathan włączył telewizor, a ja sięgnęłam po leżącą na szklanym stoliku gazetę, aby sprawdzić, co grają. Szczerze? Gruszek na wierzbie się nie spodziewałam...
  Nagle przerwał nam dzwonek do drzwi. Spojrzeliśmy po sobie zdziwieni.
  - Czekasz na kogoś? - zapytał Nathan.
  Pokręciłam głową.
  - Może to Kevin? Albo Artur... - Mruknęłam. - Otworzę.
  Podniosłam się i czym prędzej ruszyłam do niecierpliwiącego się gościa, który nie przestawał dzwonić. Otworzyłam drzwi.
          - Witaj, Monisiu. Gdzie jest Tom?
  Moje oczy zrobił się niczym pięciozłotówki.
  - Kelsey? Chodź, słońce. - Otworzyłam szerzej drzwi. Blondynka posłusznie weszła do środka. - Tom, jest u siebie w pokoju. - Uśmiechnęłam się do niej. - Coś się stało?
  Wyglądała na wściekłą, zastanawiałam się, co mogło się stać. Jeszcze nigdy nie widziałam jej w takim stanie.
  Po chwili, usłyszałyśmy skrzypnięcie drzwi dobiegające z góry i automatycznie nasze spojrzenia powędrowały na schody. Na samym ich szczycie stał Tom, który przecierał zaspane oczy.
  - Ty świnio, zdradziłeś mnie! - Krzyknęła Hardwick, biegnąc wściekła w stronę Parkera.
_______________________
Nie wierzę, że przez całe wakacje dodałam tylko dwa rozdziały. Jestem beznadziejna, ale zamierzam doprowadzić do tego, aby ten rok był zdecydowanie lepszy i owocniejszy w nowe rozdziały. Musi tak być!
Ostatnio wzięło mnie na wspomnienia... Przeczytałam setny rozdział i się popłakałam, ale jeszcze więcej łez wylałam na czytaniu Waszych komentarzy. Kocham Was i dziękuję za wszystko, jesteście moją motywacją. Dzięki tamtej chwili dostałam wielkiego kopa, aby pisać i o to jest - beznadziejny, jak zawsze, ale jest - rozdział. Wybaczcie, że jestem okropna w wyrażaniu uczuć, przepraszam, ale wszystko dzięki Wam, moje słonka. ♡

A tutaj piosenka, której ostatnio na okrągło słucham i przez jakieś sześć godzin non stop towarzyszyła mi w pisaniu.

Czekam na Wasze skargi i zażalenia! ♡

Wasza Dreamer.♥

11 komentarzy:

  1. Rozdział fajny... Tylko zastanawia mnie fakt nie związany z opowiadankiem, a twoim blogiem. Czemu nie można odwiedzić twoich poprzednich rozdziałów. Pokazuje ze blog został usunięty??? Mogłabyś coś z tym zrobić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Omg, nie wiedziałam, że istnieje taki błąd. Oczywiście, dołożę wszelkich starań, aby wszystko zaczęło poprawnie funkcjonować. :(

      Usuń
    2. Dzięki :)

      Usuń
    3. 42 rozdziały ci jeszcze pozostały?

      Usuń
  2. Koooooocham Cię, wiesz? ♥ :D
    i ten rozdział też. xx
    nareszcie jest. i jest cudownyy.
    tak, wiedziałam że Monikaa się ogarnie! :D
    Artur to świnia!- zdania nie zmienię.xd

    pisz następny Skarbie! :) xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Toooom?! Zdradził Kelsey! Mam nadzieję, że się jakoś pogodzą... :) A ten cały Artur to jedna wielka świnia!
    Ale rozdział jest zajebisty! Czekam na więcej! ♥ Życzę wenyyy! ;))
    PS. Piosenka jest cudowna *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem czy zawuażyłaś, ale jest jakiś błąd, bo nie można wejść do pierwszych rozdziałów.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział. Jestem ciekawa po co Arturowi był telefon Moniki. Już nie mogę się doczekać następnej części.
    Pozdrawiam ;)
    S.

    OdpowiedzUsuń
  6. A tu nadal ponad czterdzieści rozdziałów nie jest przeniesionych :( szkoda

    OdpowiedzUsuń
  7. Słońce!
    Pamiętasz może taka popieprzoną pozytywnie osóbkę jak Indica?
    Był taki blog tam była taka Annalyne i ona też była z Nathanem i ja chciałam doprowadzić do śmierci obojga i ona wyfrunęła do Polski, była też Mattie, i moja ukochana Sara fryzjerka TW!
    Cóż mówię ja, bo Indica to ja.
    Nie zauważyłaś na pewno, że zdążyłam się usunąć ( oks, poszła łza)
    Wredne sucze z mojej szkoły, żeby wchodzić na mój profil na informatyce i przeglądać historie to się w głowie nie mieści ( chociaż u nich się mieści, bo mózgu nie ma także no problem).
    Tak więc wracam jako Sativa ( P.S. Nadal jestem odmianą marihuany ;) )
    Będę kontunować Sarę.
    NA RAZIE SKORZYSTAM Z # REKLAMATAJM
    Zapraszam Ciebie i nie tylko Ciebie na:
    o-wszystkim1.blogspot.com
    Hah ja i moje zboczenie zawodowe z o na początku linków ( to było o-tw)











    Sativa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co do rozdziałów.
      ZABIJĘ TOMA, ARTURA, DIANĘ, ROSÓŁ przy najbliższej okazji ;)
      Napisałabym więcej, ale na razie jestem skoncentrowana na tym jak można się pokłócić o RoSóŁ.
      No dobra, można.
      ALE JAK?!
      I w ogóle WTF ( Where's The Food )
      Idę na kolację

      Usuń

Obserwatorzy

Layout by Yassmine